Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Wiesław Gałązka
|

Gałązka: Jeśli wybory, to jakie?

0
Podziel się:

Równo rok temu wybraliśmy parlament. Miało być lepiej. Tymczasem wszystko wskazuje, że wyjdzie jak zawsze. Nic więc dziwnego, iż powraca dyskusja na temat wyborów.

Gałązka: Jeśli wybory, to jakie?

Równo rok temu wybraliśmy parlament. Miało być lepiej. Tymczasem wszystko wskazuje, że wyjdzie jak zawsze. Nic więc dziwnego, iż powraca dyskusja na temat wyborów.

Propozycja senatora PO Jarosława Gowina, by udać się do urn już w 2010 roku, czyli wcześniej, niż wynikało by to z kalendarza wyborczego, spodobała się nie tylko obywatelom, ale i prezydentowi. O ile jednak dwie trzecie rodaków gotowych jest jednocześnie wybierać polityków z ulicy Wiejskiej i lokalnych, to Lech Kaczyński obawia się, że mogłoby dojść do sytuacji, w której prezydent, parlamentarzyści i samorządowcy reprezentowaliby jedną opcję polityczną. Czyżby wątpił w reelekcję i wygraną partii swego brata?

Są jednak ważniejsze pytania. Zwłaszcza jedno. Czy w związku z perspektywą niekończących się sporów między PO i PiS nie warto powrócić do rozważań nad sensownością wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych (j.o.w.)? Tu warto wspomnieć, iż taką zmianę ordynacji jeszcze niedawno popierała PO.

Idea ta ma swoich zwolenników i przeciwników.

Jedni twierdzą, że rzeczywista konkurencja poprawi jakość polityków, więc j.o.w. umożliwią wyłonienie z tłumu kandydatów osób uczciwych (rzeczywiście reprezentujących interesy wyborców). Tym samym wzrośnie zaufanie społeczeństwa do polityków. Drudzy obawiają się wzrostu populizmu i zagrożenia wynikającego z możliwości _ kupowania mandatów _ przez lokalnych oligarchów.

Sympatycy ugrupowań mniejszych, nie mających szansy przekroczenia wymaganego 5-procentowego progu wyborczego, widzą możliwość wprowadzenia do parlamentu swoich przedstawicieli. Na ulicy Wiejskiej pojawiliby się także prawdziwi działacze organizacji społecznych. Przeciwnicy j.o.w. twierdzą, iż koncepcje rozwiązywania problemów państwa powinny tworzyć partie, bo dla indywidualnych posłów to problem nie do pokonania. Uważają, że zwyciężać mogą ludzie znani (np. z mediów), ale niekompetentni.

Zwolennicy koncepcji j.o.w. twierdzą natomiast, że partie, chcąc zyskać poparcie, będą musiały wysuwać kandydatów wartościowych, a więc kompetentnych, ci zaś nie będąc nominatami, lecz autentycznymi reprezentantami wyborców, będą mogli wpływać na politykę partyjną. Przeciwnicy ostrzegają jednak przed możliwością wyboru parlamentarzystów stawiających interesy lokalne ponad narodowymi. Obawiają się też powstawania nowych, drobnych partii lokalnych i etnicznych, a nawet ekstremistycznych. Wskazują również, że dzięki j.o.w. najwięcej zyskają partie najsilniejsze i najsłabsze.

Różnice poglądów dotyczą także samych wyborców. Gdy jedni podkreślają prostotę rozwiązania zapewniającego wyłonienie reprezentacji społeczności lokalnej, drudzy widzą problem w ewentualnej konieczności zmian granic okręgów wyborczych w związku ze zmieniającą się liczbą mieszkańców (w przypadku wyborów większościowych zmienia się tylko liczba przypadających na nie mandatów). Uważają też, iż nieznaczne różnice (nawet w dziesiętnych procenta, gdy kandydatów jest wielu) między zwycięzcą a przegranymi, stwarzają wątpliwości co do moralnego prawa reprezentowania wszystkich obywateli w okręgu.

Wreszcie, gdy zwolennicy koncepcji j.o.w. widzą w niej nadzieję na rychłe zwiększenie świadomości obywatelskiej - przeciwnicy przekonują, iż ze względu na uwarunkowania psychologiczne, pozytywne skutki systemu większościowego widoczne będą dopiero po kilkunastu latach, czyli po kilku cyklach wyborczych.

Spór trwa, a do argumentów najmniej nagłaśnianych przez przeciwników j.o.w., należy ten, o którym publicznie niechętnie wspominają liderzy i ich otoczenie - że osłabiłoby to dyscyplinę w partiach oraz pozbawiło ich kierownictwa możliwości nagradzania biernych, miernych, ale wiernych, najlepszymi miejscami na listach wyborczych oraz karania myślących inaczej niż wodzowie nie umieszczaniem ich na tychże listach.

Autor jest dziennikarzem i publicystą, ekspertem w zakresie etyki
i prawa reklamy, mediów i PR. Był doradcą ds. wizerunku w sztabach wyborczych różnych ugrupowań politycznych w latach 2000, 2001, 2002 i 2005.

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)