Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Dane makro z USA w centrum uwagi

0
Podziel się:

Jeśli inflacja wzrosła mocniej niż to się prognozuje to dolar się wzmocni, a niedźwiedzie na rynku akcji dostaną broń do ręki. Inflacja niższa od oczekiwań podziała odwrotnie.

Dane makro z USA w centrum uwagi

Początek środowej sesji na rynkach europejskich był łatwy do przewidzenia. Indeksy szybko rosły reagując w ten sposób na bardzo duże zwyżki podczas wtorkowej sesji w USA.

Kurs EUR/USD stabilizował się na poziomie wyższym niż wtorkowe zamkniecie czekając na dane makro z USA. Długo jednak nie poczekał - dolar zaczął tracić, bo najwyraźniej oczekiwano, że dane o inflacji będą dla dolara niekorzystne.

Z tego też samego powodu mocniej rosły indeksy giełdowe, ale od południa zaczęły się osuwać. W niczym nie zmieniły sytuacji dane o wzroście PKB w strefie euro (2,6 proc.). Na chwilę, ale nieznacząco osłabił euro raport Banku Anglii, w którym można było znaleźć zapowiedź obniżki stóp. Po publikacji danych makro z USA indeksy wystrzeliły na północ i sesja zakończyła się wzrostami.

W środę w USA wszyscy zastanawiali się, czy sesja przyniesie kontynuację zwyżki. Gdyby jej nie było to gracze doszliby do wniosku, że wtorkowa zwyżka była tylko odbiciem w trendzie spadkowym. Nastroje były bardzo zmienne, ale o tym niżej.

Spójrzmy wpierw na raporty makroekonomiczne. W październiku inflacja w cenach producenta (PPI) wzrosła nieco mniej niż tego oczekiwano (ale rok do roku sięgnęła 6,4 proc.). Sprzedaż detaliczna wzrosła kosmetycznie, ale tak jak oczekiwano o 0,2 proc. Jednak sprzedaż bez samochodów wzrosła też o 0,2 proc., a oczekiwano wzrostu o 0,3 proc. Amerykanie niezbyt chętnie sięgają do kieszeni, a to źle wróży gospodarce.

Pojawił się też Ben Bernanke, szef Fed, ale mówiąc o polityce monetarnej nie wspomniał o niczym, co mogłoby wpłynąć na zachowanie rynków. Powiedział na przykład, że Fed częściej (cztery razy do roku) będzie publikował swoje długoterminowe prognozy. Warto jednak zauważyć, że według szefa Fed najważniejsza w długim terminie jest główna miara inflacji.

Jeśli to oficjalne stanowisko Fed to sygnalizowałoby rynkowi, że powinien skupiać się właśnie na inflacji całkowitej CPI, a nie na inflacji bazowej. Nie przypuszczam jednak, żeby gracze to wyłapali.

Mniejszy od oczekiwań wzrost inflacji PPI i słaba sprzedaż detaliczna osłabiły dolara. Kurs EUR/USD znowu zbliżył się do poziomu 1,47 USD. Osłabienie dolara natychmiast doprowadziło do dużych wzrostów cen surowców. Klasą dla siebie były kontrakty na miedź - zdrożały aż o 6,3 proc. Nieźle zachowywało się też złoto (1,9 proc.).

Po ostatnich spadkach mocno zdrożała ropa (3,2 proc.). Pretekstem było odrzucenie przez OPEC apelu o zwiększenie produkcji. Nic dziwnego, że został odrzucono skoro po producenci po cichu już w październiku zwiększyli wydobycie.

Drożejąca ropa pomagała we wzroście cena akcji w sektorze surowcowym. Jakże szybko gracze zapomnieli, że Exxon Mobil ostatnio opublikował słabsze od oczekiwań wyniki skarżąc się na drogą ropę, która zmniejsza marże...

Sektorowi finansowemu pomagały kolejne, według mnie nieistotne, informacje ze spółek. Przed sesją Bear Stearns poinformował, że jego sytuacja się poprawia, a w czwartym kwartale firma wpisze w straty ,,tylko" 1, 2 mld USD. Poza tym Merrill Lynch ma zatrudnić Johna Thain, szefa NYSE, na stanowisku prezesa.

Jak widać mało było powodów do ekscytacji, więc indeks szerokiego rynku (S&P 500) nieznacznie rósł, a NASDAQ kręcił się wokół poziomu wtorkowego zamknięcia. Czekano spokojnie na końcówkę sesji, kiedy to najłatwiej jest zmusić większość graczy do mocniejszej reakcji.

Tym razem udało się to niedźwiedziom. Ostatnie 20 minut sesji było paniczną ucieczką z rynku - indeksy mocno spadły stawiając duży znak zapytania nad trwałością wtorkowego wzrostu.

Dzisiaj rynki zlekceważą przedpołudniowe dane o inflacji CPI w strefie euro. Dane wstępne już znamy, więc niespodzianki zapewne nie będzie, a gdyby nawet była, to i tak gracze szybko o niej zapomną, bo będą czekali na dane z USA.

Tam właśnie też dojdzie do publikacji danych o inflacji CPI. Wpływ na rynek powinny mieć jedynie zaskakujące dane. Jeśli inflacja (szczególnie bazowa, bo wątpię, żeby gracze pod wpływem tego, co wczoraj powiedział szef Fed przestali się już nią kierować) wzrosła mocniej niż to się prognozuje to dolar się wzmocni, a niedźwiedzie na rynku akcji dostaną broń do ręki. Inflacja niższa od oczekiwań podziała odwrotnie.

Razem z inflacją zostanie opublikowany indeks NY Empire State (pokazuje jak rozwija się gospodarka w regionie Nowego Jorku). Najczęściej gracze lekceważą te dane, ale jeśli inflacja będzie niska, a dane lepsze od oczekiwań to byki taki układ z pewnością wykorzystają.

Najgorszy dla byków na giełdach akcji byłby układ odwrotny: wysoka inflacja i słaby wzrost. Stagflacja to jeden z głównych wrogów akcji. Publikacja indeksu Fed z Filadelfii (na 4 godziny przed końcem sesji) będzie bardziej obserwowana, ale wpływ na rynek będzie taki jak opisałem w przypadku indeksu NY Empire State. Małym dodatkiem będzie (publikowany też razem z inflacją) raport o tygodniowej zmianie na rynku pracy. Pozostałe dane powinny zmniejszyć do zera jego wpływ na rynek.

*GPW znowu najsłabszą giełdą w Europie *

W środę złoty od rana spokojnie czekał na rozstrzygnięcia, czyli na publikację polskich i amerykańskich danych makro. Nawet wtedy, kiedy kurs EUR/USD dynamicznie ruszył na północ to u nas złoty wzmocnił się nieśmiało jedynie do dolara, ale w stosunku do euro pozostał spokojny. Po południu jednak zaczął tracić do obu walut.

Najwyraźniej tracił dlatego, że spadał kurs USD/JPY. W niczym nie zmieniła sytuacji publikacja danych o inflacji CPI. Wzrosła tak jak oczekiwano o 3 procent. W drugiej połowie dnia, kiedy jen zmienił kierunek, nasza waluta podążyła na kursem EUR/USD, ale nie tak, jak wtedy, kiedy była bardzo silna.

Tym razem zyskała niewiele do dolara, ale straciła nieco w stosunku do euro. To może być kolejny sygnał zbliżającej się zmiany trendu. Może, ale nie musi, więc dzisiaj, po publikacji danych makro w USA, trzeba rynek pilnie obserwować.

Początek sesji na GPW był, podobnie jak na innych giełdach, łatwy do przewidzenia. Oprócz zwyżki w USA pomagały bykom rosnące indeksy na innych giełdach europejskich oraz raporty kwartalne. Właśnie wczoraj na rynek dotarły ostatnie raporty kwartalne wielu spółek. Te największe nie zawiodły.

Prokom odnotował spadek zysku, ale mniejszy od oczekiwań, dużo większe zyski (wyższe od prognoz) wypracowały Pekao, BPH i Polnord. Jedynie PGNiG zawiódł - zysk był niższy od oczekiwań. Pozytywem było też to, że Citigroup podniósł rekomendację PKN do "kupuj". Wielkiego entuzjazmu jednak na wyżej wymienionych spółkach nie widziałem.

Indeksy rosły, ale jedynie na rynku mniejszych spółek widać było większy popyt. Nic w tym dziwnego, bo właśnie ten rynek (MWIG40)
był ostatnio najmocniej przeceniony i to jemu należała się większa korekta. Jednak już przed południem skala wzrostów dużych i małych spółek wyrównała się. Gracze czekali na publikację danych makro.

To osuwanie się uaktywniło jednak po południu zlecenia koszykowe i WIG20 bardzo szybko testował poziom wtorkowego zamknięcia, a potem zabarwił się na czerwono. Najwyraźniej była to reakcja na spadek kursu USD/JPY, ale z pewnością takiego zachowanie rynku zdecydowanie nie można było nazwać "byczym".

Nawet mocny ruch europejskich indeksów po publikacji danych w USA niespecjalnie pomógł naszemu rynkowi, a fixing był absolutnie fatalny - wtedy właśnie indeks stracił 40 punktów i dzięki temu WIG20 spadł o 1,6 proc. Najgorsze w tym spadku było to, że obroty były większe niż podczas wtorkowego wzrostu. Jak widać byki nie potrafiły wykorzystać ani końca sezonu raportu kwartalnych spółek, ani wzrostów indeksów na światowych giełdach. Bardzo źle to o rynku świadczy.

Skoro po zakończeniu sezonu publikacji raportów nie było ataku byków (chociaż dla pewności poczekałbym jeszcze dwa dni) to pozostają powody słabości, o których pisałem w ,,Subiektywnej ocenie sytuacji".

Jeśli rzeczywiście fundusze, a szczególnie OFE szykują gotówkę na przyszłe zakupy na rynku pierwotnym oraz na inwestycje zagraniczne to niedługo taką słabością GPW doprowadzą do lawinowego wycofywania pieniędzy z TFI, a to może się bardzo źle skończyć. Do poziomu 3.300 pkt. WIG20 ma jeszcze 7 procent, ale ten poważny test wsparcia zbliża się szybkimi krokami.

Dajmy jednak jeszcze rynkowi szansę (mimo, że obowiązują sygnały sprzedaży), bo czasem takie dziwne, fixingowe zamknięcie jest na drugi dzień odwracane. Co prawda zamkniecie sesji w USA nie sprzyja zwyżkom, ale w drugiej części dnia, po publikacji danych w USA jest to całkiem możliwe.

Gdyby jednak i dzisiaj WIG20 spadł to należałoby postawić tezę, że czekać nas będzie rzeczywiście test 3.300 pkt.

giełda
komenatrze giełdowe
dziś w money
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)