W piątek GPW była jednym z najsłabszym parkietów w Europie – nie powinno to dziwić nikogo, kto śledzi zachowanie naszego indeksu, który po ustanowieniu ponaddwuletnich szczytów musiał zrobić sobie krótką przerwę we wzrostach.
Lepsze od oczekiwanych dane z Azji i Australii zapewniły otwarcie na plusach europejskich indeksów, które systematycznie rosły pchane w górę przez pozytywne informacje z Europy.
Wczoraj warszawski parkiet pozostawał jednym z silniejszych na kontynencie, na którym większość giełd notowała spadki w reakcji na dane o stygnięciu chińskiej gospodarki, zaś WIG20 wzrósł na koniec dnia o symboliczne 0,07%.
W piątek inwestorzy na warszawskim parkiecie nie mieli powodów do zadowolenia – po początkowym wzroście do poziomu 2642 pkt.
Wczoraj warszawska giełda zrobiła sobie przystanek na drodze do 2700 pkt. - nasz parkiet raził czerwienią na tle zieleni na reszcie rynków europejskich, jednak nie powinno to dziwić, gdyż w ciągu ostatniego tygodnia wzrósł on znacznie bardziej od reszty indeksów, czas więc na odpoczynek.
Przebieg wczorajszej sesji na GPW długo nie zapowiadał jej zakończenia. WIG20 długo konsolidował się wokół poniedziałkowego zamknięcia – byki szukały pretekstu do wyciągnięcia indeksów w górę, co udało im się po 14.00 na fali oczekiwań na wieści zza oceanu, które okazały się lepsze od oczekiwanych.
Piątek był dla graczy pierwszym dniem nowego kwartału i jednocześnie końcem tygodnia – można o nim powiedzieć wiele, tylko nie to, że był przełomowy.
Wczorajsza sesja na warszawskim parkiecie zakończyła się wzrostem indeksów popartym obrotem w wysokości niemal 2 mld złotych.
Dalszy rozwój sytuacji będzie zależał od danych makro i reakcji na nie inwestorów, którzy są aktywni, co widać było po wczorajszym obrocie. Poziomy docelowe to wciąż 2550 i 2670 punktów.
Wczoraj WIG20 oddał niemal cały piątkowy wzrost przy obrotach przekraczających miliard złotych.
Teoretycznie warunki do ataku są dla byków idealne, gdyż żaden z głównych wskaźników i oscylatorów nie daje sygnału sprzedaży, jednak właśnie to może być okazją dla części graczy do realizacji zysków, co może zatrzymać indeksy w drodze na szczyty.
Piątkowa sesja, choć rozpoczęła się na minusach, przyniosła ważne rozstrzygnięcie. WIG20 w końcu przebił kwietniowy szczyt, rosnąc niemal od początku notowań, w czym nie przeszkadzały mu dane z Polski i Europy, które okazywały się albo zgodne z oczekiwaniami, albo minimalnie lepsze.
Wczorajsza sesja przysporzyła bykom zmartwień – WIG20 na fali negatywnych danych makro z Europy osunął się w okolice wsparcia wrześniowego trendu. Obroty wyniosły prawie 1,5 mld złotych a indeks w dół pociągnęły PZU i Pekao.
Wczorajsza sesja upłynęła w oczekiwaniu na komunikat Fedu o przyjętej strategii polityki monetarnej – być może inwestorzy przeczuwali, jakie może być stanowisko Rezerwy Federalnej, bo giełdy w Ameryce rosły już w poniedziałek.
Wobec symptomów spowolnienia amerykańskiej gospodarki jest możliwe wpompowanie do niej kolejnego strumienia pieniędzy, co spowoduje prawdopodobnie krótkotrwałą euforię na rynku.
Piątkowa sesja ze względu na swoją specyfikę związaną z cokwartalnym wygasaniem serii instrumentów pochodnych nie powinna być brana pod uwagę, jeśli chodzi o wartość prognostyczną.
Wczorajsza sesja była kolejną już z rzędu, w której obserwowaliśmy jedynie niewielkie wahania indeksów - różnica między skrajnymi wartościami WIG20 wyniosła niespełna 13 punktów, zaś obrót, choć wciąż przyzwoity, stopniowo maleje.
Wczoraj inwestorzy mogli bezradnie obserwować kolejny dzień marazmu na GPW – WIG20 już trzeci dzień z rzędu poruszał się w przedziale kilkunastu punktów w granicach kwietniowo-sierpniowego oporu.