Po weekendowych wydarzeniach w USA, można było się spodziewać, że poniedziałkową sesję zaczniemy na minusach. Problem byków polega jednak na tym, że światełka w tunelu jak nie było tak nie ma.
Indeksy zaczęły od ponad 2 proc. spadków. Mimo sporych spadków paniki nie było widać, tak jest również i teraz. Rynek z czasem jednak ugina się pod presją podaży. Szczególnie dotyczy to WIG20, który po godz. 14 tracił nawet 4 proc. na wartości.
Jeszcze mocniej inwestorzy przecenili kontrakty na tenże indeks, FW20 tracił 4,8 proc. i spadł do poziomu 2734 punktów.
Po godz. 13.30 dzienna krzywa spadkowa na indeksie blue-chipów zwiększyła swoje nachylenie. Fatalnie wypadł indeks NY Empire State, mierzący koniunkturę w tym rejonie. Spadł on do -22,2 pkt. podczas gdy analitycy spodziewali się spadku do -5 punktów.
Słabiej od prognoza wypadły także dane dynamiki produkcji przemysłowej. W lutym zanotowano jej spadek o 0,5 proc. , podczas gdy oczekiwano spadku o zaledwie 0,1 procent.
Końcówka sesji powinna być jeszcze bardziej ciekawa, gdyż momentami baza między kontraktami a WIG20 jest zerowa. Technicznie sytuacja przedstawia się źle: WIG jest bliski przełamania wsparć przy poziomach 44,5 tys. pkt., a WIG20 niebezpiecznie zbliża się do dołka intraday z 22 stycznia.
Przypomina to początek (sierpień) korekty, gdy rynek stracił zaufanie do wszelkich instytucji finansowych. Wtedy ryzyko polegało na zaangażowaniu w instrumenty sub-prime. Teraz, jak już wcześniej przewidywaliśmy, przechyla się to w stronę obligacji. Rynek po raz kolejny stracił zaufanie.
ZOBACZ TAKŻE: