Jak już pisaliśmy w money.pl, prezydencki minister Andrzej Dera przekonuje, że na samoloty F-35 znajdą się pieniądze spoza budżetu resortu obrony narodowej. Skąd jednak wziąć około 17 mld zł? Gdzie je znaleźć, kiedy wprowadzane są kolejne programy socjalne?
Zapytaliśmy o to w Kancelarii Prezydenta i Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. W tej drugiej instytucji dowiedzieliśmy się, że nie jest to nowa koncepcja, tylko kontynuacja prezydenckich zapowiedzi dotyczących programu HARPIA, w ramach którego Polska ma kupić nowe samoloty.
Rzeczywiście w marcu, tuż po katastrofie kolejnego MIG-a 29, doszło do spotkania Andrzeja Dudy i ministra Mariusza Błaszczaka. Wtedy to prezydent zasugerował, że zakup nowych samolotów jest na tyle pilny, że programowi HARPIA można nadać rangę narodową zapewniającą finansowanie z budżetu państwa.
Czy słowa ministra Dery oznaczają, że sugestia prezydenta będzie teraz przekuwana w czyny? W poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie udaliśmy się bezpośrednio do zastępcy szefa BBN, ministra Dariusza Gwizdały.
Narodowy program zakupu?
- Zdajemy sobie sprawę, że to bardzo kosztowny zakup. Pan prezydent już publicznie zapowiadał wcześniej, że biorąc pod uwagę duże potrzeby modernizacyjne wojska warto rozważyć rożne opcje. Możliwe są tu dwa rozwiązania - mówi minister.
Jednym z nich jest zwiększenie finansowania MON do 2,5 proc. budżetu w 2024r.
- Według ciągle aktualnych planów mamy dojść do tego poziomu dopiero w 2030 r. Jeśli jednak sytuacja gospodarcza na to pozwoli, możliwe jest tu przyspieszenie. To z pewnością pozwoliłoby sfinansować zakup F-35 bez szkody dla innych programów modernizacyjnych.
Jest jednak druga możliwość. Jest nią specjalny program rządowy przypominający ten dotyczący zakupu F-16. - Pieniądze pochodziłyby bezpośrednio z budżetu. W specustawie zapisano proc., który co roku przekazywany byłby na ten cel. Najpierw jednak musimy wiedzieć, jaka będzie ostateczna cena. Wtedy będzie można to dokładnie policzyć - mówi Gwizdała.
Wiceszef BBN nie chce dywagować na temat ostatecznych kosztów zakupu. Jak już informowaliśmy w money.pl, trudno się spodziewać, by było to mniej niż ok. 4 mld dol., czyli jakieś 17 mld dol. Tyle powinno wystarczyć na zakup 32 maszyn F-35. Krytycy wyboru tych samolotów zwracają uwagę na fakt, że są bardzo kosztowne zarówno przy zakupie, jak i eksploatacji.
Służba tych 32 samolotów w perspektywie 30 lat mogłaby kosztować nawet 40 mld zł. Tak mocne obciążenie budżetu resortu obrony może zagrażać innym koniecznym zakupom dla wojska. Zatem wyłączenie z budżetu MON chociaż 17 mld zł pozwoliłoby na sfinansowanie również innego sprzętu.
- Dla planów modernizacji wojska to oczywiście korzystne rozwiązanie. Wojsko to ucieszy. Pytanie: co na to społeczeństwo? Ponadto trudno nie odnieść wrażenia, że to przekładanie pieniędzy z jednej kieszeni do drugiej - mówi Bartosz Głowacki, ekspert ds. lotnictwa wojskowego, magazynu "Raport WTO" i "Skrzydlatej Polski".
Ekspert zauważa również, że ta ścieżka została już przetarta przy programie F-16. Kupiliśmy te samoloty w 2003 r. za 3,5 mld dol. Pieniądze te zostały podzielone na transze i pochodziły spoza budżetu MON. Zapewniły to dwie specustawy. Między 2003 a 2010 r. rząd przeznaczał na ten cel do 0,05 proc. PKB. Później, do 2015 zniesiono ten limit, a ostatnia rata z 2015 r. kosztowała nas wszystkich 5,4 mld zł.
- Mamy to zatem dobrze przećwiczone. Jednak gdy rząd zapowiada kolejne programy socjalne, warto zadać sobie pytanie - komu zabierzemy? Przecież trzeba będzie je przesunąć z innych celów. Myślę, ze MON też za to zapłaci w taki czy inny sposób. Budżet państwa nie jest przecież z gumy - mówi Głowacki.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl