W Polsce brakuje przepisów, które zabezpieczałyby właścicieli działek budowlanych przed powstawaniem w ich sąsiedztwie wielkich farm fotowoltaicznych - pisze w czwartek serwis wyborcza.biz. I przytacza historię mieszkańców dolnośląskiej Nowej Rudy, którzy stoją przed ogromnym problemem.
Na obrzeżach miasta firma z Krakowa chce zbudować dwie farmy fotowoltaiczne o łącznej mocy 3,5 MW. Zajmą one teren o powierzchni około czterech hektarów, będą miały wysokość czterech metrów. Zamiast malowniczych pagórków będzie wielka, ciemna plama paneli fotowoltaicznych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mieszkańcy zapomną o malowniczym krajobrazie
Właściciele działek położonych w sąsiedztwie nie kryją rozczarowania tym, co ma powstać w ich okolicy. Zwłaszcza że swoje nieruchomości kupili zanim było wiadomo, że obok ma zostać wzniesiona farma fotowoltaiczna. Jak mówi pan Grzegorz, jeden z rozmówców serwisu wyborcza.biz, pole wydzierżawił inwestorowi rolnik. Gdyby wiedział, że rolnik zdecyduje się na dzierżawę na cele farmy fotowoltaicznej, nigdy nie kupiłby swojej działki.
Jeszcze większy dylemat ma inna sąsiadka, pani Wioletta. Kobieta kupiła dom i działkę w 2019 roku z myślą o prowadzeniu agroturystyki. Sens takiej działalności, gdy obok wyrośnie morze paneli fotowoltaicznych, staje pod znakiem zapytania.
Jak wylicza wyborcza.biz, w tej chwili tylko dla 33 proc. powierzchni Polski uchwalone są miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego. Są to dokumenty, których sporządzaniem zajmują się gminy. Mają one część pisemną i załączoną mapę, na której dokładnie widać, co i w jakim miejscu ma prawo powstać. MPZP są publicznie dostępne i każdy, kto chce na przykład zbudować dom, może sprawdzić, czy plan pozwala, by po sąsiedzku powstała fabryka albo inna uciążliwa działalność.
Tam, gdzie MPZP nie ma, gmina daje zielone światło dla inwestycji za pomocą decyzji o warunkach zabudowy. Decyzję, czy coś może powstać, czy nie, podejmuje się m.in. na podstawie uwzględnienia, co jest w okolicy. Mieszkańcy wystosowali petycję przeciwko wydaniu pozytywnej decyzji. Podpisało się pod nią 113 osób.
Teren, na którym inwestor chce zbudować farmę fotowoltaiczną, nie jest chroniony w żaden szczególny sposób - nie jest to park narodowy ani krajobrazowy czy też obszar Natura 2000. Mimo to gmina już raz odmówiła wydania decyzji o warunkach zabudowy. Inwestor odwołał się jednak do Samorządowego Kolegium Odwoławczego i gmina musi jego wniosek rozpatrzyć jeszcze raz.
Wyborcza.biz przypomina, że rząd szykuje projekt ws. uregulowania zasad wznoszenia dużych farm fotowoltaicznych. Zakłada on, że od 2026 roku takie obiekty będą mogły powstawać tylko na terenach objętych MPZP. Tak skonstruowane przepisy - gdy zostaną już przyjęte - nie będą działały wstecz i pomogą takim osobom, jak pan Grzegorz.
Co dalej z wiatrakami
W tej chwili toczy się natomiast spór o przyszłość nowych farm wiatrowych, wznoszonych na lądzie. W 2016 roku rząd PiS wprowadził zasadę, że wiatraki muszą być znacznie oddalone od budynków mieszkalnych. Odległość ta nie może być mniejsza niż wynosi dziesięciokrotność wysokości takiego wiatraka. Teraz rząd chce jednak zliberalizować przepisy. Najpierw zakładał, że ta odległość będzie wynosić 500 metrów, jednak poprawka wprowadzona przez Marka Suskiego zwiększyła ją do 700 metrów. Teraz Senat próbuje przywrócić 500-metrowy dystans, ale ostateczną decyzję i tak podejmie Sejm.
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj