Wybory samorządowe na Dolnym Śląsku wygrała Koalicja Obywatelska. Zdobyła tutaj 15 mandatów w sejmiku województwa, PiS – 13, Trzecia Droga – 4, Bezpartyjni Samorządowcy – 3, a Lewica – 1. Oznacza to, że Koalicja wspólnie z Trzecią Drogą ma większość w sejmiku.
Nowego marszałka nie ma. "Może być gorąco"
Wydawało się więc, że szybka zmiana marszałka Cezarego Przybylskiego, który regionem rządzi od dekady - najdłużej w historii woj. dolnośląskiego - jest zwykłą formalnością. Nic bardziej mylnego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podczas wtorkowej sesji wybrano tylko przewodniczącego sejmiku, a w porządku obrad nie znalazł się nawet punkt dotyczący wyboru zarządu województwa dolnośląskiego.
Dlaczego? Z informacji money.pl wynika, że trwa spór o to, kto ma zostać marszałkiem województwa. Bój toczy się więc nie tylko o to, komu przypadną nowe synekury, ale także o to, kto będzie dzielił ogromne pieniądze z Unii Europejskiej.
Rekomendację zarządu i rady dolnośląskiej PO na stanowisko marszałka województwa dolnośląskiego już wcześniej otrzymał poseł Michał Jaros, przewodniczący dolnośląskiej PO. On sam sytuację na sesji skomentował krótko.
- Ta koalicja (Koalicja 15 października - KO, Trzecia Droga, Lewica - przyp. red.) jest dla nas bardzo istotna, spaja nas na poziomie krajowym, będzie spajała nas również na poziomie regionalnym – powiedział we wtorek dziennikarzom.
Problem jednak w tym, że swoje ambicje ma także Trzecia Droga, a dokładniej Polskie Stronnictwo Ludowe. Coraz głośniej mówi się, że marszałkiem może zostać szef dolnośląskiego PSL, wiceminister infrastruktury i sejmikowy radny Paweł Gancarz.
- Trzecia Droga miała dostać propozycję jednego miejsca w zarządzie i tyle. Platforma uznała, że jak ma 15 radnych, to ona rozdaje karty i może wszystkim wskazywać miejsca. To błędne myślenie i Michał Jaros już o tym chyba wie. Ludowcy stawiają sprawę twardo, bo wiedzą, że bez ich głosów większości nie ma. Zawsze mogą stworzyć też koalicję z Bezpartyjnymi Samorządowcami i PiS-em, wtedy PO okaże się największym przegranym. Pytanie tylko, jak na sytuację na Dolnym Śląsku zareaguje Warszawa. Może być gorąco. To może oznaczać pęknięcie w koalicji - mówi money.pl jeden z polityków Koalicji 15 października, znający kulisy negocjacji.
Ludowcy nie chcą być "kwiatkiem do kożucha"
Zapytaliśmy Pawła Gancarza, czy zostanie marszałkiem województwa. - Jeżeli pojawi się taka przestrzeń, nie wykluczam takiej możliwości. Na dzisiaj jestem usatysfakcjonowany ze swojej pracy w Ministerstwie Infrastruktury, ale na pewno region to coś, na czym mi bardzo zależy. I na Dolnym Śląsku jest potrzeba prowadzenia racjonalnej polityki - mówi w rozmowie z money.pl wiceminister i wojewódzki radny.
- My w Trzeciej Drodze chcemy mieć realny udział w prowadzeniu tej polityki na rzecz województwa, na pewno nie chcemy stworzyć koalicji, w której zostaniemy potraktowani jak kwiatek do kożucha. Kluczowe jest, aby mieć realny wpływ i możliwości do realizacji naszego programu na poziomie regionu - dodaje.
Taki scenariusz byłby jednak nie w smak Koalicji Obywatelskiej.
Mając 15 radnych, gdybyśmy musieli oddać komukolwiek stanowisko marszałka, to dla nas byłoby to bardzo trudne, absolutnie. Będziemy robić wszystko, aby marszałkiem został Michał Jaros - mówi w rozmowie z money.pl Jerzy Pokój z PO, przewodniczący dolnośląskiego sejmiku.
- Ta sprawa zakończy się w Warszawie. Jeżeli tutaj nie dojdzie do porozumienia, a może być ciężko, to o tym, kto będzie rządził na Dolnym Śląsku, zdecyduje koalicyjna układanka - mówi nam nieoficjalnie inny, ważny polityk Platformy.
Zapytaliśmy Pawła Gancarza, czy nie wyklucza takiego scenariusza, że nie dojdzie do koalicji z KO, a z PiS-em i Bezpartyjnymi Samorządowcami.
Dla nas priorytetem jest współpraca w ramach Koalicji 15 października, aczkolwiek sytuacja jest dynamiczna i, jak to w polityce, żadnego scenariusza nie wykluczam - odpowiada Paweł Gancarz.
- Jesteśmy aktywną stroną każdej rozmowy. Doceniają nasze zaangażowanie, doświadczenia i pracę dla regionu. Będziemy aktywną częścią zarządu w tej czy innej formule. Widać brak porozumienia różnych frakcji w PO. Nie mam wątpliwości, że stabilizatorem sytuacji będą samorządowcy - mówi nam jeden z Bezpartyjnych Samorządowców.
Według informacji money.pl Bezpartyjni Samorządowcy z Trzecią Drogą, a co najmniej z Ludowcami, mają utworzyć wspólny klub w sejmiku dolnośląskim.
Gra toczy się o stanowiska i wielkie pieniądze
Warto pamiętać, że po zmianie władzy w samorządzie intratnych stanowisk do podziału brakować nie będzie.
Na Dolnym Śląsku jest 20 spółek, których właścicielem bądź współwłaścicielem jest Urząd Marszałkowski. Chodzi m.in. o Koleje Dolnośląskie, Sanatoria Dolnośląskie czy Stawy Milickie, czyli największy kompleks stawów rybnych w Europie.
Samorządy województwa zarządzają także wieloma innymi jednostkami, chociażby szpitalami czy różnymi instytucjami kultury, takimi jak: opery, teatry, biblioteki czy instytucjami oświatowymi.
Władza w regionach daje także możliwość zarządzania pieniędzmi z Unii Europejskiej, jakie otrzymają województwa. Mowa o naprawdę ogromnych kwotach.
Polska do 2027 r. ma dostać z nowego wieloletniego budżetu UE ok. 76 mld euro, czyli prawie 350 mld zł. Część tych pieniędzy trafi bezpośrednio do samorządów. Są one kluczowe dla rozwoju regionu i gmin. Zostaną przeznaczone m.in. na projekty infrastrukturalne, transport, ochronę zdrowia i środowiska oraz edukację.
Dolny Śląsk może liczyć w sumie na prawie 2,3 mld euro, czyli ponad 11 mld zł. Na tę sumę składa się ponad 1,7 mld euro z programów regionalnych oraz 556 mln euro z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji.
Malwina Gadawa, dziennikarka i wydawca money.pl