Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

Premier Kazimierz Marcinkiewicz realizuje swoją misję zarówno na przekór PO, jak i chyba na przekór samego PiS.

0
Podziel się:

Pan Premier Kazimierz Marcinkiewicz realizuje swoją misję zarówno na przekór PO, jak i chyba na przekór samego PiS. Mając tylko 155 szabel w Sejmie jest dziwnie przekonany, że uzyska poparcie. Choć matematyka temu przekonaniu przeczy.

Premier Kazimierz Marcinkiewicz realizuje swoją misję zarówno na przekór PO, jak i chyba na przekór samego PiS.

Pan Premier Kazimierz Marcinkiewicz realizuje swoją misję zarówno na przekór PO, jak i chyba na przekór samego PiS. Mając tylko 155 szabel w Sejmie jest dziwnie przekonany, że uzyska poparcie. Choć matematyka temu przekonaniu przeczy.

Premier, z wykształcenia fizyk, zdaje się jednak obecnie prawami matematyki nie przejmować, albowiem misja i wiara silniej mówią do niego, niż matematyczno-fizyczne szkiełko i oko. Co dowodzi prawdziwości starego ludowego przysłowia, iż to właśnie szewc bez butów chodzi.

Dotychczas na polityków z reguły obrażali się wyborcy. Nie chodzili licznie na wybory, w sondażach obdarzali klasę polityczną zaufaniem w okolicach błędu statystycznego, zaś sejm i rząd nazywali cyrkiem. Przyszedł czas na rewanż i począwszy od zakończenia wyborów 2005 roku to politycy obrażają się na wyborców. Nie ma koalicji, nie ma rządu, nie będzie IV Rzeczpospolitej.

Ręce zaciera za to ten, który już od mniej więcej września rozdaje karty i pociąga za sznurki. To on ma wygrać następne wybory i zaorać całą scenę polityczną zgodnie z rzemiosłem wyniesionym z domu. To Andrzej Lepper wybrał prezydenta, to Andrzej Lepper rozwalił koalicję, to Andrzej Lepper tworzy rząd premiera Marcinkiewicza – oczywiście pośrednio, cwaniacko, bowiem politycy PO i PiS zachowują się jak dzieci. Korzystając z ich dziecinnych skłonności do obrażania i bratobójczej walki o prestiż, służby i sondaże, Andrzej Lepper zdobywa krok po kroku szczyty władzy, będąc tak naprawdę samotnym politykiem – bo chyba nikt nie bierze poważnie pod uwagę jego zaplecza w parlamencie.

Ale wróćmy do rządu. Zdumiewają mnie niektóre decyzje Kazimierza Marcinkiewicza. Z jednej strony mówi się o reformach, obniżaniu deficytu budżetowego i podatków, ale z drugiej powołuje z jakiegoś prywatnego kapelusza na ministra finansów promotorkę swojej nie napisanej ostatecznie pracy doktorskiej. Teresa Lubińska zaś prezentuje socjalistyczne poglądy gospodarcze jakby żywcem wyjęte od kanclerza Schroedera zza Odry. Deficyt większy – miliard czy dwa, w tą czy w tamtą stronę, wszystko jedno. Tajemnicze hasło o wydatkach państwa na naukę i „technologię” – wzięte chyba z tow. Gierka, który przecież zasłynął ze sprowadzania do Polski mnóstwa nikomu nie zdatnych do niczego „technologii”.

Pani Minister wyobraża sobie, że gospodarką można ręcznie sterować, że minister jest od tego, żeby decydować która branża ma się rozwijać a która nie. Minister Lubińska wie lepiej, czy potrzebne są nam fabryki „guzików” czy też „hipermarkety”, szczególnie te brytyjskie. A wydatki socjalne mamy za małe, a nie za duże, bo jest bieda i basta. Oj, czuję że po jej rządach bieda jeszcze wzrośnie. Bo rynek Teresa Lubińska to chyba zna tylko z autopsji - jak robi zakupy warzyw i owoców. A ostatnio rząd twierdzi, że i tak na wszystko wystarczy środków, a pomimo to deficyt budżetowy będzie mniejszy. Znowu ta matematyka...

Kolejna sprawa, której nie rozumiem to polityka prorodzinna rządu. Z jednej strony słyszymy zapowiedzi ulg w PIT na dzieci, wprowadzenie (w porozumieniu z LPR) becikowego, ale z drugiej strony PiS twardo stoi na stanowisku kontynuacji przymusowego systemu ubezpieczeń społecznych. Co oznacza, że wszelkie próby wzrostu prokreacji możemy skazać już na wstępie na porażkę.

Sama ulga na dzieci też została skonstruowana antyrodzinnie. Na każde dziecko 100 zł. miesięcznie, chyba ze to jedyne dziecko – bo wówczas tylko 50 zł. Ta skomplikowana formuła kryje w sobie formułę znacznie prostszą i w pełni odpowiadającą propozycji premiera – na pierwsze dziecko 50 zł., na drugie 150 zł., na trzecie i każde następne – 100zł. Taki system zniechęca małżeństwa bezdzietne do starania się o pierwsze dziecko, a małżeństwa z dwójką dzieci do posiadania następnych. Poza tym jest chyba niezgodna z konstytucją, bo z niewyjaśnionych przyczyn nadmiernie faworyzuje drugie dzieci w rodzinach, zaś dyskryminuje te pierwsze. Wg mnie, albo dajemy po równo na każde dziecko, albo progresja postępuje wraz z kolejnymi dziećmi. Bo nie widzę żadnego uzasadnienia dla polityki rządu szczególnie wspierającego go model „2+2”.

Jak widać rząd w osobie Kazimierza Marcinkiewicza stoi obecnie w dość poważnym rozkroku. Premier wierzy jednak w swoją misję i będzie w nią wierzył nawet wówczas, gdy przyjdzie mu zrobić szpagat. Jednak w takiej pozycji trudno osiągnąć jakąkolwiek stabilność. A chętnych do podłożenia nogi, lub bardziej po ludowemu – świni, nie brakuje. Ja już nawet mam swojego faworyta – zgadnijcie Państwo jakiego?

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)