Dzisiejszy dzień potwierdza tezę, że same spółki surowcowe nie są w stanie podnieść indeksu WIG20 na nowe szczyty. Na niemal całym rynku dzisiejsza sesja miała korekcyjny charakter, choć chyba lepszym określeniem byłoby nazwanie tego odpoczynkiem.
Skala ostatnich wzrostów skłaniała część obserwatorów rynku do tego, by zasygnalizować że zbliża się korekta. Ja wolę jednak, by użyć metafory alpinistycznej, mówić o odpoczynku przed atakiem na szczyty hossy, o czym świadczą choćby dzisiejsze obroty (1,7 mld zł, na całym rynku, przy prawie 3 mld zł na poprzedniej sesji). Przed dzisiejszą sesją byki założyły obóz powyżej granicy 3500 pkt. W końcówce handlu jednak, albo zeszła na ten obóz lawina, albo w odwiedziny wpadł yeti.
Efekt jest taki, że WIG20 spadł na 3464 pkt. tracąc 1,35 proc. Owym yeti, który tak wystraszył inwestorów były dane z USA dotyczące sprzedaży nowych domów. Reakcję giełd światowych na te dane komentował dziś zresztą Paweł Satalecki. Ponieważ dane te spłynęły o 16. końcówka na GPW musiała wyglądać tak, a nie inaczej. Reakcja na warszawskim parkiecie na te wieści, była jednak moim zdaniem nieco przesadna. Dzięki dobrej postawie spółek surowcowych WIG20 rano ustanowił szczyt sesji na poziomie 3531 pkt. Gdyby nie słaba postawa banków (inwestorzy chyba czekają na informacje po posiedzeniu RPP), to bylibyśmy na szczycie.
Pomimo tego jednak, że miedź rosła dziś nadal(już 6860 USD za tonę), to KGHM został przeceniony w końcówce o prawie 1 proc. Jedynie PKN Orlen wśród spółek surowcowych oparł się przecenie (ropa, podobnie jak miedź też drożeje przekraczając 64 USD za baryłkę).
O emocjonalnym zabarwieniu końcówki sesji świadczy też postawa indeksu sWIG80, który na przekór rynkowi ustanowił dziś kolejny rekord, zyskując ok. 0,3 proc. W tej chwili kluczowa dla naszego rynku może się okazać konferencja/decyzja RPP, na którą czekają inwestorzy zaangażowani w akcje banków. To nastąpi jednak dopiero w środę. Do tego czasu będzie inwestorów straszył yeti, czyli giełdy i dane z USA.