Syn Krystyny i Arkadiusza P. miał zaledwie 15 lat, kiedy zginął. Można powiedzieć, że to była typowa, polska tragedia – tzn. absurdalna, niepotrzebna i w dodatku na drodze. Chłopca o imieniu Kuba potrącił samochód, kiedy ten szedł poboczem drogi.
Sprawa miała miejsce w 2005 r. Rodzice dziecka zdecydowali się walczyć o odszkodowanie. Została im polecona radca prawny pani L. z Wrocławia. Wyrok zapadł dość szybko, bo w 2010 r. sąd przyznał poszkodowanym 174,5 tys. zł odszkodowania. Nie zobaczyli ich do dziś.
L. w rozmowach z rodzicami tragicznie zmarłego chłopca cały czas twierdziła, że sprawa jest w toku, a ubezpieczyciel odwołuje się od wyroku. Nie jest to prawda. Pieniądze trafiły prosto na konto kancelarii pani L.
Państwo P. decydują się na kolejny proces. Pozwaną jest tym razem właśnie pani L., do niedawna ich pełnomocnik. Teraz czekają na wyrok i na odzyskanie pieniędzy. L. twierdzi tymczasem, że przekazała je już dawno temu.
To tylko jeden przykład nieetycznego zachowania kancelarii odszkodowawczych. Obecnie ich działanie to wielokrotnie po prostu wolna amerykanka. Że istnieje problem przyznają nawet ci, którzy prowadzą swoją działalność uczciwie i etycznie.
- Jako branża w stu procentach zgadzamy się, że sprawa powinna być uregulowana. Mój brat był świadkiem nagabywania ludzi na pogrzebie na cmentarzu – mówi Łukasz Kułaj, prowadzący własną kancelarię adwokacką w Łodzi.
Nieomal w tym samym tonie wypowiada się Jan Grzegorz Prądzyński, prezes Polskiej Izby Ubezpieczeń, organizacji skupującej firmy z branży ubezpieczeniowej. - Branża ubezpieczeniowa nie jest przeciwna firmom odszkodowawczym. To wartość dodana, że w skomplikowanych sprawach po stronie poszkodowanych jest profesjonalny pełnomocnik. Czy to adwokat, czy radca prawny. Nie walczymy z tym. Widzimy tylko, że jest szereg patologii, których odium spada na nas, jeśli poszkodowany nie dostanie pieniędzy – mówi w rozmowie z money.pl.
Idą zmiany
Naprzeciw tym oczekiwaniom wychodzi Senat. Projekt ustawy o świadczeniu usług w zakresie dochodzenia roszczeń odszkodowawczych został opracowany Komisji Budżetu i Finansów Publicznych (jej szefem jest wpływowy senator PiS i twórca SKOK-ów Grzegorz Bierecki) i przekazany marszałkowi Senatu.
- Podstawowa patologia, którą ukróca ustawa, to ta związana z przetrzymywaniem przez firmy odszkodowawcze pieniędzy poszkodowanych lub w najgorszym wypadku znikanie z nimi. Takie przypadki zdarzają się nagminnie. Odszkodowanie ma trafiać do poszkodowanego, a on ma płacić wynagrodzenie kancelarii - tłumaczy Prądzyński.
Ale Łukasz Kułaj nowe prawo ocenia zupełnie inaczej. - Polska będzie eldorado dla ubezpieczycieli, a poszkodowani będą mieli pod górkę – twierdzi. Jego zdaniem przepis art. 9 projektu ustawy zakazujący cesji – przelewu praw do odszkodowania na jakąkolwiek osobę czy podmiot, spowoduje, że poszkodowani napotkają szereg trudności
Są obawy co do napraw
Jako przykład podaje leasingowane samochody, które np. ulegną wypadkowi. - Zazwyczaj leasingodawca ceduje wierzytelność z tytułu szkody na warsztat, on naprawia, a potem dochodzi różnicy między faktycznymi kosztami, a tym, co wypłacił ubezpieczyciel. Zakaz cedowania wierzytelności sprawi, że leasingodawca nie będzie mógł scedować wierzytelności ani na warsztat, ani na poszkodowanego, który mógłby samodzielnie dochodzić w sądzie odszkodowania. Zgodnie z większością umów leasingowych to na leasingobiorcy ciążył będzie obowiązek zapłaty za naprawę pojazdu , których to kosztów nie będzie mógł dochodzić do ubezpieczyciela sprawcy szkody w przypadku zaniżenia odszkodowania, z uwagi na to, że to leasingodawca jest jedynym uprawnionym do tego jako właściciel samochodu – twierdzi.
Co więcej, według Kułaja nowe przepisy ograniczą możliwość naprawy bezgotówkowej uszkodzonego auta. - Procedura wygląda tak, że oddajemy samochód do warsztatu i cedujemy wierzytelność z tytułu tej szkody na warsztat. W tej chwili z mojej praktyki wynika, że około 70 proc. odszkodowań, które są wypłacone warsztatom, jest zaniżanych i muszą być one wywalczane w sądzie. Dlatego, że ubezpieczyciele nie dopłacają do naprawy. W żargonie mówimy na to tzw. resztówki. Przykład? Mamy fakturę na naprawę 10 tys. Ale przychodzi ubezpieczyciel i mówi: dam 1200 zł mniej. Zwykły Kowalski nie pójdzie do sądu o taką kwotę, bo same wstępne koszty procesu wynoszą ok. 1000 , nie licząc wynagrodzenia pełnomocnika – opowiada.
- Teraz cedowanie wierzytelności nie będzie możliwe. Warsztat powie więc: no dobra, to ja muszę naprawić tak, jak mi ubezpieczyciel każe. Może to doprowadzić do tego, że pojazd nie będzie przywracany do stanu sprzed szkody, tylko np. zamiast oryginalnych części będą tańsze zamienniki, zamiast wymiany elementów ich naprawa – ostrzega.
Podobnie może być z samochodami zastępczymi. - Dziś to wygląda tak, że ubezpieczyciel oferuje pojazd zastępczy, ale mocno ogranicza czas jego użytkowania. Najlepszy przykład to sprawy, kiedy mówimy o szkodzie całkowitej. Ubezpieczyciele często uważają, że auto zastępcze należy się do dnia poinformowania o szkodzie całkowitej plus siedem dni, a odszkodowanie wypłaca dopiero po dwóch-trzech miesiącach. Za samą informację o szkodzie całkowitej nie kupimy samochodu, potrzebne są pieniądze. W sądzie jest to do wygrania, ale przy zakazie cesji mało kogo będzie stać, by najpierw zapłacić za wynajem samochodu zastępczego, a potem dochodzić należności w sądzie – twierdzi Kułaj.
Dodatkowo zwraca uwagę, że brak możliwości przeniesienia roszczeń za szkodę rzeczową sprawi, że nie będzie się opłacało sądzić ubezpieczycieli. Przykład? Naprawa kosztowała 5 tys. zł, ubezpieczyciel wypłacił 3,2 tys. Obecnie taki dług można po prostu sprzedać odpowiednim firmom. Ustawa ograniczy tę możliwość. Jeśli będziemy chcieli cokolwiek odzyskać z tych pieniędzy, będziemy musieli iść do sądu sami, przy kosztach stanowiących często równowartość odszkodowania, o które poszkodowany będzie walczył.
Koniec z patologiami
Ale Grzegorz Prądzyński zdecydowanie odrzuca takie obawy. Najważniejsze z jego punktu widzenia to ograniczenie nieetycznych praktyk związanych z odszkodowaniami. - Pamiętamy katastrofę kolejową pod Szczekocinami, kiedy to pani psycholog wysłana na miejsce, aby pomóc poszkodowanym, rozdawała wizytówki firmy odszkodowawczej. Nie należą do rzadkości przypadki nachodzenia pacjentów zaraz po operacji – zauważa.
Zarzuty w sprawie samochodów zastępczych nazywa bajką. - Dzisiaj przy wszystkich wypadkach poszkodowany ma do dyspozycji pojazd w formie bezgotówkowej od firmy ubezpieczeniowej. Natomiast ten przepis ma zapobiec patologii, gdzie firmy odszkodowawcze mają własny wynajem samochodów. Tam, po cenach lichwiarskich, wynajmują samochody – twierdzi.
Podobnie wypowiada się w sprawie zakazu cesji wierzytelności odszkodowawczych i związanej z tym naprawy bezgotówkowej samochodów. - To nieprawda. Nie odbywa się ona na podstawie cesji, tylko zwykłego upoważnienia. Nowe prawo uderzy to tylko w te zakłady, które bawią się także w bycie firmą odszkodowawczą. Takie warsztaty wręcz domagają się cesji i wchodzą w buty kancelarii walcząc o wyższe odszkodowanie – zauważa.
Według Prądzyńskiego nowe przepisy nie tylko nie zaszkodzą konsumentom, ale wręcz im pomogą. - Postulat wypłaty odszkodowania bezpośrednio do poszkodowanego to jeden z najważniejszych punktów tej ustawy. Spowoduje także profesjonalizację usług. Nie jest też normalne, że firmy te dostają wynagrodzenie niezależnie od zaangażowania i wyniku prowadzenia sprawy – twierdzi.
A stanowisko branży odszkodowawczej? Jej przedstawiciele wskazują, że przedmiotem ustawy miały być sprawy związane ze szkodami na osobie (czyli np. słynne już nagabywanie ofiar wypadków), a nie rzeczowe. O nich zaś jasno mówi art. 449 Kodeksu Cywilnego. Zakazuje on zbywania tego typu roszczeń, osobna regulacja w tym zakresie jest więc niepotrzebna.
Senacki projekt ustawy na razie trafił do Sejmu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl