Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Łukasz Pałka
|

Sprywatyzowaliśmy za ponad 100 miliardów złotych

2
Podziel się:

Najskuteczniejszy w sprzedaży majątku był Buzek. Najgorzej radziła sobie ekipa PiS.

Sprywatyzowaliśmy za ponad 100 miliardów złotych
(PAP/CAF/Andrzej Łokaj)

Dyrektorzy państwowych przedsiębiorstw, ich zastępcy, prezesi spółdzielni oraz działacze partyjni okazali się zwycięzcami w wyścigu przy podziale prywatyzacyjnego tortu. Bowiem faktyczna prywatyzacja zaczęła się w Polsce jeszcze przed 1990 rokiem.


Money.pl w swoim specjalnym serwisie XX-latka podsumowuje przemiany gospodarcze w Polsce zapoczątkowane reformamiLeszka Balcerowicza. W tym roku mija dwadzieścia lat od wejścia w życie ustawy o prywatyzacji państwowych przedsiębiorstw.

Kto ma znajomości, ten ma majątek

Proces przekazywania państwowego majątku w prywatne ręce zaczął się jeszcze przed 1990 rokiem.

- _ W naszym kraju utarło się powiedzenie o tak zwanym uwłaszczeniu nomenklatury _ - przypomina w rozmowie z Money.pl prof. Jacek Tittenbrun, poznański socjolog, który od kilkunastu lat bada prywatyzację, autor książki _ Meandry polskiej prywatyzacji _. - _ W rzeczywistości majątki przedsiębiorstw za bezcen przejmowali nie tylko członkowie ówczesnej władzy, ale także kierownicy, dyrektorzy, czy ich rodziny i znajomi. To stwarzało pole do wielu nadużyć _.

[

Zachęcamy do głosowania na najlepszego ministra finansów minionego 20-lecia! ]( http://www.money.pl/plebiscyt/xx-latka/ )

I wylicza: do kierownictwa nowych spółek, które przejmowały majątek państwowych przedsiębiorstw, należało wówczas ponad tysiąc dyrektorów, wicedyrektorów, kierowników zakładów i głównych księgowych, prawie 600 prezesów spółdzielni, dziewięciu wojewodów, 57 prezydentów miast oraz rzesze działaczy partyjnych.

W ten sposób - jak twierdzi prof. Jacek Tittenbrun -na przykład spółka powstała na bazie kopalni w Bełchatowie kupiła majątek po cenie sprzed kilku lat, a wśród inwestorów znaleźli się członkowie rodziny dyrektora kopalni.

Profesor Tittenbrun wymienia inne przykłady w swojej książce. Kierownicy jednej z warszawskich drukarni najpierw wycenili maszyny na 43 miliony złotych, chociaż wycena powinna być znacznie wyższa. Potem odkupili je do własnej firmy. Głośno było też o dyrektorze wrocławskiej centrali nasiennej, który rozprowadził do prywatnych prażalni kilkadziesiąt ton nasion słonecznika. Znaczna część trafiła do jego szwagra.

- _ Wprowadzone w 1990 roku przepisy miały taką dziką prywatyzację ucywilizować _ - tłumaczy prof. Jacek Tittenbrun. - _ W rzeczywistości jednak zwłaszcza pierwsza połowa lat 90. to niekończące się gry, układy. Kierownicy przedsiębiorstw państwowych często próbowali dogadywać się z inwestorami, zawierali z nimi zakulisowe porozumienia. A inwestorzy, zwłaszcza zagraniczni, musieli na nich polegać, bo przecież nie mieli wiedzy o lokalnym rynku _ - ocenia socjolog.

Jak to każdy miał zostać kapitalistą

Rządowi było trudno przekonać Polaków do prywatyzacji, która już wówczas zaczęła być utożsamiana z grabieżą majątku narodowego. Prywatyzujący wpadli więc na pomysł, by każdy Polak stał się właścicielem kawałka tego tortu. Ruszył Program Powszechnej Prywatyzacji (PPP). Chodziło o to, by ponad 500 państwowych przedsiębiorstw przekształcić w spółki prawa handlowego zarządzane przez Narodowe Fundusze Inwestycyjne, a kupno ich akcji zaproponować Polakom.

Każdemu przysługiwało jedno świadectwo udziałowe za 20 złotych. Sukces programu przynajmniej początkowo był spory, bo swoje udziały wykupiło 96 procent uprawnionych obywateli. Jednak potem znów okazało się, że kapitalistą jest tylko ten, kto miał wcześniej spory kapitał. Większość osób od razu pozbyła się bowiem swoich świadectw sprzedając je ulicznym _ konikom _, którzy płacili około 100 złotych za jeden papier, aby następnie sprzedać je na giełdzie.

Trudno również mówić o oszałamiającym sukcesie samych NFI. Od początku PPP zarządzane przez nie firmy straciły około dwie trzecie swojej wartości, zwolniły też trzy czwarte pracowników.

Buzek wykonał 150 procent normy

Prywatyzacja oznaczała pokaźny zastrzyk finansowy dla budżetu. Często głównym kryterium było - sprzedać jak najdrożej się da.

- _ Z perspektywy czasu można ocenić, że to był właśnie największy błąd prywatyzacji. Ministrowie finansów patrzyli na nią tylko z punktu widzenia sprzedawcy, który chce zarobić jak najwięcej. A częściej lepszym rozwiązaniem było wprowadzenie inwestora, który miał przede wszystkim sensowny program restrukturyzacji przedsiębiorstwa i chciał go finansować _ - mówi w rozmowie z Money.plWiesław Kaczmarek, dwukrotny minister skarbu.

Jego zdaniem klasyczny przykład udanego projektu restrukturyzacji to Amica Wronki. - _ Dzięki menedżerom, ich wyobraźni i inwestorowi, Bankowi Handlowemu, udało się stworzyć konkurencyjną firmę na europejskim rynku _ - uważa Kaczmarek.

W kategorii dużych projektów i wyników sprzedaży bezkonkurencyjny okazał się rząd Jerzego Buzka. Tylko lata 1999-2000 przyniosły budżetowi ponad 40 miliardów złotych z prywatyzacji, co stanowiło 150 procent założeń budżetowych. Takiego wyniku nie udało się powtórzyć żadnemu innemu rządowi.

Najgorzej z prywatyzacją poradził sobie za to rząd PiS, któremu np. w 2006 roku udało się zrealizować zaledwie 11 procent budżetowych założeń.

Źródło: Money.pl, na podstawie danych Ministerstwa Skarbu Państwa.
*Wstępne dane MSP.

Taki wynik rząd Buzka zawdzięcza temu, że właśnie na okres jego urzędowania przypadły największe w Polsce projekty prywatyzacyjne. Udało się sprzedać pakiety akcji Telekomunikacji Polskiej (France Telekom), Pekao (UniCredit), PZU (Eureko), BZ WBK (AIB).

- _ Rząd Jerzego Buzka był ostatnim, który stawiał ekonomię ponad polityką. Gdy widzieliśmy sens ekonomiczny jakiegoś przedsięwzięcia, sprzedawaliśmy, nie oglądając się na nic innego _ - mówi w rozmowie z Money.plAldona Kamela-Sowińska, ówczesna minister skarbu.

Źródło: Money.pl, na podstawie danych Ministerstwa Skarbu Państwa.

Te projekty budziły również największe emocje. Prywatyzacja TP SA, która była jednocześnie największym projektem w Europie Środkowo-Wschodniej, spotkała się dużym oporem pracowników. Z kolei sprzedaż pakietu akcji PZU holenderskiemu Eureko, wywołała wielki spór, zakończony dopiero w ubiegłym roku.

Niewątpliwie wygranymi polskiej prywatyzacji są pracownicy dużych firm, którym udało się skorzystać na pakietach akcji pracowniczych. - _ To zawsze rodziło wiele konfliktów. Oburzali się zwłaszcza pracownicy budżetówki, którzy na takie profity nie mogli liczyć _ - zauważa Wiesław Kaczmarek.

Osobny rozdział w opowieści o prywatyzacji stanowi sprzedaż akcji banków, które w większości trafiły w ręce zagranicznych inwestorów. Część pakietów trafiła na rodzącą się wówczas polską Giełdę Papierów Wartościowych. Na parkiecie pojawił się Bank Śląski (1994), Bank Gdański (1995), Powszechny Bank Kredytowy (1995), czy Bank Handlowy (1997), PKO BP (2004). Zwłaszcza oferty Banku Śląskiego i PKO BP budziły duże emocje wśród Polaków, którzy ustawiali się w kolejkach przed bankami, by kupić ich akcje.

Prywatyzacyjne porażki

Obok wielkich sprzedaży, o których było głośno w całej Polsce, prywatyzacja to przede wszystkim setki mniejszych zakładów, których sprzedaż w wielu przypadkach okazywała się totalnym fiaskiem. Tak było chociażby z Żarskimi Zakładami Przemysłu Bawełnianego. Do 1991 roku w zakładach pracowała prawie cała wieś. Zakład jednak upadł i za cztery miliardy złotych kupił go inwestor z Wrocławia. Ludzie znów liczyli na pracę, ale nowy właściciel zaciągnął kredyty i zniknął. (źródło: _ Meandry polskiej prywatyzacji) _

Podobnie było z zakładami Nysa Motor kupionymi przez Daewoo FSO. Inwestor zalegał pracownikom z wypłatami przez wiele miesięcy.

Nie brakuje też przykładów udanych sprzedaży

- _ Za taki uznałbym chociażby projekt poznańskiego Volkswagena, który powstał na miejscu zakładów motoryzacyjnych Tarpan _ - mówi prof. Jacek Tittenbrun. Jak dodaje Wiesław Kaczmarek, za udane projekty prywatyzacyjne można też uznać przekształcenia w polskim przemyśle tytoniowym czy cementowym, czego przykładem jest fabryka w Górażdże.

- _ Jednak takie rodzynki nie zmienią mojej opinii, że proces prywatyzacji w Polsce okazał się bardzo trudnym sprawdzianem dla całego społeczeństwa. Najlepiej widać to na wsiach i w małych miejscowościach, których byt był oparty na jednym zakładzie. One za prywatyzację zapłaciły przede wszystkim wysokim wzrostem bezrobocia - _podkreśla prof. Tittenbrun.

Co dalej z prywatyzacją?

ZOBACZ TAKŻE:
Pałka: Minister skarbu jest jak zestresowany akwizytor.
Proces prywatyzacji w Polsce trwa już dwadzieścia lat, ale jego końca na razie nie widać. Chociaż dokonania ministra Aleksandra Grada na razie nie są imponujące, to jednak plany na ten rok są bardzo ambitne.

Zgodnie z zapowiedziami ma wreszcie zostać sprywatyzowana Giełda Papierów Wartościowych, na parkiet trafią także akcje PZU, Tauronu, czy spółek chemicznych. Cały czas resort skarbu pozbywa się poprzez giełdę tzw. resztówek, czyli niewielkich pakietów akcji w spółkach. W ubiegłym roku resort sprzedał 16 takich pakietów za ponad 2,2 miliarda złotych. Takie tempo ekipyDonalda Tuskato jednak zdecydowanie zbyt mało, by dogonić rząd Jerzego Buzka.

giełda
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(2)
MISIO
5 miesięcy temu
tusk niech sie nie bieze za gospodarke bo ja znow rozwali i polacy beda musieli wyjezdac za granice o n nie ma pojecia co to jest gosp. na miejscu prezesa nbp podmiuslby porocentowanie maksymalnie kope narodu w padlo by wielkie zadluzenie a bezrobocie by zrobil tak jak buzek 24 procent bezrobocia oprucz tego partie 2.5 psl lewa noga prawa noga oklamali elektorat bo poto ludzie nie glosowali za po i pis aby teraz te buraki sie polaCZYLY
racjonalista
2 lata temu
Cementownię Górażdże Niemcy dostali za darmo.