Zamiast horroru na kolei wyszła sensacja

Pamiętam jak wyglądały moje podróże przed rokiem. Co więcej - doniesienia z tego roku były równie niepokojące. Standardem były tłumy w pociągach, zasypane śniegiem przedziały i gigantyczne opóźnienia. Tymczasem jeszcze przed odjazdem uderzyła mnie pierwsza rzecz - brak kolejek przy kasach. Tych, przy których niedawno traciłem co najmniej kwadrans.

Skład Częstochowa - Wrocław w drugi dzień świąt pojawił się przed czasem, a wejście do wagonu nie przypominało oblężenia - wręcz przeciwnie. Wsiadłem bezproblemowo, miejsce znalazłem w pierwszym przedziale. Przez całą drogę nikt się nie dosiadł, a cyferki na wyświetlaczu prawie pokazywały 120 kilometrów na godzinę.

Nastawienie na drakońskie warunki jedynie potęgowało zaskoczenie. Ciepło, sześć miejsc w przedziale, nawet gniazdka z prądem, do których dało się podpiąć laptopa. I to nie była pierwsza klasa! Pociąg do Wrocławia dotarł przed czasem.

Nie można tego nazwać inaczej, niż cudem. Widocznie pasażerowie, którzy przed świętami mieli kłopoty z dostaniem się do pociągu, powrotną drogę postanowili pokonać piechotą.

Taki rozwój wydarzeń mógł sprawić, że w drugi dzień świąt na trasie Częstochowa-Wrocław działo się dobrze. Aż dziw, że Sławomir Nowak nie pochwalił się tym jeszcze na Twitterze. Tak jak podczas zmiany rozkładu jazdy na kolei na początku grudnia.

Autor jest analitykiem Money.pl