Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Mateusz Ratajczak
Mateusz Ratajczak
|

Te dane wystraszyły Mateusza Morawieckiego. Firmy zapłacą tysiące więcej, budżet zapłaci więcej za premiera i prezydenta

399
Podziel się:

Stracą wszyscy - twierdzą doradcy podatkowi. Pracownicy, pracodawcy, a nawet... niezainteresowani tematem zwykli Polacy. Zniesienie limitu składek ZUS ma być walką z elitami. Ale uderzy też w najmniej zarabiających. Firmy zamiast na coroczne podwyżki, przeznaczą pieniądze na pokrycie rosnących kosztów zatrudnienia kadry zarządzającej. W niektórych wypadkach w ciągu roku na jedną osobę trzeba będzie wyłożyć dodatkowe 70 tys. zł. Więcej będzie trzeba też zapłacić za pracę premier Beaty Szydło i prezydenta Andrzeja Dudy.

Kancelaria Premiera w ciągu roku na zatrudnienie tylko Beaty Szydło będzie musiała wyłożyć o 20 tys. zł więcej
Kancelaria Premiera w ciągu roku na zatrudnienie tylko Beaty Szydło będzie musiała wyłożyć o 20 tys. zł więcej (Rafal Oleksiewicz/REPORTER)

Stracą wszyscy - twierdzą doradcy podatkowi. Pracownicy, pracodawcy, a nawet z pozoru niezainteresowani tematem zwykli Polacy. Zniesienie limitu składek ZUS ma sprowadzić na ziemię elity. Ale uderzy też w najmniej zarabiających. Jak? Firmy dadzą podwyżki swoim menadżerom, a zabraknie na pensje dla pracowników niższych szczebli.

Koszt zatrudnienia jednego wysokowykwalifikowanego pracownika może podskoczyć o kilka tysięcy złotych w ciągu roku. Zatrudnienie dyrektora będzie droższe o kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Firmy zamiast na coroczne podwyżki, przeznaczą pieniądze na pokrycie rosnących kosztów zatrudnienia. W niektórych wypadkach w ciągu roku na jedną osobę trzeba będzie wyłożyć dodatkowe 70 tys. zł. Więcej wyłożyć trzeba też będzie za pracę premier Beaty Szydło i prezydenta Andrzeja Dudy. To efekt tylko jednej zmiany w przepisach.

I to takiej, której przestraszył się sam rząd. W piątek poinformowano, że zniesienie limitu od którego nie pobiera się składek na ZUS przeniesiono na 2019 rok. Decyzje ostateczną podejmie jednak Senat. Tak czy siak problem jednak nie znika, a jedynie został odłożony w czasie.

Wcześniej niewiele ponad miesiąc wystarczył, by jedna z ważniejszych dla polskich przedsiębiorstw ustaw, została przepchnięta przez Sejm. Sprawą wicepremier Mateusz Morawiecki zainteresował się, gdy pracodawcy zaczęli wprost grozić: będziemy zwalniać pracowników. Przegłosowana ustawa leży już w Senacie i czeka na poprawki.

W tej chwili zarabiający ponad 10,5 tys. zł brutto miesięcznie w pewnym momencie przestają opłacać składki (im więcej zarabiają dane osoby w miesiącu, tym szybciej przestają płacić). W kieszeni mają więcej pieniędzy, ale nie tylko oni zyskują. Wbrew pozorom najwięcej zyskuje na tym państwo.

Dlaczego? Bo za kilkadziesiąt lat nie będzie musiało wypłacać ogromnych emerytur. Widać to zresztą w statystykach. Emerytury powyżej 6 tys. zł pobiera w całej Polsce ledwie 20 tys. osób.

Zobacz także: Na co stać Kowalskiego? Tak zmieniła się siła nabywcza Polaków

Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej ten stan rzeczy chce zmienić. Po co? W imię sprawiedliwości. Takie właśnie uzasadnienie pojawiło się w projekcie ustawy.

Sprawiedliwość jest za droga

Sprawiedliwość będzie jednak kosztowna. Jak wynika z wyliczeń Grant Thornton, które firma przygotowała dla money.pl, koszty zatrudnienia jednej wysokopłatnej osoby mogą podskoczyć o kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Menadżer, który ma umowę na 45 tys. zł brutto, będzie w ciągu roku dla pracodawcy droższy o 67 tys. zł. Dodatkowo sam mniej zarobi - czytaj poprosi o podwyżkę.

Dyrektor z pensją 15 tys. zł brutto będzie w ciągu roku kosztował o prawie 10 tys. zł więcej. A przy okazji też mniej zarobi na rękę. Z własnej kieszeni w tym czasie do ZUS odda 4 tys. zł.

To najpewniej takie dane spowodowały, że głos w sprawie zabrał wicepremier Mateusz Morawiecki. Nie może jednocześnie przekonywać, że po Brexicie do Polski masowo zaczną spływać dobrze płatne miejsca pracy, skoro będą one dla firm ekstremalnie drogie ze względu na wysokie podatki i składki na ZUS.

Nic dziwnego, że sprawę już opisywał "Bloomberg". Zagraniczni inwestorzy dostali więc jasny sygnał - w Polsce będzie niebawem drożej, a przeniesienie setek osób z wysokimi zarobkami może się nie opłacać.

Jak zmienią się całkowite koszty zatrudnienia po zmianach?
Miesięczne wynagrodzenie brutto Całkowity koszt zatrudnienia teraz Całkowity koszt zatrudnienia po zmianach Różnica
15 tys. zł 208 tys. zł 217 tys. zł 8,4 tys. zł
25 tys. zł 333 tys. zł 361 tys. zł 27,9 tys. zł
35 tys. zł 459 tys. zł 506 tys. zł 47,4 tys. zł
45 tys. zł 584 tys. zł 651 tys. zł 67 tys. zł

źródło: Michał Rodak z Grant Thornton dla money.pl

Rząd daje sobie wyższe emerytury

Trzeba podkreślić jasno, że wyższe koszty pracownicze poniosą nie tylko firmy.

Dotkną one też... ministerstwa i instytucje rządowe. Przykład? Zatrudnienie Beaty Szydło na stanowisku premiera będzie droższe. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów co miesiąc wydaje na jej wynagrodzenie nieco ponad 19 tys. zł (tak wynika z oświadczenia majątkowego premier za 2016 rok). Po ewentualnych zmianach roczny koszt zatrudnienia premiera urośnie o ponad 20 tys. zł.

Kancelaria Prezydenta też zapłaci więcej za Andrzeja Dudę. Prezydent co miesiąc pobiera pensję w wysokości około 20 tys. zł brutto. Z kolei Kancelaria na jego umowę przeznaczy o ponad 20 tys. zł więcej. Sam też mniej zarobi. Przez zmiany w ciągu roku straci około 10 tys. zł na rękę.

Więcej będzie kosztować zatrudnianie marszałków Sejmu i Senatu oraz ministrów. Te koszty akurat rządzących mogą nie przerażać. Opłacani są z pieniędzy budżetowych, a te... z podatków. O tym jednak w całej dyskusji nikt nie mówił.

O co chodzi?

Zmiana przepisów ma dotyczyć 350 tys. etatowych pracowników i ich pracodawców. Projekt ustawy został przyjęty przez Sejm 9 listopada. I pojawiły się problemy. Przedsiębiorcy zaczęli alarmować, że taka zmiana na miesiąc przed nowym rokiem skończy się w jeden sposób - zwolnieniami i cięciami.

Jak wynika z obliczeń, które dla money.pl przygotowała firma Grant Thornton - koszty zatrudnienia pracownika z pensją 15 tys. zł brutto w ciągu roku wzrośnie o 8,5 tys. zł.

Nikogo nie trzeba przekonywać, że w średnich przedsiębiorstwach są pracownicy z takimi stawkami. A więc wystarczy kadra 4-5 zarządzających z większymi pensjami, by firma w ciągu roku na ich zatrudnienie przeznaczyła o kilkadziesiąt tysięcy złotych więcej.

Sprawdziliśmy jednak, ile więcej wyłożą najwięksi pracodawcy w kraju. Tacy, którzy wysokopłatnych pracowników mają na pęczki.

O ile spadną pensje najlepiej zarabiających?
Miesięczne wynagrodzenie brutto Miesięczne wynagrodzenie netto przed zmianami Miesięczne wynagrodzenie netto po zmianach Różnica w ciągu roku
15 tys. zł 9999 zł 9673 zł 3916 zł
25 tys. zł 16511 zł 15433 zł 12936 zł
35 tys. zł 23022 zł 21192 zł 21955 zł
45 tys. zł 29534 zł 26952 zł 30975 zł

źródło: Michał Rodak z Grant Thornton dla money.pl

Roczny koszt zatrudnienia osoby z pensją 25 tys. brutto podskoczy o 27 tys. zł. Teraz pracodawca na taką osobę musi przeznaczyć 333 tys. zł w ciągu roku. Po ewentualnych zmianach będzie to już 361 tys. zł.

Oczywiście im droższy pracownik, tym bardziej urosną koszty. Tak już za zarządcę z pensją 35 tys. zł pracodawca będzie musiał dołożyć 47 tys. zł rocznie. W przypadku pracownika z pensją 45 tys. zł (a tacy są na umowach o pracę) koszty urosną o 67 tys. zł w ciągu roku.

To tylko jedna strona medalu. Dlaczego? Bo w tym wszystkim część pieniędzy będą też oddawać sami zatrudnieni. W przypadku pensji 15 tys. zł brutto, po roku z portfela wyparuje prawie 4 tys. zł (netto). Pracownik z pensją 25 tys. zł pożegna się w ciągu roku z 12 tys. zł. Osoba, która może się pochwalić miesięcznymi zarobkami na poziomie 45 tys. zł, netto w ciągu roku zarobi o 30 tys. zł mniej.

Stracą najmniej zarabiający

Warto przy tym dodać, że pracodawcy nie mają zbyt wielkich możliwości obcięcia pensji najlepiej zarabiającym tak, by wciąż wszystko w księgach się spinało.

W przypadku umów o pracę do tego konieczne jest porozumienie obu stron. Jeżeli takiego nie ma, pracodawca może przedstawić wypowiedzenie zmieniające warunki pracy i płacy. Jeżeli i to nie poskutkuje, to traci pracownika.

Ile więcej składek będą musieli opłacać Polacy?
Miesięczne wynagrodzenie brutto w zł Składka rent. i emery. pracodawcy w ciągu roku przed zmianami Składka rent. I emerytalna pracodawcy w ciągu roku po zmianach Składka rent. i emeryt. pracownika w ciągu roku przed zmianami Składka rent. i emeryt. pracownika w ciągu roku po zmianach
15000 20795 29268 14400 20268
25000 20795 48780 14400 33780
35000 20795 68292 14400 47292
45000 20795 87804 14400 60804

źródło: Michał Rodak z Grant Thornton dla money.pl

Zdaniem Arkadiusz Łagowski, ekspert podatkowy z Grant Thornton na taką opcje zdecyduje się niewielu przedsiębiorców. Dlaczego? Bo wysokopłatni pracownicy to najczęściej wysokokwalifikowani pracownicy. A tych na rynku zbyt wielu nie ma.

Pracodawcy wezmą na początku wzrost kosztów na siebie. Skąd wezmą pieniądze? Zdaniem Łagowskiego, m.in. z puli na podwyżki. Efekt jest prosty. Utrzymanie dyrektora Kowalskiego spowoduje, że cały jego zespół pożegna się z podwyżkami.

wiadomości
gospodarka
najważniejsze
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(399)
malum
6 lat temu
Kolejna dobra zmiana! A PIStrolle i tak tego nie zakrzyczą! Rządy PISu jak zwykle rujnują Polskę. W 2004-2007 kiedy już raz rządzili doprowadzili do wzrostu bezrobocia z 12 do 18%! Gdy przejęli władzę od SLD to gospodarka rozwijała się błyskawicznie (oczywiście były to firmy działające na pograniczu legalności ale działały) "dzięki" wspaniałym pomysłom PISu typu Mieszkanie dla młodych upadła branża budowlana a za nią transportowa i poszło dalej na zasadzie domina. Po 2007 Mieliśmy 18% bezrobocie, z Polski wyjechali menadżerowie. młodzi pracownicy, lekarze, pielęgniarki itp, wszyscy wyjeżdżali do Niemiec, Anglii. Potem przyszło to niedobre PO i wyciągnęło kraj z kryzysu - fakt przez niepopularne decyzje i zaciskanie pasa - ale wyciągnęli Polskę i to nie tak jak teraz w okresie względnego spokoju tylko w czasach światowego kryzysu! Gdy PIS przejmował władzę to bezrobocie było na poziomie 9,5-10% a gospodarka kwitła. No i proszę teraz PIS dorwał znowu sie do władzy i co proponuje? ROZDAWNICTWO tylko po to by zdobyć poparcie od wszelakiej maści obiboków, których jest jak widać wielka rzesza. Czy pamiętacie jak pis krzyczał o upadku gospodarki? Jak udowadniali, że Polska jest na krawędzi upadku? I co sie okazało? Okazało się, że gospodarka kraju ma sie bardzo dobrze, że Polska kwitnie! A teraz co sie dzieje? Wszystko drożeje - bo trzeba znaleźć pieniądze na jałmużnę 500+, na święta zapłacimy o 20-25% więcej niż rok temu! Teraz robią wszystko by zniszczyć gospodarkę! KIM ONI SĄ ? KOMU SŁUŻĄ? DLA KOGO PRACUJĄ? Czy to nie jest podejrzane, że gdy Polska zaczyna sie rozwijać i doganiać kraje zachodniej Europy to nagle PIS dobiera sie do władzy używając ogromnych środków i drogich profesjonalnych działań public relations! Kto im pomaga? I kto ich sponsoruje? Ale tak naprawdę! Czyżby kościół ? A może sponsorów należy szukać na wschodzie?
adax
6 lat temu
kto pisal ten artykul powinien przynajmniej troche poczytac szkoda przespal ale sponsor byl mamona zgadza sie
Andy
6 lat temu
Podłe wróżenie z fusów,jak zwykle.
vv
6 lat temu
prawicowe rządy to zawsze była i będzie zgnilizna
MNB
6 lat temu
POLITYCY I CI ZE SPÓŁEK SP CHCĄ W KRÓTKIM TERMINIE ZAŁATWIĆ SOBIE NIEBOTYCZNIE DUŻE EMERYTURY, ALE KIJ MA DWA KOŃCE WTEDY PRACUJĄCY NAJBIEDNIEJSI BĘDĄ PRACOWAĆ NA TE WYSOKIE EMERYTURY. TOW. MORAWIECKI PROWADZI NAS DO SCENARIUSZA GRECKIEGO, KONSEKWENTNIE.
...
Następna strona