Nie będzie zaskoczeniem, gdy napiszę, że dobry dziennikarz to taki, który jest sprawny warsztatowo, czyli posiadł umiejętności swego zawodu oraz kompetentny w dziedzinie, którą się zajmuje.
Obojętnie, czy jest to teatrologia czy ekonomia. Recenzent teatralny czy dziennikarz ekonomiczny powinien znać się na tym, o czym mówi i pisze.
Z tej wiedzy, w połączeniu z umiarem i troską o markę, wynikać powinny treści i styl dziennikarskiego pisarstwa. Tymczasem to, co obserwujemy w mediach opiera się na niskiej wiedzy i wysokiej skłonności do histerii (stymulowanej też zapewne życzeniami redakcyjnych szefów).
I tak czytamy w tytule, że podaż miejsc pracy w listopadzie 2008 roku była _ najgorsza od lat _. Obok jest rysunek, z którego wynika, że te ok. 60 tys. nowych miejsc pracy w urzędach zatrudnienia, to wielkość na poziomie 2005 roku. W latach silnego spowolnienia (2000-02) była 2-2,5 razy niższa. A więc, póki co, było zupełnie dobrze.
W innej gazecie atakuje czytelników tytuł, że ostro wzrosło bezrobocie (też _ najszybciej od lat _). Na szczęście obok podane są statystyki. I znowu, listopadowy wzrost bezrobocia jest podobny do skali tego z lat poprzedniego spowolnienia. W grę wchodzi nie tylko cykliczność, ale i sezonowość (sezonowe zwolnienia w budownictwie i rolnictwie). Ale jeśli ma się interes w tym, by straszyć kryzysem, a nie ma się wiedzy, która by nam mówiła, co naprawdę znaczą liczby w danym czasie i miejscu, to i opór wobec presji _ sensacjonalizmu _ jest słabszy.
Poważny dziennik na pierwszej stronie podaje w tytule, że _ Firmy tną do kości _. To znaczy oszczędzają _ od komputerów po spinacze _. Autorzy bajdurzą o sprawach, o których nie mają pojęcia, bo dziennikarze w firmach bywają rzadko, a menedżerem, czy właścicielem nie był zapewne żaden z piszących czy mówiących na co dzień o gospodarce.
Dobre firmy oszczędzają zawsze, a w latach zwiększonej niepewności (gdy osłabienie postępuje, a nie możemy ocenić jego skali) czynią to tym bardziej dogłębnie. Np. zamiast kupić nową furgonetkę jeszcze przez dwa lata pojeździ się w firmie tą samą (wydając trochę więcej na naprawy, ale nie angażując się w inwestycje). _ Normalka _ w czasach niepewności.
W radio słyszę, jak któryś dziennikarz opowiada o swoich rozmowach z przedsiębiorcami o tym, czy zamówienia spadają. Mówią, u nich nie, ale słyszeli, że u innych spadają. Od kogo? Od innych przedsiębiorców, czy w mediach? Tego nie wiemy, ale wrażenie pozostaje.
Istnieje w prognozowaniu pojęcie samospełniającej się prognozy. To znaczy takiej, w której ludzie usłyszawszy, że coś im grozi, zachowują się dokładnie tak, jak należałoby się zachowywać, aby ta prognoza się spełniła. A więc jeśli grozi nam kryzys, czyli znaczny spadek produkcji, to ludzie przestraszeni kryzysem zaczną przesadnie oszczędzać (przesadnie, bo grozi spowolnienie, a nie kryzys) i w rezultacie produkcja rzeczywiście spadnie znacznie i kryzys stanie się faktem.
Tylko, dodam to mediom jako przestrogę, że spadną także wydatki na reklamę, z których żyją, podcinając _ sensacjonalizmem _ gałąź, na której siedzą.
Autor jest profesorem ekonomii. W latach 1994-2003 był kierownikiem Katedry Ekonomii na Europejskim Uniwersytecie Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Wykładał na uczelniach m.in. w Danii, Holandii i Stanach Zjednoczonych.