Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Chiny bronią się przez inflacją

0
Podziel się:

Miniony tydzień miał upłynąć w USA pod znakiem wyników kwartalnych spółek, ale stało się zgoła inaczej.

Prym wiodła polityka, która najpierw wsparła obóz byków, by potem go poważnie skarcić. Wszystko zaczęło się we wtorek, kiedy to powracający ze świątecznej przerwy (Dzień Martina Lutera Kinga) inwestorzy tak zachwycili się prawdopodobną porażką Republikanów w Massachusetts (odbywały się tam uzupełniające wybory po śmierci senatora Edwarda Kennedyego), że wydzierali sobie akcje z rąk.

W środę, gdy przegrana obozu rządzącego stała się faktem, a więc los reformy służby zdrowia stanął pod ogromnym znakiem zapytania, popyt już nie kontynuował marszu na północ. Zwrócono większą uwagę na raporty kwartalne, które, sadząc po reakcji rynku, nie spodobały się zbytnio. Niektóre spółki zaskoczyły negatywnie (przykładowo Bank Of America czy Morgan Stanley), ale inne pokazały bardzo dobre rezultaty, a ich akcje i tak taniały (IBM). Chęć ochrony dotychczasowych zysków wzięła górę, a szczególnie w momencie gdy czynnik polityczny stał się dużo bardziej niekorzystny.

Już w środę prezydent Barack Obama spotkał się bowiem z Paulem Volckerem, szefem swojej rady ds. zwalczania kryzysu i byłym szefem Fed, by omówić propozycje dalszych reform rynku finansowego. W czwartek prezydent te propozycje przedstawił publicznie. Wiążą się one z chęcią ograniczenia wielkość instytucji finansowych po to, by uniknąć sytuacji, w której jakiś bank jest „za duży by upaść". Ponadto zaznaczono chęć powrotu do rozdziału między działalnością inwestycyjną, a bankową instytucji finansowych. Oznacza to ograniczanie potencjalnych zysków sektora, co spodobać się nie mogło. Zniżka wyraźnie popsuła techniczny obraz rynki i może zapowiadać większą korektę.

Polska

Jak zwykle, oczy inwestorów były zwrócone w kierunku Wall Street. Kalendarium było w tym tygodniu przepełnione raportami spółek i danych makro.

Zacznijmy jednak od polskiej waluty. Mimo wystąpienia prezesa NBP Sławomira Skrzypka odnośnie do „stabilizacji złotego" i po raz kolejny olbrzymiego zainteresowania „polskim długiem" (popyt na obligacje 10 i 20 letnie był ponad trzykrotnie większy od podaży i tylko chwilowo wpłynął na umocnienie PLN) złoty tracił do głównych walut. Kluczowe były globalne nastroje i kurs EUR/USD.

Analizując informacje z rynku warto odnotować, że produkcja przemysłowa w Polsce spadła w grudniu, porównując rok do roku, z 9,9% do 7,4% co pokazuje nam w pewnym stopniu w jakiej kondycji jest nasza gospodarka. Jednak nie dane makro miały kluczowy wpływ na to co działo się na GPW.

W centrum zainteresowania był sektor finansowy, nie tylko „za wielką wodą", ale również
w Polsce. Co dziwne mimo złych danych opublikowanych przez Citigroup i Bank of America (na dane Goldman Sachs nie ma co zwracać uwagi, większość zysków, podobnie jak JP Morgan osiągnięta została z działalności inwestycyjnej, a nie detalicznej) polskie Banki trzymały się bardzo mocno. Liderami były tutaj PKO BP i Pekao SA, co więcej wzrosty były podparte dużym obrotem.

Wygląda na to, że jakiś zachodni gracz mocno zainteresował się w/w spółkami.
Nawet podczas czwartkowej sesji, gdzie globalne nastroje, po serii danych makro z USA były bardzo złe, Pekao SA zyskiwał „kosmetycznie" 0,17%, a PKO BP 0,37%.
Bardzo ciekawie zapowiadała się piątkowa sesja, szczególnie w kontekście sektora finansowego. Ciekawie, ze względu na wystąpienie Baraka Obamy, o którym można przeczytać w komentarzu dot. Stanów Zjednoczonych.

Emocjonujący koniec tygodnia zapowiada, że najbliższe dni mogą być kluczowe i dać odpowiedź, czy to chwilowa „zadyszka", czy początek krótkoterminowej, ale głębszej korekty.

Europejskie Rynki Wschodzące

Trwająca od dwóch miesięcy wojna surowcowa między Rosja a Białorusią nie jest głównym tematem komentarzy. Jednak wydaje się być istotna nie tylko dla gospodarek obu krajów gdyż może mieć szerszy oddźwięk.

Trzyletnie kontrakty na preferencyjny zakup przez Białoruś rosyjskiej ropy wygasły w 2009 roku. Korzystając z tego, Rosja zaproponowała nowe warunki nie do odrzucenia. Zgodnie z nimi, Białoruś miała by płacić standardowe podatki od dostaw ropy za wyjątkiem tych objętości, które powinny pokryć wewnętrzne zapotrzebowanie kraju. Do tej pory większość otrzymywanej z Rosji ropy Białoruś przetwarzała i sprzedawała do Europy Zachodniej z solidnym zyskiem. Gdyby zaproponowane warunki zaczęły obowiązywać, budżet kraju straciłby około 4,5-5 mld dolarów, co stanowi 10% PKB. Moskwa z kolei przestałaby „dopłacać" do dobrosąsiedzkich stosunków około 5,8 mld dolarów rocznie.

Propozycji rozwiązania tego problemu jest kilka. Białoruś stawia sprawę jasno: jeśli nie zostaną przyjęte jej warunki, opłaty tranzytowe dla Rosji zostaną podniesione 5-10-krotnie. Dla krajów Europy ciągłość dostaw rosyjskiej ropy i gazu jest oznaką solidności, a tego Moskwa nie chciałaby stracić. Ostatecznie partnerzy muszą się dogadać i to jak najszybciej, znajdując rozwiązanie korzystne dla obu stron.

Europa Zachodnia

Pogorszenie sentymentu w branży finansowej, a także kontynuacja publikacji wyników kwartalnych amerykańskich i europejskich koncernów - to główne determinanty nastrojów inwestorów na Starym Kontynencie. Główne zachodnioeuropejskie indeksy drugi tydzień z rzędu zgodnie wylądowały na minusach, co świadczy o sporym apetycie strony podażowej na realizację osiągniętych w ostatnich miesiącach zysków.
Ci, którzy narzekali na „posuchę" w kwestii wieści z sektora bankowego, miniony tydzień kończą usatysfakcjonowani, chociaż nastroje dobre nie były. Wstępny plan prezydenta Obamy dotyczący daleko idących regulacji działalności instytucji finansowych odbił się czkawką również w Europie, taniały walory praktycznie wszystkich czołowych zachodnioeuropejskich banków.

Swoje „trzy grosze" dorzucił również szwedzki minister finansów, który zapowiedział na najbliższe spotkanie ministrów Unii Europejskiej poważną dyskusję dotyczącą nałożenia na europejskie instytucje finansowe podatku, uzależnionego od sumy bilansowej, a więc tak naprawdę od wielkości udziału w rynku.

Tematem na inną dyskusję jest pytanie, czy w ogóle uda się w najbliższym czasie przeforsować jakiekolwiek regulacje rozrosłego do potężnych rozmiarów globalnego sektora. Jakiś czas temu odpadł „w przedbiegach" pomysł opodatkowania międzynarodowych transakcji (tzw. Podatek Tobina). Czwartkowe i piątkowe notowania na giełdach wyraźnie pokazały, jak do powyższych pomysłów odnoszą się akcjonariusze. Jedno jest pewne, te czy inne źle odbierane przez rynki komunikaty mogą być katalizatorem dalszej realizacji zysków, być może po prostu tak globalni jak i zachodnioeuropejscy inwestorzy powoli dojrzewają do korekty. Inna sprawa, że w przypadku dobrych publikacji kwartalnych spadki nie muszą być duże, a mogą być tylko pretekstem doważenia portfeli posiadaczy akcji.

Japonia, Chiny, Indie

W czwartym kwartale ożywienie gospodarcze w Chinach było na wyższym poziomie od wcześniejszych oczekiwań. Wzrost gospodarczy był napędzany głównie przez bezprecedensowy pakiet stymulujący, o wartości 586 miliardów dolarów, którego efektem była szybko rosnąca dynamika kredytów konsumenckich i inwestycji. Rynek nieruchomości poszybował w górę, a trzynastomiesięczny spadek eksportu zakończył się w zeszłym miesiącu. Dla pełnego roku, PKB zyskało 8,7 procent, bijąc plan „prawie pięcioletni" Premiera Wena Jiabao o 0,7 procent z zakładanych ośmiu.

Największy eksporter i rynek motoryzacyjny na świecie oraz „prawdopodobnie najlepsza" druga co do wielkości gospodarka świata, po libacji pieniężnej, stymulującej gospodarkę postanowiła podjąć działania prewencyjne, aby nie było efektu kaca inflacyjnego, gdyby okazało się, że kampania ostrzegawcza typu: „piłeś nie jedź", ograniczająca nadmierną i niekontrolowaną konsumpcję, nie przyniosła zamierzonych skutków i nawet skromna grupa z miliarda trzystu milionów obywateli ruszyła by na szybkie zakupy chwiejnym krokiem.

Nieprzewidywalny ciąg zdarzeń mógłby doprowadzić do bardzo nieprzyjemnych skutków, czyli galopującej inflacji. Stąd już niestety długa i ciężka droga, aby wyjść na prostą. Zupełnie odwrotną sytuację obserwujemy w Japonii, po roku 2008 oraz 2009 i „szybkich cięciach" kraj nie może wyciągnąć się z zapaści. Siedemnastoprocentowy spadek popytu na pożyczki jest najniższy od 2004 roku. Najbardziej zadłużona gospodarka świata, która kroczyła ostatnio ścieżką chińskiego rozkwitu w latach osiemdziesiątych w dużym stopniu finansuje działalność przedsiębiorstw poprzez emisję dłużnych papierów wartościowych, po tym jak w poprzednich „kryzysowych" latach instytucje finansowe zakręciły kurek.

Sytuacja wymusza na bankach naukę i poszukiwanie innych źródeł zysku, mimo że Indeks spółek z sektora Bankowego stracił w zeszłym roku ponad 4 procent, podczas gdy szeroki rynek wzrósł w tym czasie o 21 procent. W ostatnim tygodniu bankowy Index Topix wzrósł o 1,5 procent i ponad 5 procent od początku roku. Krajowy przewoźnik lotniczy Japan Airlines ogłosił upadłość układową i szuka pomocy finansowej u skarbu państwa. Indeks akcji w Bombaju traci w nowym roku 0,4 procent.

Scenariusz dwucyfrowej inflacji oraz kolejnych interwencji banku centralnego tj. podniesienia stóp procentowych o co najmniej 75 - 100 punktów bazowych, wydaje się nieunikniony. W otoczeniu rosnących cen surowców, czy wysokiego wzrostu gospodarczego po raz pierwszy od dwóch lat przekraczającego siedem procent m/m, analitycy szacują popytowy potencjał zwyżki cen akcji w tym roku na poziomie 15 - 20 procent.

Surowce

Kontrakty na ropę Crude staniały o 3%, a baryłka kosztuje obecnie 76 dolarów. Czynniki, które kształtowały zachowanie się cen można podzielić na dwie grupy: umocnienie dolara oraz dane makroekonomiczne. Dolar ostatnimi czasy odrabia starty do głównych walut świata, a w związku z tym, że ropa wyceniana jest w tej walucie to przekłada się to na spadki cen surowców.

Dane makro z USA również mogą budzić niepokój. Rosnące bezrobocie i słaba dynamika „odradzania się" rynku nieruchomości świadczą o tym, że gospodarka nie wychodzi z recesji tak szybko jak się spodziewano. Patrząc przez pryzmat analizy technicznej, ceny zmierzają do dolnego ograniczenia trendu wzrostowego, a przebicie poziomu 73 dolarów za baryłkę wygeneruje sygnał sprzedaży, co ściągnie ceny w niższe rejony.

Podobnie zachowywał się rynek miedzi, który także uległ przecenie. Tona miedzi na giełdzie w Londynie kosztuje 7210, co w porównaniu z poprzednim tygodniem oznacza spadek o 2%. Tutaj również zachowanie się amerykańskiej waluty było dominującym czynnikiem do korekty. Nie bez znaczenia dla notowań były dane i prognozy produkcji surowca. Jak poinformowano produkcja miedzi osiągnęła poziomy zbliżone do rekordu ustanowionego w 2009 roku. Wydobycie liczone rok do roku wzrosło o 9,5%, a prognozy mówią o wzroście o 25% w ciągu bieżącego roku. Jak wiadomo wzrost podaży zazwyczaj kończy się spadkiem cen.

Złoto, podobnie jak większość surowców, kończy tydzień na minusie. Dynamiczny wzrost wartości dolara spowodował ponad 3,5% przecenę kruszcu. Cena uncji przebiła poziom 1100 dolarów i podąża ku 1088 dol/uncję. Kolejnym wsparciem jest poziom 1070 dolarów. Przebicie tego pułapu cenowego skutkowałoby zejściem w rejony dolnego ograniczenia trendu wzrostowego 1055 dol/uncję. Zachowanie się amerykańskiej waluty będzie determinować kierunek zmian na rynku złota.

Waluty

Zgodnie z prognozą para EUR/USD w minionym tygodniu opuściła dołem klin (formację zapowiadającą spadki), który budował się od 22 grudnia. W czwartek ustanowione nowe tegoroczne minimum na poziomie 1,4029. Warto zwrócić uwagę, na to, że bieżący ruch spadkowy zabrał już ponad 40% zeszłorocznej fali wzrostowej. Dodatkowo można tę przecenę rozpisać jako ruch pięciofalowy co sugeruje, że po korekcie wzrostowej powinniśmy zobaczyć kolejny atak dolara na nowe dołki.

W związku z tym w średnim terminie (kilka miesięcy) bardziej prawdopodobne wydaje się dalsze umacnianie dolara. Polski złoty zareagował gwałtowną przeceną na spadki, które dotknęły GPW. Na głównych parach USD/PLN, EUR/PLN i CHF/PLN doszło do wybicia górą z kilkutygodniowych kanałów spadkowych. Póki co mamy do czynienia tylko z drobną korektą. Mówienie o bardziej trwałej zmianie kierunku byłoby zbyt wczesne. Wszystko wskazuje jednak na to, że i tak o losach złotego jak zwykle zdecyduje koniunktura na GPW.

Raport przygotował zespół Doradców Finansowych Xelion w składzie:
Łukasz Bugaj, Zofia Kamińska, Jacek Maleszewski, Paweł Pilzak, Adam Piotrowski, Tomasz Ray-Ciemięga, Tatiana Świderska, Piotr Trzeciak, Kamila Urbańska-Pałac, Konrad Widuliński, Jan Żuralski.

dziś w money
komentarze walutowe
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)