Po dobrych kwietniowych danych o zatrudnieniu i wynagrodzeniach w gospodarce, dzisiaj GUS dodał do tego kolejne pozytywne informacje. Nie dość, że przy lepszych zarobkach wydajemy w sklepach coraz więcej, to szczególnego przyśpieszenia nabrał przemysł. Te dane mogą odsunąć perspektywę obniżki ratingu Polski za co... zapłacilibyśmy wszyscy w podatkach.
Agencja Moody's wbrew obawom większości analityków nie obniżyła w piątek 13 maja ratingu kredytowego Polski, utrzymując go na dość wysokim poziomie inwestycyjnym A2 (szósty poziom od góry w 21-stopniowej skali). Zmieniła tylko dla zadłużania się Polski w walutach obcych perspektywę ze stabilnej na negatywną. Oznacza to, że z większą uwagą analizie poddawane będą teraz rosnące wydatki rządu i pokrycie ich dochodami budżetu.
Te ostatnie zależą bezpośrednio od wyników gospodarczych. Każde wahnięcie gospodarki w dół wskaźników może wywołać reakcję agencji ratingowych, bo zwiększa ryzyko niewypłacalności rządu.
Pierwsze negatywne wahniecie zresztą już nastąpiło. Wzrost Produktu Krajowego Brutto w pierwszym kwartale okazał się, według wstępnych wyliczeń, dużo słabszy od oczekiwań. Zamiast dynamiki 3,5-procentowej szacowanej przez analityków mieliśmy zaledwie 3-procentową.
To bardzo słabe dane gospodarcze z marca, tj. zarówno gorsza sprzedaż detaliczna, jak i produkcja przemysłowa, dały spadek dynamiki Produktu Krajowego Brutto w pierwszym kwartale.
W kwietniu wróciliśmy do dobrej formy
Wygląda jednak na to, że spowolnienie było chwilowe. Ukazały się w środę najnowsze dane o sprzedaży detalicznej i produkcji przemysłowej, które w połączeniu z wtorkowymi informacjami GUS z rynku pracy zmieniają obraz gospodarki. Po jej słabej marcowej odsłonie nie ma już śladu.
W kwietniu sprzedaż detaliczna w cenach stałych, czyli z uwzględnieniem deflacji, przyśpieszyła i wzrosła o 5,5 procent rok do roku. W cenach bieżących (bez uwzględnienia spadku cen) zwyżka wydatków konsumentów wygląda skromniej, bo o 3,2 procent (rynek spodziewał się wzrostu o 3,4 procent).
Dzień wcześniej GUS opublikował najnowsze dane dotyczące wynagrodzeń oraz zatrudnienia w Polsce. Te po części tłumaczą pozytywne trendy w handlu detalicznym.
Okazało się, że pensja w sektorze przedsiębiorstw wyniosła w kwietniu 4314 zł, czyli o 190 zł więcej (+4,6 proc.) niż rok wcześniej, a o 38 zł mniej niż w marcu. Wynik był dużo lepszy od prognoz analityków, którzy wskazywali na wzrost o „zaledwie” 3,8 procent rok do roku.
- To najwyższe tempo wzrostu płac od marca ubiegłego roku. Wówczas wyniosło ono 4,9 proc., ale był to przypadek jednorazowy - podaje Roman Przasnyski, główny analityk Gerda Broker.
Jednocześnie zatrudnienie w przedsiębiorstwach osiągnęło poziom 5729,7 tys. osób, czyli 155 tys. więcej niż rok wcześniej.
Produkcja przemysłowa wzrosła się w czwartym miesiącu roku o 6,0 proc. rok do roku przy oczekiwanej przez ekspertów dynamice 3,5-procentowej. Miesiąc wcześniej było zaledwie +0,8 proc. wzrostu.
„Po spowolnieniu PKB w pierwszym kwartale, w kolejnych miesiącach oczekujemy przyśpieszenia wzrostu, głównie za sprawą rosnącej konsumpcji. Na dynamice inwestycji będzie zapewne w krótkim terminie ciążyć niska aktywność sektora publicznego w obszarze inwestycji infrastrukturalnych. W całym roku wzrost wyniesie 3,5 proc., a dzisiejsze dane wpisują się w nasz scenariusz makro”, podają analitycy biura analiz makroekonomicznych Banku Millennium.
Tylko sektor budowlany nie dostaje do reszty gospodarki - produkcja w kwietniu była niższa o 14,8 proc. niż przed rokiem. Kuleje głównie sprawa inwestycji infrastrukturalnych ze środków unijnych w oczekiwaniu na realizację nowej „perspektywy” unijnej.
W latach 2014-2020 Polska ma otrzymać łącznie 72,9 mld euro na realizację polityki spójności, ale dotąd wydano zaledwie 3 mld zł. Pełna aktywacja funduszy ma ruszyć według deklaracji wicepremiera Morawieckiego w połowie bieżącego roku. W poprzedniej perspektywie, według raportu KE, środki z Unii na inwestycje drogowe dodawały około 1,7 punktu procentowego do naszego wzrostu gospodarczego.
Od gospodarki zależeć będzie oprocentowanie obligacji skarbowych, a więc i... podatki
Powyższe dane będą mieć kluczowe znaczenie dla polskiego PKB, a więc i dochodów polskiego budżetu. Powiększenie strony wydatkowej o program 500+ oraz plany zwiększenia strony wydatkowej poprzez obniżenie wieku emerytalnego i podniesienie kwoty wolnej od podatku niepokoją ostatnio agencje ratingowe, o niebo bardziej niż ryzyko polityczne w konflikcie o Trybunał Konstytucyjny.
To „zaniepokojenie” może mieć swoje konsekwencje. Obniżenie ratingów oznacza więcej odsetek, które będziemy musieli płacić za finansowanie długu państwa. Skala zadłużenia Polski jest na takim poziomie, że każde zwiększenie poziomu oprocentowania długu o 1 proc. musi być zrównoważone dochodami państwa - czyli płaconymi przez nas podatkami - wyższymi o 1,3 proc.
Na ostatnim przetargu obligacji skarbowych 5 maja, rentowność polskich papierów 10-letnich była na poziomie 3,13 proc., czyli o 0,24 punktu procentowego więcej niż na przetargu miesiąc wcześniej. W tym samym czasie planowany przez Europejski Bank Centralny większy skup papierów dłużnych z rynku zbił odsetki od obligacji większości krajów kontynentu do bardzo niskich poziomów.
Prawdopodobnie wyższy poziom odsetek uzyskiwanych na przetargach spowolnił realizowane przez rząd tempo zadłużania i wygląda na to, że Ministerstwo Finansów czeka na lepsze warunki rynkowe. Do marca pozyskano zaledwie 11,9 mld zł z planowanych w tym roku 64,0 mld zł potrzebnych środków - czyli 18,6 proc. Rok wcześniej w tym samym czasie sprzedano już obligacje za prawie 20 mld zł i było to 40 proc. finansowania deficytu na cały 2015 r.
Przy korzystnym rozwoju sytuacji z ratingami i zwiększonej akcji skupu obligacji krajów strefy euro przez EBC, można się spodziewać lepszych stóp procentowych w przyszłości. Czy przesuwanie w czasie emisji nowych obligacji to była dobra strategia i uda się uzyskać niższe oprocentowanie? O tym dowiemy się już na najbliższym przetargu 25 maja.
Agencja Moody's niepotrzebnie zmieniała perspektywę, a Fitch ostrzegał?
Dobre dane zarówno z rynku pracy, jak i sprzedaży detalicznej oraz produkcji przemysłowej z kwietnia oddalają uruchomienie katowskiego miecza Moody's i spełnienie perspektywy negatywnej. Podobnie powinno być z ratingiem agencji Fitch.
„Ze względu na uzależnienie Polski od silnego wzrostu PKB w dążeniu do realizacji celów fiskalnych, osłabienie gospodarcze, widoczne w pierwszym kwartale zwiększa ryzyka fiskalne” - ostrzegła w środowym raporcie agencja Fitch Ratings.
Agencja Fitch przypomniała, że gdy w styczniu podtrzymała rating Polski na poziomie A- (siódmy stopień od góry w dwudziestostopniowej skali) ze stabilną perspektywą, wskazywała, że poluzowanie nastawienia fiskalnego oraz pogorszenie wiarygodności prowadzonej polityki lub wyników gospodarczych, są czynnikami, które mogą uruchomić negatywną decyzję ratingową.
Tymczasem w pierwszym kwartale, mimo teoretycznie słabszych wyników gospodarki (według wstępnych danych) budżet państwa radził sobie jednak dobrze. Dochody wykonano w 24,5 procent (rok temu w 22,8 proc.), a wydatki w 23,4 procent (rok temu w 24,6 proc.) co dało wykonanie rocznego poziomu deficytu budżetu na poziomie zaledwie 17,5 proc., przy 36,2 proc. rok wcześniej.
Agencja Fitch przypomniała jednak, że w przyszłym roku rząd nie będzie mógł sobie wpisać po stronie przychodów wpływów z aukcji LTE (o wartości 0,5 procent PKB w 2016 r.).
Fitch ma opublikować raport na temat ratingu Polski już 15 lipca. Podobnie jak w przypadku ratingu Moody's co najmniej miesiąc przed tym terminem mogą się dziać dziwne rzeczy na polskiej walucie i rentowności obligacji. Od danych gospodarki zależy, czy nerwowość będzie duża. Informacje z kwietnia chwilowo uspokajają nastroje.