Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Łukasz Pałka
|

Ambasador Polski na Łotwie dla Money.pl: "Państwa bałtyckie solidaryzują się z ideą sankcji, ale..."

0
Podziel się:

Jerzy Marek Nowakowski opowiada o napięciach w byłych sowieckich republikach.

Jerzy Marek Nowakowski, ambasador Polski na Łotwie<br>
Jerzy Marek Nowakowski, ambasador Polski na Łotwie<br> (PAP/Paweł Kula)

- _ Rosja ma potężne narzędzia gospodarczego oddziaływania na państwa bałtyckie. Są z nią mocno powiązane handlowo i do tego całkowicie uzależnione od dostaw gazu z Rosji _ - mówi w wywiadzie dla Money.pl Jerzy Marek Nowakowski, ambasador Polski na Łotwie. Dyplomata opisuje, w jak bardzo skomplikowanej sytuacji znalazły się Litwa, Łotwa i Estonia po zajęciu Krymu przez Rosję.

Łukasz Pałka, Money.pl: Przedstawiciel Rosji przy ONZ powiedział kilka dni temu, że Rosja jest _ zaniepokojona _ traktowaniem swoich obywateli w Estonii. Co takie sformułowanie oznacza w języku dyplomacji?

Jerzy Marek Nowakowski, ambasador Polski na Łotwie, historyk: Proszę zwrócić uwagę, że minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow wypowiedział się nawet ostrzej stwierdzając, że żadne państwo - które źle traktuje mniejszość rosyjską - nie może być pewne swojej integralności terytorialnej. To zupełnie nowy ton we współczesnej dyplomacji.

Krótko mówiąc, to są groźby?

Głównie pod adresem sąsiadów Rosji. Ale jak pokpiwała jedna z gazet, to kto wie... być może, gdy dzieci rosyjskich oligarchów dostaną _ dwóje _ w brytyjskich szkołach, to Rosja zarezerwuje sobie prawo do zajęcia na przykład Szetlandów.

Gdybyśmy poszli tym tropem, to w Dubaju też jest sporo Rosjan.

Cóż, interpretując te słowa dosłownie, można stwierdzić, że Rosja rości sobie prawo do interwencji wszędzie i w każdym momencie, który uzna za właściwy. Ale największe obawy te groźby budzą oczywiście w krajach bałtyckich.

Dodatkowo Rosja przy ich granicach zorganizowała manewry wojskowe. To demonstracja siły?

Demonstracja siły to jeden z dwóch elementów. Drugim jest przypomnienie światu, że rosyjska armia w szybkim tempie się modernizuje. To już nie to wojsko, które pomimo łatwego zwycięstwa w wojnie z Gruzją obnażyło wiele swoich słabości.

Obywatele państw bałtyckich obawiają się więc, że Rosja może w nich interweniować na wzór Krymu, pod pretekstem ochrony rosyjskiej mniejszości?

Te obawy uspokoiły się nieco po ostatniej wizycie wiceprezydenta USA Joe Bidena, który potwierdził aktualność artykułu piątego _ Traktatu Waszyngtońskiego _. Najprościej mówiąc, gwarantuje on zasadę _ jeden za wszystkich, wszyscy za jednego _. Agresja przeciwko państwu należącemu do NATO oznacza agresję przeciwko całemu Sojuszowi. Państwa bałtyckie traktują to jako twardą gwarancję bezpieczeństwa wobec groźby powtórzenia scenariusza krymskiego. Także minister Sikorski przypomniał ostatnio, że granica Sojuszu to _ czerwona linia _, której żaden agresor nie może przekroczyć.

Niemniej obawy są silne, jeżeli chodzi o możliwość wewnętrznej destabilizacji w tych krajach, zarówno w sensie politycznym, jak i ekonomicznym.

Zacznijmy od polityki. Rosyjska mniejszość w państwach bałtyckich to dzisiaj nawet 30 procent wszystkich obywateli.

Nawet więcej. Dane statystyczne są nieco zaniżone.

Jakie to rodzi konsekwencje?

Przede wszystkim mamy do czynienia z podziałami wśród mieszkańców. Weźmy przykład z ostatnich dni: socjologowie na Łotwie badali opinie na temat zajęcia Krymu przez Rosję. Okazało się, że ponad dwie trzecie Rosjan mieszkających na Łotwie uznało ten krok za słuszny, właściwy i godny pochwały. Wśród Łotyszy taki pogląd wyraziło tylko niecałe pięć procent badanych, a ogromna większość uważa działania Rosji za agresję.

Czytaj więcej [ ( http://static1.money.pl/i/h/248/m206328.jpg ) ] (http://www.money.pl/gospodarka/unia-europejska/wiadomosci/artykul/stanislaw;ciosek;o;przyczynach;rewolucji;na;ukrainie;zbudowalismy;najglupsza;z;mozliwych;koncepcji;europy,218,0,1480666.html) *"Zbudowaliśmy najgłupszą z możliwych koncepcji Europy" * Stanisław Ciosek w rozmowie z Money.pl tłumaczy przyczyny rewolucji na Ukrainie. Politycznie jest to bardzo groźne, bo rosyjska mniejszość jest bardzo dobrze zorganizowana i twardo broni swojego stanowiska, chociażby w niezwykle kontrowersyjnej sprawie, jaką jest uznanie języka rosyjskiego za oficjalny. Co więcej, nawet wśród polityków zdarzają się i tacy, którym podoba się to, co stało się na Krymie. Jak czytałem, Edgar Savisaar, były premier Estonii i lider partii Centrum publicznie, poparł
działania Rosji.

W krajach bałtyckich bardzo żywy jest wreszcie spór o historię, a konkretnie o słowo _ okupacja _. Historycy łotewscy uważają, skądinąd słusznie, że okres po 1940 roku, czyli po włączeniu republik bałtyckich do ZSRR, można definiować jako okupację. Rosjanie takiego sformułowania nie akceptują podkreślając, że słynny stalinowski plebiscyt był prawomocny.

Nie przypomina to Panu trochę obecnej sytuacji związanej z Krymem?

To zbyt daleko idące porównanie. Jednak stalinowski poziom terroru był zupełnie inny w porównaniu do tego, co obecnie dzieje się na Krymie. Zostańmy przy tym, że Łotysze i Estończycy uznają, że ich kraje były pod okupacją, z czym mniejszość rosyjska się nie zgadza.

Wróćmy do czasów współczesnych. Rosjanie mają teraz bardzo silną reprezentację w łotewskim parlamencie.

Zgadza się. Reprezentująca Rosjan partia ma największą frakcję w łotewskim parlamencie - _ Sajemie _. To kolejny przykład tego podziału - na Łotwie w wyborach parlamentarnych w zasadzie głosuje się nie na programy polityczne, a według klucza narodowościowego.

W tej sytuacji Rosja może mieć jakiś interes w tym, by interweniować w państwach bałtyckich?

Jako dyplomacie z państwa trzeciego trudno mi odnieść się do tak postawionego pytania.

A w sensie ekonomicznym?

Cóż, Rosja ma potężne narzędzia gospodarczego oddziaływania na państwa bałtyckie. Są z nią mocno powiązane handlowo i do tego całkowicie uzależnione od dostaw gazu z Rosji.

Do Rosji jest kierowana mniej niż jedna piąta ich eksportu. To wskazuje na mniejsze uzależnienie handlowe niż w przypadku Ukrainy.

Ale proszę pamiętać o tym, że bardzo istotna część gospodarki tych krajów to tranzyt, logistyka i przeładunek w portach. Łotysze przeładowują rocznie około sto milionów ton towarów. To więcej niż w Polsce. Około osiemdziesiąt procent to towary powiązane z rynkiem rosyjskim i białoruskim. Wystarczy wspomnieć o prawie dwudziestu milionach ton rosyjskiego węgla, który w ciągu roku jest eksportowany przez Łotwę. Tymczasem od momentu, gdy Rosjanie zbudowali port w Ust Łudze, blisko granicy z Estonią, mają możliwość przekierowania tam znacznej części swoich towarów. Można więc być pewnym tego, że w razie zaostrzania sporu gospodarczego z Rosją Bałtowie ryzykują, że zapłacą wyższą cenę niż inne państwa Unii Europejskiej.

Jaką?

Chodzi nie tylko o ograniczenie tranzytu towarów z Rosji. Także w grę wchodzi ograniczenie dostaw lub podwyżka cen gazu ziemnego, bo Rosja jest monopolistą na tych rynkach. Po trzecie, trzeba pamiętać o tym, że kraje bałtyckie są powiązane z Rosją siecią elektroenergetyczną. Po czwarte, w tych państwach skupia się sporo zagranicznych inwestycji nakierowanych na współpracę z Rosją. Przykład z ostatnich dni: wielki internetowy serwis handlowy _ e-Bay _ otworzył na Łotwie swoje centrum nakierowane na obsługę rynku rosyjskiego. Jeżeli granica między Rosją a Unią Europejską zamarznie, to wyraźny wzrost gospodarczy, który po kryzysie notujemy na Łotwie czy w Estonii, może znacząco zahamować.

Stąd ostrożność państw bałtyckich, gdy mowa o unijnych sankcjach wobec Rosji?

Oczywiście solidaryzują się z ideą sankcji, ale drugiej strony - przepraszam za kolokwializm - zdają sobie sprawę, że napięcie stosunków z Rosją spowoduje, iż oberwą najmocniej.

Gdzie szukać wyjścia z takiej sytuacji?

Ogromną rolę ma tu do odegrania Unia Europejska jako całość, przy sporym udziale Polski. Trzeba dążyć nie tylko do tego, by finansowo wesprzeć Ukrainę, ale również, by zaprezentować program pozytywny, nakierowany - jak wielokrotnie powtarzał w ostatnich tygodniach premier Polski - na to, by uniezależnić się energetycznie od Rosji.

To realne?

Tak. Trwają zaawansowane rozmowy o połączeniu gazowym Polski i Litwy. Jeżeli to nastąpi, to państwa bałtyckie zostaną włączone w jednolity system połączeń gazociągowych Unii Europejskiej, bo Litwa jest podłączona do gazociągów na Łotwie i w Estonii. Jeżeli tak się stanie, to nie będzie trzeba już dyskutować o tym, gdzie zbudować w trybie alarmowym gazoport w państwach bałtyckich, skoro będzie można wykorzystywać terminal LNG w Świnoujściu. Polska staje przed szansą, by stać się skrzyżowaniem połączeń gazowych i dystrybutorem bezpieczeństwa energetycznego dla całej Europy Środkowej, także dla Ukrainy.

Warto wreszcie pamiętać o tym, że Łotwa ma bardzo zaawansowane technologicznie magazyny gazu, które pomieszczą tyle, ile wszystkie państwa bałtyckie potrzebują w ciągu roku. Dodatkowe nakłady inwestycyjne zapewniłyby magazynowanie gazu dla całej Europy Środkowej.

To oczywiście nie stanie się jutro, ale perspektywa 2018 roku jest realna. Wszystko zależy od determinacji rządów w tych krajach, jak i finansowania z Unii Europejskiej.

Uniezależnienie energetyczne to jedyna sprawa, na którą Pana zdaniem powinien być położony nacisk?

Energetyka jest tu kluczowa, ale jest jeszcze, również zaniedbana, sprawa kolei. Obecnie nie ma żadnego bezpośredniego połączenia kolejowego państw bałtyckich z resztą Unii Europejskiej. W planach unijnych jest budowa _ Rail Baltica _, czyli normalnotorowej linii: Tallinn (a w przyszłości Helsinki)-Ryga-Kowno-Wilno-Warszawa. Jak dotąd Państwa Bałtyckie są ciągle w obszarze rosyjskich, szerokich torów. Potrzebne jest też przyspieszenie prac nad budową połączenia, która pozwoli włączyć Litwę i pozostałe państwa bałtyckie do europejskiej sieci elektroenergetycznej.

Czytaj więcej [ ( http://static1.money.pl/i/h/226/m295906.jpg ) ] (http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/mocny;glos;w;sprawie;ukrainy;ekspertka;mowi;kto;zastapi;janukowycza,180,0,1467316.html) *Mocny głos w sprawie Ukrainy. Ekspertka mówi, kto zastąpi Janukowycza * - _ Ukraina nie potrzebuje Brukseli by walczyć z korupcją i modernizować gospodarkę _ - mówi Lilit Gevorgyan w rozmowie z Money.pl. Podróżując często pomiędzy Ryga a Warszawą z satysfakcja zauważam postęp prac na drodze łączącej Warszawę z granicą Litwy. _ Via Baltica _ to okno na zachód dla całego regionu z Finlandią włącznie.

Jedną z najważniejszych lekcji ostatniego kryzysu jest to, że Europa musi być solidarna i przedstawiać program pozytywny faktycznego, a nie tylko deklaratywnego, pogłębiania integracji. Budowa połączeń infrastrukturalnych jest tu warunkiem koniecznym. A Polska na takim programie może tylko zyskać.

Bardzo ważne, zwłaszcza w odniesieniu do Polski, jest wreszcie to, byśmy mocno zaznaczyli nasze zainteresowanie - polityczne czy kulturalne - tym obszarem. W myśleniu publicznym w takie kraje jak Łotwa czy Estonia są bardzo dalekie, podczas gdy od polskiej granicy do Rygi samochodem jedzie się mniej niż cztery godziny.

Jeżeli chodzi o pogłębienie integracji z Unią Europejską, to na początku roku Łotwa zrobiła w tym celu kolejny krok, wchodząc do strefy euro. Większość obywateli była temu jednak przeciwna. Czy wobec zagrożenia ze strony Rosji to się zmieni?

Mam wrażenie, że poparcie dla euro stale rośnie. Łotysze bardzo sprawnie przeprowadzili operację wprowadzenia euro. Od wielu już lat utrzymywali sztywny kurs narodowej waluty do euro. W okresie kryzysu, to oczywiście dodatkowo hamowało wzrost gospodarczy, ale z drugiej strony - teraz nie było żadnego załamania na rynku. Po lekkim skoku cen już teraz da się zauważyć ich spadki wymuszone barierą popytu.

Niezwykle ważny jest też aspekt psychologiczny. Łotwa to mały kraj, który zawsze miał poczucie kompleksu wobec wielkiego sąsiada, czyli Rosji. Wejście do strefy euro daje Łotyszom poczucie przynależności do większego mechanizmu, większą pewność siebie. Gdyby nie to, to obawy związane z Rosją byłyby większe.

Czytaj więcej w Money.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)