Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Winiecki
|

Winiecki: Wzrost gospodarczy wyprzedza wiedzę

0
Podziel się:

Smutne refleksje naszły mnie, gdy przeczytałem wspomnieniowy wywiad ze Stefanem Kawalcem, dyrektorem generalnym w Ministerstwie Finansów na starcie naszych przemian.

Winiecki: Wzrost gospodarczy wyprzedza wiedzę

Smutne refleksje naszły mnie (po raz kolejny zresztą), gdy przeczytałem wspomnieniowy wywiad ze Stefanem Kawalcem, dyrektorem generalnym w Ministerstwie Finansów na starcie naszych przemian.

Aż dziw bierze, że 20 lat po starcie do największego sukcesu gospodarczego w historii Polski _ Gazeta Wyborcza _, dziennik najczęściej życzliwy naszym rynkowym przemianom - czuł się zmuszony dać tytuł tego wywiadu: _ To nie był plan science fiction _. Czyżby rzeczywiście czytelnicy tej gazety mieli po 20. latach jeszcze tak daleko idące wątpliwości?

Być może mają rację, choć takie wątpliwości dotyczą raczej czytelników _ Naszego Dziennika _ i osieroconych czytelników nieistniejącej już _ Trybuny _. Rzeczywiście, polska transformacja ma szczególnego pecha, gdyż tempo wzrostu gospodarczego u nas - chociaż już nie np. w Czechach, Słowenii, czy Estonii - wyprzedza znacznie tempo wzrostu wiedzy ekonomicznej w społeczeństwie (a także wśród polityków, będących tegoż społeczeństwa emanacją).

Trudno podważyć tezę o nieporównywalnym sukcesie w minionych dwudziestu latach. Np. na starcie transformacji nasz poziom życia - mierzony według siły nabywczej walut - wynosił nieco mniej niż 1/4 tegoż poziomu Niemiec (zachodnich, rzecz jasna, nie byłego NRD!). Podobnie wyglądały też proporcje wydajności pracy. Dziś pod względem obu tych wskaźników nasz poziom to mniej więcej połowa poziomu Niemiec. Wskaźniki wielkiego postępu można by mnożyć.

[

Zachęcamy do głosowania na najlepszego ministra finansów minionego 20-lecia! ]( http://www.money.pl/plebiscyt/xx-latka/ )

Czytając publicystykę wspomnieniową związaną z transformacją, stwierdzam brak jednego rodzaju argumentacji ze strony tych, którzy - jak ja - nie mają wątpliwości, iż był to wielki sukces. Mianowicie brak mnie tam argumentów wskazujących na zwyczajność programu stabilizacji i zmian systemowych, noszących w skrócie miano Planu Balcerowicza. W Polsce bardzo rozległy liczebnie jest jakiś dziwny folklorystyczny ciemnogród, goniący od lat za ta samą chimerą. Chimerą niezwykłości tegoż planu, który przez swoją niezwykłość naraził nas, Polaków, na jakieś (łatwe do uniknięcia) koszty. Zacznę od przypomnienia oczywistej prawdy, że wielkich zmian nie da się przeprowadzić bez kosztów. _ Nie istnieje obiad za darmo _, jak to podkreślał zmarły przed paru laty Noblista, Milton Friedman.

Natomiast sam plan był w większej części niemal standardowy, _ przerobiony _ wcześniej kilkadziesiąt razy, głównie w krajach rozwijających, które po okresie dyrygowania gospodarką i dorobienia się poważnych kłopotów, podejmowały program stabilizacji rozchwianej gospodarki i jej liberalizacji dla przyspieszenia rozwoju. Co przede wszystkim różniło polski (czeski, węgierski, estoński, itd.) program stabilizacji i zmian systemowych, to znacznie większy zakres prywatyzacji, gdyż w krajach rozwijających się nie wszystko upaństwowiono w okresie zapatrzenia się w dominującą rolę państwa w gospodarce.

Oczekiwane efekty wprowadzania takiego planu w kategoriach spadku produkcji były wyższe u nas niż w Trzecim Świecie z powodów typowych dla gospodarek komunistycznych. Nie mam tu dość miejsca dla wyjaśnienia szerzej tego zjawiska. Przypomnę tylko, że bardzo duże spadki produkcji odnotowały wszystkie kraje postkomunistyczne - te, które szybko wprowadzały zmiany systemowe, te które robiły to wolno, a także te, które nie robiły zgoła nic. I te kraje, które szybko zmieniały swoje instytucje odnotowały w sumie najmniejsze spadki. Tylko ilu jeszcze lat trzeba by tę prawdę przyswojono sobie zamiast folklorystycznej fikcji ?

Autor jest profesorem ekonomii

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)