Papierosy, alkohol, broń - kiedy mówimy o przemycie, na myśl przychodzą nam raczej towary tego rodzaju. Okazuje się jednak, że na nich temat się nie kończy – również szmuglowanie ryb jest powszechnym zjawiskiem - przynajmniej w Norwegii.
Morze Północne obfituje w cały wachlarz owoców morza, z którego większość uznawana jest za produkty najwyższej jakości. Nic więc dziwnego, że rokrocznie dziesiątki spragnionych doznań wędkarzy decydują się na podróż na dziewiczą północ. Większość z nich łowi na własną rękę, ale i ci mniej doświadczeni mogą skorzystać z dobrodziejstw norweskich akwenów - rozwinęła się tam bowiem osobna gałąź turystyki wyspecjalizowana w oferowaniu zorganizowanych wypraw na połowy.
Sytuacja zaczęła się wymykać spod kontroli. Turystów było coraz więcej, a wraz z ich liczbą rosła również ilość połowów. Żądni zysku przyjezdni zaczęli wywozić filety za granicę już nie tylko na własny użytek, ale również w celu późniejszego ich odsprzedania. Rząd Norwegii, zmartwiony losem niektórych gatunków, podjął działania mające na celu ograniczenie liczby przewożonych przez granicę ryb.
A martwić jest się czym – jak podaje nam norweski urząd celny, tylko w 2019 roku (do momentu publikacji artykułu) udaremniono próby nielegalnego przewozu 9157 kg filetów – to więcej niż w całym 2018, w którym przemycono 6544 kg. Na liście narodowości najczęściej dopuszczających się nielegalnego transportu, obok Belgów i Niemców, znajdują się również Polacy.
Cel: złapać wszystkie ryby z morza
Wspomniane 9 tys. kg filetów to tylko wierzchołek góry lodowej. Nie dość, że masa przemycanych ryb może być większa z uwagi na fakt, że dużej części osób transport ponadwymiarowej ilości uchodzi na sucho, to jeszcze należy pamiętać, że owy filet nie ma przełożenia na rzeczywistą liczbę wyłowionych ryb, gdyż jego masa jest nawet trzykrotnie niższa niż waga całej tuszy. Tak więc 9 ton przemyconych filetów to tak naprawdę prawie 30 ton całych ryb.
Liczby te robią wrażenie, zwłaszcza że przemyty odbywają się głównie w samochodach, kamperach i przyczepach. Niektóre z nich są poddawane remontom, które mają dostosować je do przewożenia jak największej ilości ryb. Rekordzista próbował w ten sposób przemycić 610 kilogramów filetów w jednym pojeździe.
Norweskie władze otwarcie mówią o dużym prawdopodobieństwie występowania zorganizowanych grup nastawionych na przemyt, których strategia działania jest analogiczna do dealerów narkotyków.
- Przemyt ryb jest lepiej zorganizowany niż myśleliśmy. Osoby przekraczające granicę z nadwyżką kilogramową filetów zachowują się jak szmuglerzy narkotyków – zazwyczaj tworzą kolumny składające się z kilku aut. Kilkaset metrów przed nimi jedzie samochód-zwiadowca, którego zadaniem jest sprawdzenie aktywności strażników celnych na granicy – mówił na konferencji prasowej Tom Olsen, dyrektor służby celnej w Norwegii Północnej.
Jak łowić w Norwegii?
- Ja wypływam łódkami po ryby i faktycznie łapię ich dużo, może nie w tonach - tak jak norwescy rybacy - ale jak trafię na górkę na morzu, to jestem w stanie wyciągnąć 500-1000 sztuk makreli czy śledzi, bo te ryby pływają stadnie – mówi nam Polak mieszkający w Norwegii. – Przyjedźcie całą rodziną, a wyciągniecie ze 100 kg. Jeśli złowicie więcej, możecie połów przechować u mnie.
100 kg z pewnością nie moglibyśmy zabrać do Polski. Zarówno Norwegowie, jak i cudzoziemcy mogą raz na tydzień wywieźć poza granicę 10 kg ryb lub przetworzonych produktów rybnych. Jeśli połowy odbywały się jednak w ramach działalności przedsiębiorstwa rybnego, limit podwaja się. Warto dodać, że nie dotyczy on ryb słodkowodnych – takich jak łosoś czy pstrąg.
Skupmy się na połowach w ramach działalności przedsiębiorstwa. Okazuje się, że jeśli ryby zostały zakupione, a nie wyłowione, to limit się podwaja. Budzący wątpliwości moralne biznes już kwitnie.
Na jednej z facebookowych grup bez trudu znaleźliśmy Polaka, który oferuje "pomoc" w przewiezieniu większej liczby ryb przez granicę.
- Trzeba mi zgłosić, jakie gatunki złowiliście i w jakim dniu - ja to muszę zgłosić dalej. Jednym słowem: kupa biurokracji. A na granicy mogę mieć nieprzyjemności. Dodatkowo nie możecie mieć więcej niż 20 kg. Chodzi o ewidencję, ile ryb wywożą z Norwegii obcokrajowcy - jakie gatunki, wymiary itd. – mówi nam jeden z przedsiębiorców oferujących usługę.
Za samo wytłumaczenie, jak cały proceder wygląda (jak mówi - "u księgowego") życzy sobie aż 1000 koron (ponad 400 złotych). Niezbyt się to opłaca, a i ryzyko jest duże.
Norweskie władze w walce z wędkarzami
- Turyści, którzy przyjeżdżają do Norwegii, by wywieźć stąd tyle ryb, ile tylko mogą, zdecydowanie nie są czymś, czego potrzebujemy. Uważam, że podwojenie kwot kar pomoże nam zredukować problem przemytu ryb – mówił w swoim przemówieniu Harald Nesvik, minister rybołówstwa.
Kara nakładana na przemytnika to 100 koron za kilogram ryby. Jak podkreślają norweskie władze – to za mało. Kilogram polędwicy z dorsza – który jest najczęściej poławianą i wywożoną rybą w Norwegii – kosztuje bowiem powyżej 200 koron.
Pojawiał się również pomysł nałożenia całkowitego zakazu wywożenia ryb przez turystów. Spotkał się on jednak ze stanowczym sprzeciwem osób oferujących wycieczki wędkarskie i ze względu na swoje potencjalne szkody dla turystyki został porzucony.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl