Nastroje w gospodarce są fatalne. Przedsiębiorcy mówią w rozmowie z money.pl, że są na skraju wytrzymałości i nie są w stanie dźwigać dłużej ciężarów, które nakłada na nich rząd.
Działalności gospodarcze są zawieszane. Z danych Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej (CEIDG) wynika, że od stycznia do lipca tego roku swoje firmy zawiesiło już 201,9 tys. przedsiębiorców. To prawie o 8 proc. więcej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego.
Co prawda w ciągu siedmiu miesięcy tego roku powstało 110 tys. nowych firm, ale w tym samym czasie 116 tys. zostało zamkniętych. Z kolei z analiz Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej wynika, iż w połowie 2023 r. ogłoszono 2160 postępowań restrukturyzacyjnych. Od stycznia notujemy miesięczne rekordy, najwięcej postępowań ogłoszono w marcu tego roku - 401.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z kolei GUS podaje, że w drugim kwartale tego roku upadłość ogłosiło 97 firm i było to o 23 proc. więcej rok wcześniej. Najwięcej upadło firm przemysłowych, tu wzrost w stosunku do ubiegłego roku wynosił aż 30 proc.
Budżet jest bezpieczny?
Pomimo fatalnego klimatu w biznesie, premier Mateusz Morawiecki twierdzi, że przyszłoroczny budżet państwa jest "bezpieczny", chociaż jego twórcy – czyli Ministerstwo Finansów – w uzasadnieniu do ustawy budżetowej wyraźnie zaznaczają, że sytuacja na świecie jest nieprzewidywalna.
Rząd wierzy jednak, że wojna w Ukrainie, inflacja czy wahania cen surowców na świecie, nie przeszkodzą w osiągnięciu w 2024 r. 3 proc. wzrostu PKB. Poprawa sytuacji w gospodarce ma nastąpić — według rządu — głównie dzięki spadającej inflacji, wzrostowi płac oraz polepszeniu nastrojów konsumenckich poprzez podniesienie gospodarstwom domowym świadczeń socjalnych.
Prognozy rządu podzielają m.in. analitycy z Citi Handlowego. Z kolei Polski Instytut Ekonomiczny (PIE) szacuje, że przyspieszenie gospodarcze wyniesie 2,2 proc.
Przedsiębiorcy mają już dość
Michał Gąsieniec, przedsiębiorca z Sosnowca, którego firma zajmuje się obróbką metali i produkcją części dla przemysłu ciężkiego, nie wierzy w wyliczenia ekonomistów.
Porównując wrzesień tego roku do września ubiegłego roku, obroty spadły mu już o 50 proc. Najwięksi odbiorcy wstrzymali zamówienia. – Cały przemysł ciężki dostał zadyszki, a my razem z nim – mówi przedsiębiorca.
Dodaje, że przysłowiowym gwoździem do trumny będą dla niego przyszłoroczne 20-procentowe podwyżki płacy minimalnej, a co za tym idzie — wyższe podatki i ZUS. Do tego dochodzi niepewność co do cen i dostępności surowców oraz kursu złotego. Przedsiębiorca importuje m.in. stal.
Końca wojny w Ukrainie nie widać, a na rosyjskie surowce jest embargo. Nie rozumiem o jakim ożywieniu gospodarczym ci ekonomiści mówią – zastanawia się Gąsieniec.
W przypadku jego firmy słaby złoty, to wyższe koszty prowadzenia działalności. Wiele rozliczeń z zagranicą prowadzi w euro.
Z kolei Łukasz Żbikowski, współwłaściciel rodzinnego zakładu mięsnego na Kujawach, uważa, że Polaków – po tym, co przeszli w związku z pandemią COVID-19, a obecnie z inflacją – trudno będzie przekonać, by zaczęli znowu więcej konsumować i wydawać.
Jak mówi, do niedawna sprzedawał po 150 tusz zwierzęcych tygodniowo, teraz jest to tylko 60. — Ludzie oglądają po kilka razy każdego złotego, zanim go wydadzą. Kupują mało i szukają jak najtańszych produktów — ocenia.
Żbikowski przyznaje, że musiał ciąć koszty. Zamknął sklepy firmowe i zaczął dostarczać wyroby sieciom handlowym. – Rząd wkłada nam na plecy ciężary, których żaden mały przedsiębiorca w kraju nie jest już w stanie udźwignąć – uważa nasz rozmówca i dodaje, że jego zakład istnieje od 1991 r., ale "tak źle jeszcze nie było".
Najgorsze dopiero nadejdzie?
Również przedsiębiorca z branży restauracyjno-cateringowej oraz prezes Unii Polskich Przedsiębiorców Łukasz Malczyk, który prowadzi swój biznes od 20 lat, nie pamięta tak złej sytuacji na rynku.
– Paliwo na razie jest dotowane, ale po wyborach wróci do cen rynkowych. Koszty prowadzenia firmy na pewno wzrosną. Po nowym roku w górę pójdą m.in. stawki podatku od nieruchomości, energii elektrycznej, opłaty do ZUS i oraz wzrośnie o 20 proc. płaca minimalna – wylicza przedsiębiorca.
Dodaje, że na podniesienie cen pozwolić sobie nie może, bo dostarcza produkty do sieci handlowych, a te niechętnie rozmawiają o jakichkolwiek podwyżkach.
Na krajowej konsumpcji świat się nie kończy
W szybkie odbicie gospodarcze i wyjście z recesji nie wierzy również prezes Związku Polskich Przetwórców Mleka Marcin Hydzik. W rozmowie z money.pl podkreśla, że na sytuację w jego branży wpływ ma nie tylko konsumpcja krajowa. 30 proc. produkcji jest eksportowane.
Tymczasem po pandemii Chiny ograniczyły import wyrobów mleczarskich, ograniczając polskim producentom dostęp do swojego rynku. – Aktualna polityka Chin zmierza w kierunku samowystarczalności. Państwo to chce w najbliższych latach uruchomić własną hodowlą bydła i produkcję mleka, chociaż nie mają w tej dziedzinie doświadczania – wskazuje nasz rozmówca.
Przedsiębiorcy z branży mleczarskiej z dużym niepokojem odbierają również sygnały o zaostrzeniu się polskich relacji z Ukrainą, gdzie dostarczane są m.in. polskie sery. Ukraina jest czwartym rynkiem zbytu dla polskich firm.
To, co martwi również przetwórców z tej branży, to nieciekawa sytuacja rolników. Ceny w skupie mleka są bardzo niskie, a koszty produkcji – jak np. pasze czy prąd – wysokie. Hodowla bydła staje się coraz mniej rentowna. Gospodarstwa ograniczają produkcję, a odtworzyć jej szybko nie będzie można.
Czy w Polsce mamy recesję? "Żyjemy w iluzji"
Napisali list do premiera
– Nie wyjdziemy z tej recesji w ciągu kilku miesięcy czy nawet roku – ocenia prezydent Polskiej Izby Przemysłu Drzewnego Piotr Poziomski. Jak twierdzi nasz rozmówca, znaczące spadki widać zarówno w zamówieniach krajowych, jak i zagranicznych.
Warto zaznaczyć, że na rynki zagraniczne trafia ok. 60 do 70 proc. produkcji. Jednym z największych odbiorców branży przetwórstwa drzewnego były Niemcy, ale te znacząco zmniejszyły import. Do tego dochodzą – jak twierdzi nasz rozmówca – wysokie ceny prądu oraz skokowe wzrosty cen surowców, za co przedsiębiorcy obarczają m.in. politykę Lasów Państwowych.
Przedstawiciele branży napisali w sierpniu do premiera list otwarty, informując go o dramatycznym spadku rentowności w całej branży, która do niedawna była liderem w Europie. Jak podkreśla Poziomski, odpowiedź z rządu na to pismo do dziś nie nadeszła.
Koncert życzeń czy realny scenariusz?
Zdaniem głównego ekonomisty Krajowej Izby Gospodarczej Piotra Soroczyńskiego przedsiębiorcy mają prawo nie dowierzać ekspertom i czuć się przygnębieni.
Jak podkreśla, by nastąpiło odbicie gospodarcze na projektowanym poziomie 3 proc. PKB (do końca roku będzie to ok. 0,5 do 0,9 proc. PKB maksymalnie) konsumenci krajowi muszą się "przełamać" i zacząć więcej kupować, a zagraniczne firmy więcej u nas zamawiać.
Spadki w konsumpcji krajowej sięgają obecnie 20 proc., a eksport przemysłowy zaliczył spadek o 15 proc. (rok do roku).
Z kolei PIE wskazuje, że poza impulsami, jak wysoka konsumpcja, należy też wziąć pod uwagę inwestycje, które wzrosną. "Sytuacja na arenie międzynarodowej sprzyja napływowi kapitału do Polski. W 2022 r. zagraniczne inwestycje bezpośrednie to ponad 4 proc. PKB Polski. Prognozy na ten rok są podobne, pomimo ryzyka spowolnienia koniunktury w UE" – czytamy w komunikacie prasowym PIE.
Analitycy dodają, że ruszą również zamówienia dla naszego przemysłu z zagranicy. Według nich na większe zamówienia mogą liczyć branże: motoryzacyjna, produkcja baterii litowo-jonowych czy sektor energii odnawialnej.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl