Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Andrzej Zwoliński
|

Winiecki: Kaczyńscy i tak podstawią Tuskowi nogę

0
Podziel się:
Winiecki: Kaczyńscy i tak podstawią Tuskowi nogę

PremierDonald Tuskpo spotkaniu z prezydentemLechem Kaczyńskim, powiedział o kilku pomysłach, których realizacja pozwoli uniknąć podwyższenia podatków w 2010 roku.Szczególną rolę ma odegrać prognozowany zysk NBP w tym roku. Rząd szacuje go na co najmniej 10 mld zł. Zysk miałby zasilić budżet. To realistyczny pomysł?

Jan Winiecki, profesor ekonomii: Technicznie jak najbardziej. W regulacjach dotyczących NBP jest zapisane, że jeżeli jest jakiś zysk, to w banku centralnym zostaje część potrzebna na rozwój - w tym inwestycje - a reszta zysku, ponieważ jest to instytucja państwowa, jest przekazywana do budżetu.

Były przecież lata, że te kwoty były bardzo duże, rzędu dwóch, czy nawet czterech miliardów zł. W pewnym okresie stanowiło to nawet pół procenta PKB. Nie bardzo wiem jednak, na jakiej podstawie zakłada się, iż w przyszłym roku zysk NBP miałby wynieść aż 10 miliardów złotych.

Czy można w ogóle liczyć na ten zysk, Zysk NBP za 2007 rok był ujemny, a w roku ubiegłym bank centralny wyszedł na zero?

Myślę, że można. Jest tylko kwestia jego ostatecznej wielkości. Po odjęciu zaplanowanych wydatków NBP.

Z czego pochodzi ten zysk?

Przede wszystkim z zarządzania portfelem walut znajdujących się w rezerwach NBP. Pamiętajmy jednak o różnicy między zyskami realnymi, o których mówiliśmy do tej pory i zyskami wirtualnymi.

Różne ekonomiczne matoły, poczynając od Leppera, domagały się równie hałaśliwie, co bezsensownie, _ rozwiązania rezerwy kursowej _ i przeznaczenia jej na jakieś - z reguły również nonsensowne gospodarczo - inwestycje.

To były jednak sumy wirtualne, mówimy tu o różnicach kursów, po jakich NBP nabył niegdyś poszczególne waluty obce, a kursem bieżącym. Gdy złoty wzmacniał się, pojawiały się wirtualne nadwyżki, gdy złoty słabł rezerwy owe znikały.

NBP to jednak niezależna instytucja, po co więc premierowi wsparcie prezydenta w tej sprawie?

Z tego punktu widzenia wizyta premiera u prezydenta była zupełnie niepotrzebna, bo NBP musi wpłacić zysk do budżetu. Taki ma obowiązek. Ale powszechnie wiadomo, że NBP kieruje człowiek prezydenta,zatwierdzony w styczniu 2007r. w Sejmie przez PiS-owską większość.

Premier chyba ciągle jeszcze nie pozbył się nieco naiwnej wiary, że jak coś uzgodni z prezydentem, czy jego bratem, to uzgodnienie stanie się rzeczywistością i później nie będą już podstawiać nóg i przeszkadzać w inny sposób. Uważam wiarygodność obu panów jako partnerów rządu do jakichkolwiek porozumień za _ bliską zera _. Jeżeli bowiem uznają, iż mogą coś zyskać politycznie na niedotrzymaniu słowa, to go z pewnością nie dotrzymają.

Po co więc wizyta premiera u prezydenta?

Myślę, że po części, obok wiary, że coś z tych negocjacji może wyniknąć, jest to zabieg prewencyjny. Donald Tusk nie po raz pierwszy pokazuje, że to nie on jest obstrukcjonistą, że jest otwarty i gotów zawsze rozmawiać z prezydentem.

Oprócz ewentualnego zysku z NBP, rząd chce reperować budżet przyspieszając prywatyzację. Do tego został nawet zobligowany ministerAleksander Grad.

Funkcjonalnie jest to możliwe. Jednak obawiałbym się wielu hamulcowych. To całe _ związkowe tałatajstwo _, które przyzwyczaiło się do pasożytowania na państwowym majątku tak łatwo nie pozwoli na jego prywatyzację.

Wiadomo przecież, że na prywatnym o wiele trudniej się pasożytuje niż na państwowym. Biorąc też pod uwagę standardy filozoficzne opozycji, tak przedoświeceniowej prawicy, jak i lewicy, czyli ich nastawienie do własności prywatnej jako do czegoś wrogiego, a w każdym razie podejrzanego, uważam, że to będzie bardzo trudne.

Poza tym stracono już sporo czasu. Za prywatyzację trzeba było się brać o wiele wcześniej. Zasada, że ważne jest sprywatyzowanie firmy, która jako państwowa nie będzie nigdy efektywna, a nie ilość otrzymanych pieniędzy, powinna stać się wytyczną do działania już parę miesięcy temu. Teraz nie spodziewał bym się więc szybko większych wpływów z tego tytułu.

To by oznaczało jednak, że rząd jest gotów wystawić się na krytykę, że sprzedał to, czy tamto za bezcen, wyprzedaje rodowe srebra, itd. Inaczej mówiąc gotów byłby zaakceptować cały pakiet demagogicznych zarzutów, którymi u nas zawsze obrzucano prywatyzatorów. I zapewne boi się, iż mogłoby to zaszkodzić jego wizerunkowi. Chociaż w obecnej sytuacji politycznej, pewno by mu to nie zaszkodziło.

Raporty Money.pl
*Bogaci nie uratują budżetu * Powrót 40-procentowej stawki PIT to tylko około miliarda złotych dodatkowych pieniędzy dla państwowej kasy. Podwyżka do 50 procent teoretycznie dałaby 2,3 miliarda złotych - wynika z szacunków Money.pl.
*Budżet po liftingu. Zabraknie 46 mld zł z podatków * Dochody budżetu będą o ponad 30 mld złotych niższe, niż zakładano. Deficyt zwiększy się o 9 miliardów złotych - to zakłada nowelizacja budżetu, nad którą będzie dziś pracować rząd.
*Za dziurę w budżecie zapłacimy miliardy odsetek * Każdy miliard złotych deficytu w państwowej kasie kosztuje podatników ponad 260 milionów złotych. Cała dziura w budżecie na 2009 rok będzie kosztować 7,1 miliarda złotych. Spłacimy ją dopiero w 2029 roku.
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)