Początek sesji na Wall Street przyniósł znaczne wzrosty. Po dniu przerwy w notowaniach inwestorzy przystąpili do zwiększonych zakupów. Początkowo nawet zignorowali słabsze dane makroekonomiczne. W dużej mierze to efekt bardzo dobrej sesji na parkietach w Europie. Koniec sesji to jednak dramatyczna zmiana nastrojów.
To co niepokoi inwestorów dotyczy przede wszystkim odbicia gospodarczego w Stanach Zjednoczonych. Jest to uzasadnione uczucie biorąc pod uwagę, że właściwie w dłuższym terminie najgorsze dopiero przed nami. Z faktów warto zanotować, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni indeks Dow Jones stracił ponad 7 procent, a więc jest się o co martwić.
Inwestorom w Stanach Zjednoczonych nie przeszkodziło początkowo słaby odczyt wskaźnika ISM dla amerykańskiego sektora usług. Wyniósł on 53,8 punktów zamiast spodziewanych 55 punktów. Spadł również indeks aktywności biznesowej. W drugiej połowie sesji doszły jednak do głosu niedźwiedzie, które skutecznie zepchnęły indeksy pod kreskę.
Pod koniec sesji na Wall Street do głosu ponownie doszły byki, które zdołały dźwignąć indeksy w górę. Ostateczny rozrachunek może nie jest najlepszy, ale wskaźniki zakończyły notowania jednak nad kreską. Indeks Dow Jones zyskał 0,59 procent, a S&P 500 0,54 procent. Z kolei technologiczny Nasdaq zwiększył swoją wartość o 0,10 procent.