Rząd w Londynie wywierał od stycznia silną presję na ubezpieczycieli, by jak najszybciej wypłacili odszkodowania.
Firmy oceniają, że odszkodowania dla powodzian będą ich kosztować miliard funtów. Do tej pory wypłaciły... 14 milionów.
Południową Anglię i Walię nękały w nocy wichury o prędkości do 129 kilometrów na godzinę oraz silne deszcze.
Z pomocą dla powodzian pospieszyła też Elżbieta II. Królowa kazała wysłać ze swych majątków w Windsorze żywność i pościel dla farmerów, których gospodarstwa zostały zalane.
Wczoraj w Walii prędkość wiatru osiągała nawet 180 km/h.
75 proc. połączeń kolejowych między londyńskim dworcem Paddington a miastem Reading zostało odwołanych z powodu zalania torów lub wystąpienia takiego ryzyka.
Premier David Cameron (na zdj.), który zlustrował podtopione okolice, powiedział, że to, co widział, nasunęło mu skojarzenia z biblijnym potopem.
Wraz z wysoką falą pojawiły się informacje, że odpowiedzialna za zabezpieczenia przeciwpowodziowe agencja do spraw środowiska zamierza dla oszczędności zwolnić 1,5 tysiąca pracowników.
Ulewne deszcze w Anglii i Walii zalały bądź podtopiły w nocy kilkaset domów, głównie w Devon i Kornwalii. W niektórych miejscach spadło naraz tyle deszczu, ile średnio w trzy tygodnie; zginęły trzy osoby, a jedna zaginęła.
Obfite opady deszczu i silny wiatr w Wielkiej Brytanii. W całym kraju ogłoszono alarmy powodziowe. Są ofiary śmiertelne.