Dziękuję raz jeszcze za każdą informację. Mnie prawnik poinformował, ze w Sądzie biorą pod uwagę średnią cenę w tym rejonie, np. 4-5 tys. za m2- bez rzeczoznawcy. To sprawia, że wartość= ok. 200-250 tys. Ale wiadomo- liczy się też stan. Nikt nie kupiłby ode mnie tego mieszkania za taką kwotę. Przy wycenie mieszkania do wykupu, było wycenione dużo, dużo niżej. I nawet, jeśli ceny mieszkań, poszły w górę, to nie sądzę, że na ten moment kosztowałoby dużo więcej od dnia wykupu. Obliczyliśmy z Narzeczonym, że aby doprowadzić mieszkanie do "porządku", musielibyśmy zainwestować ok. 50 tys. Poza tym, już w czasie, gdy byłam właścicielką, miał miejsce remont zewnętrzny budynku (kredyt na remont jest na moje nazwisko). Nie da się ukryć, że to też zwiększa w tym momencie wartość nieruchomości w porównaniu ze stanem na dzień wykupu. Właśnie, ciekawe, czy takie remonty zewnętrzne, mają znaczenie. Wg prawnika, mogę co najwyżej odjąć od ogólnej kwoty wartości mieszkania kwotę tego kredytu.
Ogólne zasady są mi znane "z grubsza". Już w dniu wykupu wiedziałam, że zachowku nie uniknę. Z moich informacji wynika, że nie ma takiej umowy, która by mnie przed nim chroniła. Umowę dożywocia obaliliby, gdyż przez ostatni okres, Dziadek mieszkał u konkubiny. Żeby Dziadka "uspokoić" i za namową notariusza, spisaliśmy z Dziadkiem umowę, że może dożywotnio przebywać w mieszkaniu i ma zagwarantowaną moją opiekę. Liczyłam się z tym, że Dziadek w każdej chwili mógł do mnie wrócić- wtedy zajęłabym się nim, jak robiłam to wcześniej. Teraz dowiaduję się, że to było bezprawne, gdyż "sprzedałam" usługi Dziadkowi i jeszcze musiałby zapłacić od tego podatek! Także nie mogę wykorzystać tej umowy, jako umowę dożywocia między nami.
Wracając do głównego wątku: najpierw prawnik mówił mi, że liczy się proporcja cen- tzn., że jeśli mieszkanie kosztowałoby dziś 150 tys., a ja zrobiłam cesję książeczki mieszkaniowej na wykup na Dziadka, w kwocie 5 tys. (czyli dałam 1/3), to nie spłacam im 150 tys., tylko z kwoty 100 tys. (dałam 1/3 na wykup). Liczyłam na to, że jak zapłacę całość, to mnie ratuje i nie wezmą tego mieszkania pod uwagę. Dziś prawnik mówi mi, że to się nie liczy. Co najwyżej policzą te 4 tys. za metr, odejmą od tego kwotę, ile za nie zapłaciłam (np. 200 tys.-15 tys.), ewentualnie w ogóle nie wezmą kwoty wykupu pod uwagę. Jestem bezsilna.