Krach na rynku ropy naftowej zmusił Arabię do pierwszej w historii pożyczki, pogłębił kryzys w Rosji, wydrenował budżet dwóch największych afrykańskich producentów – Nigerii i Angoli, zachwiał królestwem Norwegii i zmusił do poważnych cięć budżetowych w Wenezueli, Kolumbii, Ekwadorze czy Meksyku. Ustabilizowana cena 50 dol. za baryłkę wystarczy, aby poprawić sytuację krajów ropą stojących? – Tylko nielicznych – podkreśla Grzegorz Maziak, ekspert rynku paliw z e-Petrol.
Wartość baryłki ropy naftowej w szczycie kryzysu straciła 70 proc w stosunku do lata 2014 roku. Doprowadziło to do największego od ponad dwóch dekad kryzysu naftowego.
Okres niskich cen ropy i bessy na rynkach naftowych dobiega końca - przekonywali minister energetyki Arabii Saudyjskiej Chalid ibn Abd al-Aziz al-Falih ze swym rosyjskim odpowiednikiem Aleksandrem Nowakiem podczas wspólnej konferencji w Rijadzie.
Wcześniej, gdy Władimir Putin obiecał, że Moskwa w ślad za OPEC pierwszy raz od roku przykręci kurek, ceny skoczyły ponad ponad 53 dol. Po tych wzrostach ceny minimalnie zaczęły spadać, ale ustabilizowały w okolicach 51 dol. za baryłkę.
To dopiero połowa wartości czarnego złota sprzed krachu, kiedy za baryłkę płacono około 100 dol. Czy można więc mówić o końcu naftowego kryzysu? – Wydaje się obecny poziom światowego wydobycia rynek jest w stanie wchłonąć. Wydaje się, że okres nadprodukcji mamy już za sobą. To oznacza pewną stabilizację – przyznaje Grzegorz Maziak, ekspert rynku paliw e-Petrol.
Równowaga na rynku nie jest trwała. Duże nadzieje pokłada się w porozumieniu pomiędzy OPEC a Rosją w sprawie ograniczenia produkcji. - Do końca listopada rynki będą w nie wierzyły i ropa będzie kosztowała w okolicach 50-53 dol. Pamiętajmy jednak, że od kilku ładnych lat OPEC sam ze sobą nie może się porozumieć, a co dopiero z Rosją. Zatem nie wiadomo do końca, co tu się jeszcze wydarzy - mówi analityk.
Już teraz mówi się o możliwym fiasku rozmów. Nigeria i Libia ze względu na trudną sytuację wymogły na OPEC zgodę na wykluczenie z ograniczeń wydobycia. W ślad za nimi chce iść również Irak. Jeśli z porozumienia wyłamią się kolejne kraje, cena znów spadnie do poziomu około 40 dol.
Niskie ceny pogrążają kraje
Krach światowych cen ropy naftowej doprowadził do poważnych kłopotów finansowych kraje, których gospodarka oparta jest na czarnym złocie. W ubiegłym roku Arabia Saudyjska miała rekordowy deficyt budżetowy w wysokości prawie 100 mld dol. Braki w państwowej kasie zmusiły Saudów do wyciągnięcia ręki po pieniądze zagranicznych inwestorów. Pierwszy raz w historii wyemitowali obligacje i od razu na rekordową kwotę 17,5 mld dol.
Niska cena ropy to również przekleństwo dla objętej sankcjami Rosji. Jeszcze niedawno szacowano, że na taniejącej ropie kraj Putina może stracić równowartość nawet 1,2 proc. PKB, jeśli ceny utrzymają się na poziomie 90 dol. za baryłkę. Obecnie światowe ceny ropy spadły do około 50 dol. za baryłkę.
Sprawdź aktualną cenę ropy naftowej src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1408877095&de=1477260000&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=oil.z&colors%5B0%5D=%230082ff&fg=1&fr=1&w=600&h=300&cm=0&lp=1&rl=1"/>
Również najbogatszy kraj Skandynawii znalazł się w kryzysie naftowym. Norwegia pierwszy raz w historii zmuszona była sięgnąć do rezerw. Już w marcu rząd w Oslo wycofał ze specjalnego funduszu 6,7 mld norweskich koron, czyli w przeliczeniu 781 mln dolarów na ratowanie sytuacji.
Jak alarmował pod koniec stycznia ekonomiczny dziennik "Dagens Naeringsliv", opierając się na wyliczeniach Ministerstwa Finansów, jeśli ceny czarnego złota utrzymają się na niskim poziomie, Norwegia może stracić nawet dwie trzecie swojego majątku.
Z kolei dwóch największych afrykańskich producentów – Nigeria i Angola – zmuszonych zostało zwrócić się o pomoc finansową do Banku Światowego. Deficyty budżetowe wymagają poważnych cięć w wydatkach publicznych: Wenezueli, Kolumbii, Ekwadoru, Meksyku, a nawet Kanady.
50 dol. za baryłkę wystarczy?
Zapowiedziany przez ministrów Rosji i Arabii Saudyjskiej koniec bessy i ich optymizm w stosunku do cen czarnego złota oznacza, że obecna cena wystarczy, aby kraje, których gospodarka zależna jest od ropy, wyszły z kryzysu?
Według szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego ropa naftowa musiałaby podrożeć aż do 80 dol., by budżet królestwa Arabii Saudyjskiej został uratowany. W stosunku do Rosji mówi się o cenach z poziomu sprzed krachu (100-120 dol.).
Grzegorz Maziak wskazuje jednak, że zarówno Kreml, jak i Saudowie mocno zacisnęli pasa. – Kraje te dostosowały wydatki do obecnej sytuacji. Dla Rosji i Arabii stabilna cena 50-60 dol. za baryłkę może wystarczyć, aby zażegnać kryzys – przekonuje ekspert e-Petrol..
Saudowie podobnie jak Norwegowie doświadczeni krachem na rynku zainwestowali w stronę zielonej energii i nowych technologii. Ekspert e-Petrol podkreśla, że zwłaszcza Skandynawowie bardzo rozsądnie podeszli do kwestii dywersyfikacji i uniezależnienia gospodarki od cen czarnego złota.
Nie dla wszystkich jednak nawet długo utrzymująca się obecna cena będzie wystarczająca. – Wśród krajów zatoki poziom wydatków wciąż jest bardzo wysoki. Koszty wydobycia grają tu ważną rolę – wyjaśnia Maziak.
Ale nie tylko ten region wciąż będzie borykał się z problemami. Jak przekonuje ekspert, dla Wenezueli, w której koszty wydobycia ropy są bardzo duże, cena 50 dol. za baryłkę jest wciąż stanowczo zbyt niska.