Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Damian Słomski
Damian Słomski
|

Co czeka polską gospodarkę w 2018 roku? Zobacz prognozy największych banków

178
Podziel się:

Ekonomiści dobrze postrzegają perspektywy, choć z punktu widzenia portfela przeciętnego Kowalskiego nie wszystkie zmiany będą korzystne.

Bankowi ekonomiści z optymizmem patrzą na polską gospodarkę pod rządami Mateusza Morawieckiego.
Bankowi ekonomiści z optymizmem patrzą na polską gospodarkę pod rządami Mateusza Morawieckiego. (Adam Staśkiewicz/East News)

Ekonomiści największych banków dobrze postrzegają perspektywy polskiej gospodarki w 2018 roku, choć z punktu widzenia portfela przeciętnego Kowalskiego nie wszystkie zmiany będą korzystne. Coraz bardziej uciążliwe mogą być podwyżki cen. Spodziewany jest też wzrost rat kredytów. Zrekompensować to powinien jeszcze szybszy wzrost płac i dalszy spadek bezrobocia.

Najszybszy wzrost gospodarczy od pięciu lat, pierwsza nadwyżka w budżecie od dekady, najniższe bezrobocie od dwudziestu sześciu lat i płace, jakich nie widzieliśmy nigdy wcześniej - to tylko niektóre z sukcesów, które może zapisać sobie rząd PiS w tym roku. Zapytaliśmy więc ekonomistów czołowych banków, czy kolejne 12 miesięcy polska gospodarka może dalej pracować na tak wysokich obrotach.

Prognozy ekspertów rynkowych co do zmian najważniejszych wskaźników gospodarczych są ze sobą zgodne. Wszyscy sugerują, że obecne tempo wzrostu PKB jest nie do utrzymania i nastąpi spowolnienie. Nie będzie duże, ale na nowe rekordy w statystykach nie można liczyć.

Niestety nie mają dobrych informacji dla konsumentów, którzy muszą się przyzwyczaić do drożyzny w sklepach. O spadkach cen możemy zapomnieć. Inflacja nieznacznie, ale jednak przyspieszy.

Zobacz także: Czy polska gospodarka jest silna?

Pocieszający jest fakt, że ciągle znacznie szybciej niż ceny będą rosły wynagrodzenia. Średnie podwyżki w 2018 roku mają być znacząco wyższe niż w ciągu całego 2017 roku. Przy tym można oczekiwać dalszego spadku bezrobocia.

Co ciekawe, wśród pytanych przez money.pl ekonomistów panuje pełna zgoda co do wysokości stóp procentowych na koniec przyszłego roku. Nieco zaskakująco, szczególnie w obliczu otwarcie komunikowanego przez prezesa NBP zamiaru utrzymywania oprocentowania bez zmian, zapowiadają jedną podwyżkę.

Prognozy ekonomistów bankowych dla polskiej gospodarki
wskaźnik lata PKO BP BZ WBK Bank Millennium
PKB (średnioroczny) 2017 4,5% 4,5% 4,3%
2018 4,3% 4,0% 3,8%
bezrobocie (na koniec roku) 2017 6,9% 6,7% 6,7%
2018 5,9% 5,9% 6,0%
inflacja (średnioroczna) 2017 2,0% 2,0% 2,0%
2018 2,4% 2,2% 2,4%
podwyżki płac (średnioroczne) 2017 5,8% 5,8% 5,7%
2018 8,3% 9,6% 7,6%
stopa procentowa (na koniec roku) 2017 1,5% 1,5% 1,5%
2018 1,75% 1,75% 1,75%
źródło: money.pl

Oprocentowanie w końcu pójdzie w górę

"Wygląda na to, że prezes NBP kontroluje większość w radzie, ale warto zwrócić uwagę na stopniową ewolucję poglądów niektórych jej członków w stronę bardziej "jastrzębią". Najbardziej jastrzębi członkowie RPP już wcześniej sygnalizowali, że są powody do podwyżki stóp i nie wykluczamy, że taki wniosek mógłby zostać złożony na początku 2018 roku. Potrzeba będzie silniejszych argumentów, aby przekonać pozostałych do zmiany nastawienia. Z tego powodu, podtrzymujemy naszą prognozę, że stopy procentowe pójdą w górę, ale dopiero w czwartym kwartale 2018 roku" - czytamy w raporcie "MAKROskop. Perspektywy na 2018" przygotowanym przez BZ WBK.

Podobnie ocenia sytuację Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. Według niego, członkom RPP będzie trudno uzasadnić utrzymywanie obecnie rekordowo niskich stóp procentowych przy presji inflacyjnej, która sprawi, że przejściowo ceny będą rosły szybciej, niż wynika z celu NBP.

Co podwyżka może oznaczać dla Polaków? Należy się spodziewać wyższych rat kredytów, które w zdecydowanej większości mają oprocentowanie zmienne. Wzrost stawek o 0,25 pkt proc. powinien przełożyć się na proporcjonalnie większe oprocentowanie w bankach.

Według wyliczeń Open Finance rata modelowego kredytu mieszkaniowego w perspektywie roku może wzrosnąć o około 40-50 zł.

Ceny będą rosły jeszcze szybciej

- Czynnikiem determinującym w 2018 roku decyzje Rady Polityki Pieniężnej będą ceny towarów i usług - podkreśla Marta Petka-Zagajewska, kierownik zespołu analiz PKO BP. Według niej w przyszłym roku średni poziom inflacji wyniesie w ciągu całego roku około 2,4 proc. wobec 2 proc. w mijającym roku.

- Zakładamy, że dodatkowym źródłem presji inflacyjnej nie będą ceny żywności i paliw - uspokaja Petka-Zagajewska. To ważne, bo to one ostatnio drożały w niesamowitym tempie.

W listopadzie żywność w Polsce była średnio o 6,5 proc. droższa niż rok wcześniej. Jaja tylko w ciągu miesiąca podrożały o 30 proc. Powodów do zadowolenia nie mogli mieć też kierowcy, którzy tankowali o 4,7 proc. drożej niż przed rokiem.

Tempo wzrostu średniego poziomu cen w Polsce (inflacja)

Średni poziom inflacji na poziomie 2,4 proc. typuje - podobnie jak PKO BP - również Bank Millennium. Nadzieję na nieco wolniejszy wzrost cen dają prognozy BZ WBK. Szacują wynik na poziomie 2,2 proc.

"Żywność powinna wciąż w największym stopniu wpływać na inflację, ale sądzimy, że w najbliższych kwartałach wyhamuje wskutek korygowania ostatnich wzrostów cen produktów spożywczych na światowych rynkach i lekkiego umocnienia złotego w ujęciu rocznym" - wskazują ekonomiści BZ WBK.

Pracy nie zabraknie. Płacy też

- Silny wzrost gospodarczy będzie podtrzymywał wysokie zapotrzebowanie na pracowników. Fakt, że już teraz w części branż ich brakuje, zapowiada, że 2018 rok przyniesie dalsze wzmocnienie dynamiki wynagrodzeń - ocenia ekonomistka PKO BP. Szacuje, że za dwanaście miesięcy bez pracy będzie już tylko 5,9 proc. Polaków wobec 6,9 proc. na koniec tego roku.

Bezrobocie w okolicach 5,9-6 proc. szacują również BZ WBK i Bank Millennium. Nieco większe różnice widać w odniesieniu do podwyżek płac. Mają wynieść od 7,6 do nawet 9,6 proc. w 2018 roku. Największymi optymistami są ekonomiści BZ WBK.

Według nich, mobilizacja do aktywności zawodowej będzie trudniejsza po obniżeniu wieku emerytalnego i może wymagać znaczących podwyżek płac.

"Nastroje wśród przedsiębiorców potwierdzają, że presja płacowa nasila się i firmy planują przyspieszyć podwyżki wynagrodzeń" - podkreślają.

Średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw

Lokomotywa zaczyna hamować

Wzrost gospodarczy w Polsce przyspieszył w trzecim kwartale tego roku z 4 do aż 4,9 proc. - wynika z ostatnich wyliczeń Głównego Urzędu Statystycznego. W tak szybkim tempie jak obecnie PKB nie rosło od 2011 roku. Na tym jednak kończy się rajd. Ekonomiści spodziewają się spowolnienia wzrostu w okolice 4 proc.

Najbardziej zachowawczy Bank Millennium zakłada zaledwie 3,8 proc. średniorocznego wzrostu.

- Dobra koniunktura się utrzyma, ale będą widoczne oznaki pierwszego hamowania - wskazuje Grzegorz Maliszewski. Przyznaje jednocześnie, że jest to dosyć zachowawcza prognoza i nie zdziwi się, jeśli wynik będzie nieco lepszy.

- Wsparciem dla nas będzie dalszy wzrost w strefie euro. Będzie pomagał rozwijać przemysł i utrzyma eksport na wzrostowej ścieżce. Spodziewam się przyspieszenia w inwestycjach i utrzymania konsumpcji na wysokim poziomie - komentuje ekonomista Banku Millennium.

Wzrost gospodarczy w Polsce na przestrzeni dekady

Najbardziej optymistyczne prognozy wzrostu PKB prezentuje PKO BP. Szacuje, że wyhamuje tylko do 4,3 proc. Wskazuje na wsparcie z otoczenia naszego kraju, choć głównym źródłem wzrostu gospodarczego ma pozostać popyt krajowy.

- Oczekujemy, że zapoczątkowane w drugiej połowie 2017 roku ożywienie aktywności inwestycyjnej ulegnie wyraźnemu wzmocnieniu. W pierwszym rzędzie po stronie inwestycji publicznych, jednak w dalszej części roku także po stronie inwestycji prywatnych. Wyższym inwestycjom towarzyszyć będzie wciąż silna konsumpcja, którą nadal wspierać będą historycznie dobre nastroje gospodarstw domowych i dalsze korzystne dla pracowników zmiany na rynku pracy - podsumowuje Marta Petka-Zagajewska.

wiadomości
gospodarka
najważniejsze
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(178)
wii
6 lat temu
Taki niby fachowy artykuł a nikt nie mówi o inwestycjach, a raczej ich braku oraz o wzroście ryzyka prawnego, który musi zaowocować jeszcze większym spadkiem inwestycji, szczególnie zagranicznych, a może nawet ucieczką kapitału zagranicznego z Polski.
inferno
6 lat temu
a ja znalazlem taki bardzo dobitny artykul: W Stanach Zjednoczonych podobny eksperyment podjęto w latach 20-tych, gdy za rządów republikańskich prezydentów Warrena Hardinga i Calvina Coolidge’a Sekretarzem Skarbu został Andrew Mellon. W roku 1924 pisał on: „historia opodatkowania pokazuje, iż nadmierne podatki nie są płacone. (...) W rezultacie źródła dochodu z opodatkowania wysychają; (...) kapitał kierowany jest tam, gdzie nie przynosi ani dochodów państwu, ani zysków ludziom (...) wysokie stopy opodatkowania przynoszą każdego roku coraz mniej dochodów rządowi. (...) Zmniejszając wysokie stopy o połowę, rząd, otrzyma więcej dochodu od zamożnych podatników, niżby otrzymał przy obowiązywaniu wysokich stawek. Zupełnie podobnie, jak w przypadku pana Forda, który robi większe pieniądze ceniąc swoje samochody na 380 dolarów zamiast 3.000”. Kierując się tym przesłaniem, Mellon przeprowadził trzy operacje obniżenia podatków w latach 1921, 1924 i 1926 ze stawki 73% do 25%. Choć oponenci przestrzegali go, że zmniejszenie stawek podatkowych spowoduje niebezpieczny spadek wpływów budżetowych, w rzeczywistości indywidualne podatki zapłacone po obniżce w roku 1925 były wyższe, niż przed obniżką w roku 1924. Nastąpiło bowiem ożywienie gospodarcze, które zaowocowało wzrostem wpływów. „W długim okresie czasu stosowanie umiarkowanych stawek opodatkowania dochodów indywidualnych jest bardziej produktywne niż stosowane stawek wysokich” – konkludował Andrew Mellon swoje doświadczenia w roku 1927. W rezultacie dochód narodowy brutto w latach 1921-1929 przyrastał o około 6% rocznie i wzrósł z $69.900.000.000 do $103.100.000.000. A jako że ceny realne w tym okresie spadły, rzeczywisty wzrost dochodu narodowego brutto wyniósł 54%. Przychody państwa wzrosły zaś do tego stopnia, że Mellon mógł zredukować deficyt budżetowy z $24.300.000.000 do $16.900.000.000. Wprowadzona przez niego reforma nie była ukierunkowana na najzamożniejszych, którzy zaczęli płacić proporcjonalnie więcej podatków niż przed reformą. Dla porównania w roku 1921 podatnicy o dochodach powyżej $100.000 zapłacili podatki, które stanowiły 28% wszystkich wpływów podatkowych, a w roku 1926 podatki płacone przez tę samą grupę stanowiły już 51% całości wpływów. Z drugiej strony osoby z dochodami najmniejszymi poniżej $10.000 w roku 1921 zapłaciły 23% a w roku 1926 tylko 5% ogólnej kwoty wpływów podatkowych. Gdy kolejnej obniżki dokonała administracja Kennedy’ego w latach 1961-1963 z 91 do 70% wpływy podatkowe w latach 1961-1968 wzrosły nominalnie o 62%, co po uwzględnieniu inflacji z tamtego okresu daje realny wzrost o ponad 30%. Prezydent Kennedy stwierdził wówczas, podczas spotkania Klubu Ekonomicznego Nowego Jorku: „Nasz prawdziwy wybór nie leży pomiędzy redukcją podatków z jednej strony i uniknięciem federalnego deficytu z drugiej strony (...) Oczywistą lekcją ostatniej dekady jest to, że deficyt budżetowy nie powstaje na skutek dzikich wydatków lecz na skutek zbyt powolnego wzrostu ekonomicznego i cyklicznych recesji. (...) Paradoksalną prawdą jest, że stawki podatków są obecnie za wysokie a wpływy podatkowe za niskie i że najrozsądniejszą drogą do wzrostu dochodów w perspektywie długoterminowej jest obniżenie teraz stawek podatkowych (...). Celem obniżania podatków w chwili obecnej nie jest zwiększenie deficytu budżetowego, ale osiągnięcie bardziej dochodowej i rozwijającej się gospodarki, która spowoduje nadwyżki budżetowe”. Jego słowa potwierdziła praktyka. Udział wpływów podatkowych od najbogatszych amerykanów wzrósł z 11,6% w roku 1963 do 15,1% w roku 1966. Już w roku 1965, pierwszym, w którym obowiązywały nowe stawki podatkowe, najbogatsi podatnicy zadeklarowali wyższe dochody podlegające opodatkowaniu i w efekcie zapłacili wyższy podatek, niż płacili według starego systemu.
maria
6 lat temu
jle wzrosna nasze emerytury
prawda
6 lat temu
A jaką Polska ma gospodarkę skoro Polski nie na - Polska to fikcja tak jak jej przemysł, gospodarka, obronność, suwerenność - i tak można wyliczać, a prawda jest taka - Polska i jej naród są niszczeni na skalę przeogromną - wyniszczanie narodu trwa w najlepsze. Jakie jeszcze eksperymenty szykuje się polakom?
emerytka 71
6 lat temu
Nikt już nie wierzy kolejnym rządom!, a my głównie Premierowi. Za jego zarządzania WBK osobiście straciłam dużo pieniędzy; taki "myk szachrajski" wymyślił! Oszczędzanie w "wolnej Polsce" jest absolutnie nieopłacalne i mocno ryzykowne czyli omijaj bank bo cię okradną...to powiedzenie szybko zastąpiło długo obowiązujące /i prawdziwe!/ powiedzenie z Komuny "masz to jak w banku"!
...
Następna strona