Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Ekspert dla Money.pl: Zmiany w OFE tylko przesuną w czasie deficyt budżetowy

0
Podziel się:

Analiza reformy bez politycznego zacietrzewienia.

Ekspert dla Money.pl: Zmiany w OFE tylko przesuną w czasie deficyt budżetowy
(materiały prasowe)

Wielu sądzi, iż jedyną korzyścią z prowadzonej obecnie dyskusji dotyczącej przesunięcia składek pomiędzy OFE a ZUS-em jest przyspieszona faza edukacji emerytalnej. Nasza wiedza o systemie emerytalnym i zawiłościach rynku finansowego wzrasta, czy tego chcemy czy nie - pisze specjalnie dla Money.pl Krzysztof Nowak (na zdjęciu), członek zarządu Mercer Polska, firmy działającej na rynku świadczeń pracowniczych w Polsce i na świecie, jednego z największych brokerów ubezpieczeniowych w Polsce, specjalizującego się w ubezpieczeniach pracowniczych.

Przypomnijmy, to już druga (tym razem być może niezamierzona) akcja edukacyjna prowadzona (a właściwie wywołana) przez rząd na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Pierwsza - w roku 1999 - była związana z reformą systemu emerytalnego i przebiegała pod hasłem _ bezpieczeństwo dzięki różnorodności _, tej obecnej lepiej żadnych tytułów nie nadawać. Choć obie _ kampanie _ dotyczą tego samego tematu - naszych przyszłych emerytur - to jednak obie dzielą je _ lata świetlne _.

Niech to wprowadzenie posłuży za właściwy wstęp do porównania naszego obecnego systemu emerytalnego (AD 2011) z tym sprzed 12 lat, a w tym kontekście do krótkiej refleksji na temat systemu emerytalnego jaki _ zacznie _ w Polsce działać po maju tego roku (o ile uda się rządowi skutecznie przeprowadzić projektowane zmiany przez Parlament).

Zwolennicy i przeciwnicy zmian przedstawili już wszystkie istotne argumenty (obrażając się przy tym wielokrotnie) i pozostały one bez większego wpływu na plany rządu. Przyjmując, że tak właśnie się stanie oraz że w maju bieżącego roku zacznie w Polsce funkcjonować _ nowy _ system emerytalny spróbujmy porównać go z tym obecnym (jeszcze) oraz z tym sprzed 1999 roku.

Spojrzenie wstecz - cele reformy emerytalnej 1999 roku

Rok 1999 to rok wejścia w życie szeregu ustaw zmieniających system emerytalny
w Polsce. Przypomnijmy, że przed 1999 wypłatę wszystkich rodzajów świadczeń emerytalno-rentowych gwarantowało Państwo. Świadczenia finansowane były
z tzw. Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, którym administrował Zakład Ubezpieczeń Społecznych.

Podstawowym źródłem finansowania świadczeń była składka na ubezpieczenie społeczne - dla większości grup zawodowych wynosiła ona wówczas 45 procent wynagrodzenia. Niedobory FUS-u finansowane były z budżetu Państwa. Składki w poprzednim systemie w całości opłacali pracodawcy z własnych środków (za wyjątkiem umów zlecenia i umów agencyjnych, gdzie składka dzielona była solidarnie pomiędzy ubezpieczającego - zleceniodawcę i ubezpieczonego - zleceniobiorcę).

Według specjalistów z Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) - Polska w tamtym czasie zajmowała pierwsze miejsce pod względem obciążenia Produktu Krajowego Brutto (PKB) wydatkami na emerytury i renty (stanowiły one około 16 procent PKB)[1]. Co jednocześnie bardzo ważne relacja przeciętnej emerytury do średniej płacy (czyli tzw. stopa zastąpienia) wynosiła przed 1999 rokiem około 70 procent, podczas gdy średnio w krajach OECD nie przekraczała 50 procent.

Wśród twórców reformy 99 roku oczywistym było, iż utrzymywanie takiego systemu narazi nasz kraj na ogromne problemy w przyszłości. Od dłuższego już czasu malała już wówczas liczba osób płacących składki na ZUS, obniżał się w ten sposób wskaźnik liczby osób płacących składkę do liczby osób pobierających świadczenie emerytalne lub rentowe. Powodów takiego stanu było kilka, wśród nich za najważniejsze uznawano wówczas masowe przechodzenie na emerytury, zwłaszcza wcześniejsze emerytury (lata 1990-92) oraz wydłużanie się przeciętnego czasu życia (dłuższy okres pobierania emerytury).

Warto też podkreślić, iż w Polskim systemie emerytalnym sprzed 1999 roku połączenie składek i emerytur było raczej _ luźne _, do tego stopnia, że osoby o najwyższych zarobkach, a więc w praktyce opłacające najwyższe składki (tutaj znanego nam dzisiaj limitu nie było) nie mogły otrzymać proporcjonalnie wysokiej emerytury. Limit wynagrodzenia, powyżej którego obecnie nie płaci się składek na ubezpieczenie społeczne działał niejako odwrotnie - składki nie były limitowane, natomiast ograniczana była wysokość emerytur. Sprawiedliwie? Z pewnościa nie.

Podsumowując, głównym celem reformy systemu ubezpieczeń społecznych końca lat 90. w Polsce było:

  • 1. Ograniczenie ryzyka demograficznego na jakie narażony był system (zmniejszanie się liczby osób płacących składki i wzrost liczby emerytów), a więc de facto zmniejszenie przyszłych zobowiązań Państwa, przy jednoczesnym ograniczeniu ryzyka, iż Państwo w przyszłości nie znajdzie środków by te zobowiązania zrealizować.
    • 2. Powiązanie wysokości świadczeń emerytalnych z sumą składek zgromadzonych w okresie aktywności zawodowej przez każdego z pracowników.
    • 3. Utrzymanie wypłacalności systemu emerytalnego.

Realizując cele jak wyżej reforma 1999 roku wprowadziła do naszego systemu nowy element - część kapitałową, w postaci Otwartych Funduszy Emerytalnych, którego zadaniem miało być uzupełnienie części repartycyjnej systemu (opartego nadal na umowie pokoleniowej) i administrowanego nadal przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych.

W teorii system kapitałowy to taki, w którym składki wszystkich pracujących są zarządzane przez specjalnie do tego celu powołane instytucje (fundusze inwestycyjne)
. W efekcie by osiągnąć odpowiednią stopę zwrotu, a jednocześnie właściwie zarządzać ryzykiem inwestycyjnym fundusze inwestują środki inwestorów w akcje, obligacje, lokaty bankowe itd.

Można założyć, iż obecnie na świecie jedynie w kilku krajach możemy znaleźć rozwiązania oparte w prawie 100 procent na modelu kapitałowym. Wciąż dominuje system repartycyjny (jako najbardziej tradycyjny).

W efekcie nawet z dzisiejszej perspektywy Polska należy do grupy krajów-reformatorów, które odważyły się zmieniać swoje systemy emerytalne w kierunku uruchamiania systemów mieszanych, w którym składka emerytalna kierowana jest zarówno do systemu repartycyjnego, jak i kapitałowego.

Rozwiązanie takie łączy zalety obu modeli, minimalizując jednocześnie ryzyko, jakie towarzyszy przyjęciu wyłącznie jednego z nich. Emerytura w modelu kapitałowym jest mniej uzależniona od sytuacji demograficznej, natomiast w modelu repartycyjnym od niekorzystnych zmian na rynkach kapitałowych.

Systemy mieszane działają m.in. w Szwajcarii, Szwecji, Danii, w krajach bałtyckich i Ameryce Łacińskiej. Polska w 1999 roku dołączyła do tej grupy, by obecnie właściwie wrócić do modelu bardzo podobnego do tego, jaki funkcjonował w Polsce przed 1999 rokiem (warto też zwrócić uwagę, iż w praktyce, po redukcji składki przekazywanej do OFE, blisko 90 procent składek będzie przekazywanych do ZUS)
.

Kluczowe zmiany w polskim systemie emerytalnym w 1999 roku

Reforma emerytalna z 1999 roku objeła wszystkich, za wyjątkiem rolników, prokuratorów oraz funkcjonariuszy mundurowych, tj. żołnierzy zawodowych, funkcjonariuszy Policji, itd.

Prezentując główne cechy nowego systemu zacznijmy od I filara. Podstawowa różnica pomiędzy _ starym _ systemem ubezpieczeń społecznych a zreformowanym I Filarem polegać miała na tym, że im więcej środków zostanie zaewidencjonowanych na indywidualnym koncie (więcej zapłaconych składek), tym większa będzie przyszła emerytura (jak napisano powyżej poprzednio związek ten nie istniał, szczególnie w przypadku osób dużo zarabiających).

Od 1999 roku ewidencjonowany na indywidualnych kontach w ZUS kapitał - tzw. Międzypokoleniowy Kapitał Uprawnień Emerytalnych (MKUE) jest waloryzowany wskaźnikiem uwzględniającym stopę inflacji oraz wzrost płac. W kontekście wprowadzanych obecnie zmian (prezentowanych niżej) warto również podkreślić, iż _ kapitał _ w I filarze ten nie jest dziedziczony. MKUE jest bowiem kontem uprawnień, a nie np. rachunkiem bankowym, czy rachunkiem jednostek funduszu inwestycyjnego. Nie ma na nim faktycznych środków - jak wiemy wpłacane przez pracowników składki są na bieżąco przekazywane na wypłatę emerytur i rent.

II Filar systemu oparto na Otwartych Funduszach Emerytalnych, które zarządzają częścią składki wcześniej w całości przekazywanej do ZUS-u (7,3 procent wynagrodzenia). Przypomnijmy, iż zgodnie z pierwotną wersja ustawy, począwszy od 1 stycznia 2005 roku każde towarzystwo emertytalne miało zarządzać dwoma OFE (oznaczonymi jako A i B).

Obok znanych nam obecnie Funduszy (nazwanych typu A) powstać miały również fundusze typu B będą charakteryzujące się większym bezpieczeństwem prowadzonej działalności inwestycyjnej. Jak widać twórcy reformy już na początku przewidzieli wielofunduszowość (co prawda mocno ograniczoną), którą z raczej niewiadomych powodów na etapie jednej z kolejnych nowelizacji wykreślono z przepisow ustawy o OFE.

Należy też wyraźnie podkreślić, iż za wyniki inwestycyjne OFE (często krytykowane), obok samych zarządzających w znacznej mierze odpowiada również ustawodawca - to on wprowadził bowiem do ustawy dwa kluczowe, dla wysokości stóp zwrotu mechanizmy: ilościowe limity inwestycyjne oraz dyskusyjny mechanizm minimalnej stopy zwrotu (w praktyce będący pozbawioną matematycznych podstaw formułą wyrównywania wyników Funduszy).

Zgodnie z tym pierwszym mechanizmem OFE zobowiązane są prowadzić _ bezpieczną _ politykę inwestycyjną, głównie koncentrując się na inwestowaniu (bez żadnych ograniczeń) w obligacje emitowane przez skarb Państwa (inwestycje w akcje stanowić mogą jedynie 40 procent wartości portfela Funduszy).

Warto też podkreślić, iż żaden z członków OFE nie ma możliwości wyboru indywidualnej strategii, wszystkie OFE w praktyce inwestują środki w taki sam sposób. Dla sposobu w jaki inwestowane są nasze środki nie ma znaczenia, czy jesteśmy osobą rozpoczynającą pracę, czy też pracownikiem, który rok przejdzie na emeryturę - niestety trudno to uznać za przejaw logiki i nie chodzi tu wcale o spór o to, na czym się więcej zarabia.

Jest to bowiem klasyczny przykład kompromisu, który właściwie pozbawiony jest jakichkolwiek zalet. W tym miejscu nie sposób nie odnieść się do jednego z kluczowych zarzutów strony rządowej. Otóż rząd uważa, że inwestowanie przez OFE w obligacje jest pozbawione sensu - no cóż to odważna teza, rozumiem również, iż rządowi eksperci są w stanie wskazać OFE taką kategorię lokat, która będzie alternatywą dla tego typu inwestycji, zapewniając zbliżony do obligacji poziom bezpieczeństwa i rentowności. Jeżeli nie to, czy rząd zaakceptuje znaczny wzrost ryzyka inwestycji w OFE i będzie w stanie bronić tej tezy przed członkami Funduszy w sytuacji dekoniunktury na Giełdzie?

Obok limitów inwestycyjnych wprowadzono też dodatkowy mechanizm ograniczający skłonność zarządzających Funduszami do poszukiwania dodatkowej stopy zwrotu - tzw. minimalną stopę zwrotu. Minimalna Stopa Zwrotu to, upraszczając, średni wzrost wartości jednostki osiągnięty przez wszystkie Fundusze. W przypadku, gdy Fundusz którego jesteśmy uczestnikiem nie osiąga wyniku odpowiadającego średniej dla wszystkich Funduszy (a precyzyjnie, jego wynik różni się in minus od średniej o więcej niż 50 procent lub 4 punkty procentowe w zależności, który z tych dwóch jest dla danego Funduszy _ bardziej korzystny w porównaniu _) Fundusz musi dopłacić brakującą kwotę.

Dzięki zastosowaniu obu mechanizmów, już w 1999 roku wielu przypuszczało, że wszystkie OFE prowadzić będą zbliżoną politykę inwestycyjną, w efekcie zaś wyniki Funduszy będą się różnić, choć prawdopodobnie w niewielkim stopniu. Następne 12 lat funkcjonowania Funduszy potwierdziło tę tezę, a kwestia niskiej efektywności inwestowanych środków stała się głównym argumentem przeciwników OFE.

Główne zaniedbania reformy 1999 roku

Bardzo często podkreśla się dziś, iż kolejnym rządom zabrakło determinacji by konsekwentnie dalej zmieniać system, np. poprzez likwidację przywilejów emerytalnych, wydłużanie wieku emerytalnego i podobne działania.

Osobiście uważam, że nie tylko chodzi o brak _ determinacji _ w kontynuacji reform, jednym z największych błędów twórców reformy okazał się bowiem brak strategicznego myślenia (choć i tak w swoich poglądach byli najbardziej _ strategiczni _), który dla przykładu mógłby polegać na niemal jednoczesnym przygotowaniu szeregu dodatkowych aktów prawnych, które regulowałyby _ wygaszanie _ przywilejów grup zawodowych, definiując przy okazji źródła ograniczenia luki we wpływach do ZUS.

Wielu ekspertów sądzi - szczególnie z dzisiejszej perspektywy - że lepszego momentu na wprowadzanie tego typu zmian nie było. Dodatkowo przespano całkowicie dyskusje o dobrowolnym oszczędzaniu (mało skuteczne pomysły na promocję Indywidualnych Kont Emerytalnych - IKE i właściwie brak wsparcia dla Pracowniczych Programów Emerytalnych - PPE).

Dodatkowo też, właściwie nigdy nie podjęto poważnej dyskusji nt efektywności II filara. Trudno bowiem z dzisiejszej perspektywy za naprawdę kluczowe uznać próby wprowadzania zmian w mało istotnych elementach systemu, w tym dla przykładu dyskusję o wysokości opłat dystrybucyjnych (bez szerokiej dyskusji o zjawisku akwizycji oraz ogromnych kosztach Funduszy związanych z pozyskiwaniem nowych członków), czy też kosmetyczne zmiany w sposobie obliczania minimalnej stopy zwrotu.

OFE dalekie od ideału


Przygotowując projekty ustaw wydaje się, iż twórcy reformy najmniej uwagi przywiązali do konstrukcji OFE, zapominając, iż OFE będą _ zachowywać _ się tak jak typowy inwestor instytucjonalny, tzn. nie obniżą opłat jeżeli nie muszą tego robić (czytaj nie zmusi ich do tego konkurencja), nie będą poszukiwać ponadprzeciętnego dochodu skoro grozi im kara w postaci dopłacenia do mininalnej stopy zwrotu itd.

Dodatkowo należy przypuszczać, iż same OFE na tyle umiejętnie starały się wpłynąć na wprowadzane zmiany, aby raczej unikać szerokiej dyskusji i zbyt głębokiej reformy - można bowiem było założyc, iż w ramach takiej szerszej dyskusji ktoś wpadnie na pomysł _ otwarcia rynku _ na inne instytucje (aby zwiększyć konkurencyjność oferty OFE), przyjrzy się bliżej mechanizmowi akwizycji, wysokości opłat za zarządzanie, czy też wymusi na Funduszach wielofunduszowość (która wcale nie musi być oczekiwanym rozwiązaniem z punktu widzenia OFE).

Mówiąc o kosztach OFE to wydaje się zasadnym odrębne analizowanie obu ich kategorii, opłat dystrybucyjnych oraz opłat za zarządzanie. Po pierwsze opłaty dystrybucyjne (pobierane od składek), przy tej skali prowadzonej działalności są zdecydowanie za wysokie, choć pewnym uzasadnieniem dla ich wysokości są wysokie koszty pozyskiwania nowych członków. W efekcie to przede wszystkim z nimi trzeba _ walczyć _, tak by ta kategoria kosztów została zmniejszona do zera.

W stosunku do drugiej kategorii kosztu - opłaty za zarządzanie - to warto podkreślić, iż choć są one bardzo wysokie, to w porównaniu do pozostałych produktów dostępnych na rynku są wciąż konkurencyjne.

Polski rynek stosuje bowiem generalnie nadzwyczaj wysokie koszty, a OFE na tym tle wyglądają wcale nie najgorzej, szczególnie w porównaniu do oferty produktowej skierowanej do klientów detalicznych przez firmy ubezpieczeniowe, czy towarzystwa funduszy inwestycyjnych (wbrew temu, co opowiadają niektórzy eksperci nie rozumiejący zarówno konstrukcji opłat OFE, jak i istoty kosztu jakim jest opłata za zarządzanie).

Dla przykładu, na podstawie badań Mercer[2] _ najdroższą _ kategorią tradycyjnych portfeli w 2010 roku były globalne portfele akcji rynków rozwijających, w przypadku których mediana dla opłaty za zarządzanie wyniosła 1 procent (0.9 procent w 2008 roku).

W przypadku portfeli inwestujących w akcje Europy Wschodniej lub Chin najwyższy poziom opłaty za zarządzanie to 0.9 procent do 1.1 procent. Dla porównania dla globalnych strategii akcyjnych średni koszt wyniósł 0.7 procent (dla przypomnienia maksymalna opłata za zarządzanie w OFE to 0.6 procent - ale z zastrzeżeniem, że portfele OFE w około 70 procent składają się z długu, a tutaj zawsze koszt zarządzania jest znacząco niższy niż dla portfeli akcji; mediana dla portfeli tego typu w 2010 wyniosła 0.35 procent).

Wydaje się ironią losu, iż obecnie to liberałowie rozmontowują kapitałową część systemu emerytalnego. Nie negując istotnych wad II filara to właśnie my, nie zaś właściciele OFE płacimy cenę za zaniechania polityków, samych Funduszy, ekspertów emerytalnych i innych, którzy widząc nieefektywność pewnych mechanizmów nowego systemu nie zareagowali na tyle wcześniej, by obecnie nie musieć dyskutować o tym, czy obecna zmiana oznacza koniec reformy, czy też jest kolejnym etapem reformowania _ starego _ systemu emerytalnego.

Podsumowując, niezaprzeczalną zaletą obecnego systemu emerytalnego jest jego wielofilarowość. Ta właśnie wielofilarowość, w zamiarze autorów reformy 1999 roku miała zapewnić, iż system będzie odporny na wszelkiego typu zagrożenia, poczynając od tych związanych z demografią, a kończąc na kryzysach finansowych i zawirowaniach politycznych. Niestety nowy system przetrwał jedynie 12 lat.

Wytykając błędy twórcom reformy popełnione zarówni na etapie projektowania systemu (prezentowane powyżej, a dotyczące samych OFE) nie sposób nie wspomnieć tego co wracało jak bumerang w następnych latach po reformie. Mam tu na myśli wysokość emerytur.

Choć oczywistym zamiarem reformy - obok przekierowania części składek z ZUS-u do OFE - było również (bardzo) prawdopodobne obniżenie emerytur to ta informacja jakoś nie przebiła się do szerszej świadomości. Być może mając tą świadomość przynamniej część obecnych ekspertów byłaby nieco bardziej łaskawa dla samych OFE, nie oczekując emerytur wyższych niż 55 do 60 procent ostatnich zarobków (stopa zastąpienia dla mężczyzn, o zarobkach poniżej _ limitu ZUS _).

O co toczy się tak naprawdę spór zwolenników i przeciwników OFE?

Przechodząc do obecnej zmiany systemu nie sposób nie zauważyć, iż uczestnicy dyskusji nie rozmawiają ze sobą, ale (jak mógłby powiedzieć młody słuchacz RMF Maxxx) rozmawiają do siebie. Chcę przez to powiedzieć, iż istnieje jedynie wąska grupa argumentów, które dotyczą tego samego zagadnienia i mogą być jednocześnie prezentowane przez obie strony sporu.

Dla przykładu bezsprzecznie są nimi zarzut niskiej efektywności zarządzania, czy wysokie koszty pobierane przez OFE. Jednak w przypadku dyskusji o wysokości składek do OFE nie mamy już właściwie możliwości dyskutowania na tej samej płaszczyźnie. W tym przypadku argumenty obu stron nie odnoszą się już bowiem do samej konstrukcji OFE, ale sytuacji budżetu.

A tutaj to albo jest się patriotą (pełne poparcie dla obniżenia składek do OFE), albo wrogiem rządu (bronimy składki do OFE ze wszelkich sił). W efekcie pojawia się uzasadniona wątpliwość co do jakości debaty oraz argumentów jakich używają obie strony.

Co w takim razie wydaje się być bezdyskusyjnym? No cóż bezdyskusyjnym jest istotne ograniczenie filaru kapitałowego i wzmocnienie repartycyjnego. Czy to dobrze dla naszych emerytur? Niestety niedobrze (nawet jeżeli ratuje sytuację budżetu w okresie najbliższych lat). Pamiętajmy bowiem, że każdy system repartycyjny oznacza transfer środków od osób pracujących do emerytów. I nie ma tu znaczenia forma poboru składek - źródłem finansowania mogą być zarówno podatki (jak w popularnym systemie Beveridga[3])
jak i skłaki na ubezpieczenie społeczne (jak u Bismarcka).

Warto również skomentować prezentowane przez obie strony dyskusji wyliczenia dotyczące przyszłej wysokości emerytur. Osobiście uważam, że dyskusja na ten temat nie ma wiekszego sensu. Na wynik symulacji (ciekawe słowo, właściwie definiujące rezultat obliczeń) ma bowiem wpływ szereg założeń, w przypadku których trudno
o kompromis.

Wiele zależy od przyjętych stóp zwrotu, a te w obecnych OFE nigdy nie będa wysokie (wysoki udział obligacji), ale jednocześnie docelowa struktura lokat OFE nie jest znana (wiadomo, że OFE, zarządzając tak jak obecnie wyłącznie jednym typem funduszu nigdy nie będą inwestować 50 czy 60 procent swoich aktywów w akcje - a jedynie wyższy udział akcji oznacza potencjał dla ponadprzeciętnego dochodu).

Co to oznacza? A mianowicie, iż w odniesieniu do wysokości przyszłych emerytur obie strony mogą mieć rację - rząd mówiąc, iż indeksacja w oparciu o wzrost nominalny PKB wraz z eliminacją opłaty za zarządzanie oraz opłaty dystrybucyjnej, przynajmniej w krótkim okresie (planowany wysoki wzrost PKB) powinna przynieść wiekszą rentowność niż nawet najbardziej skuteczne strategie inwestowania ze znacznym udziałem długu.

Jednocześnie OFE dowodząc, iż przy odpowiedniej strategii inwestycyjnej fundusze są w stanie _ przebić _ PKB też mogą mieć rację - niepodważalne tezy o ponadprzeciętnej średnio i długoterminowej rentowności w akcje w okresie ostatnich 10 lat znacznie się bowiem zdewaluowały i coraz częściej znaleźć można analizy wskazujące, iż _ proste strategie inwestowania w akcje _ nie zawsze muszą być najbardziej efektywne. Z tej perspektywy zasadnym więc wydaje się pogląd, aby argument wysokości przyszłych emerytur traktować jedynie pomocniczo, albo co znacznie ułatwiłoby dyskusję wspólnie opracować założenia do modelu, przy okazji najpierw decydując:

  • 1) jak właściwie mają wyglądać nowe zasady _ inwestowania _ OFE - np. co ma oznaczać właściwie ich wielofunduszowość?
    • 2) jaka ma być wysokość opłat w funduszach?
    • 3) w jaki sposób działać powinien mechanizm minimalnej stopy zwrotu?

I wiele innych. Mają na stole te wszystkie parametry będzie można dużo łatwiej zweryfikować założenia przyjmowane przez wszystkie strony dyskusji.

Budżet argumentem przeciwników OFE

Niestety w dyskusji o systemie emerytalnym pojawił się nowy i bardzo istotny argument w postaci problemów z deficytem budżetowym Państwa. Niezwykle często bywa on stosowany jako uzasadnienie dla każdej tezy, a jego _ użycie _ kończy w sposób oczywisty prawie każdą dyskusję. Kto bowiem odpowiedzialnie zgodzi się na _ rozsadzenie _ budżetu?

Niestety logika zwolenników zmian wydaje się iść za daleko. Czy naprawdę z wniosku, że za nasze składki OFE kupują obligacje można przejść do konkluzji, że OFE przyczynia się do wzrostu deficytu budżetowego? Przecież ten deficyt nie zniknie, on się jedynie _ przesunie w czasie _ - w przyszłości zaoszczędzone na OFE środki i tak Państwo będzie się musiało wypłacić emerytom.

Dodatkowo godząc się na argument ciężkiej sytuacji budżetu z ogromną łatwością pozbawiamy nasz system emerytalny jego podstawowej zalety - różnorodności oraz mniejszej wrażliwości na niekorzystne zmiany demograficzne. W efekcie być może raz jeszcze warto wrócić do początków dyskusji i ponownie nazwać problem, przed którym stoi dziś rząd?

Wydaje się, iż jest nim umiejętne pogodzenie długoterminowego bezpieczeństwa systemu emerytalnego z krótkoterminowym deficytem budżetowym. Jeżeli tak jest rzeczywiście, to wydaje się, iż rozwiązanie, które znalazł rząd dalekie jest od tego pożądanego.

Nie jest bowiem poglądem odoosobnionym teza, iż każdy system repartycyjny (a więc taki, jaki zacznie dominować w Polsce od maja 2011 roku) jest znacznie mniej od kapitałowego odporny na zjawiska demograficzne (starzenie społeczeństwa, mniejsza liczba osób pracujących), społeczno-gospodarcze (wzrost bezrobocia, spadek płac i produkcji), no i niestety również na szeroko rozumiane _ zjawiska polityczne _ (łatwność z jaką politycy sięgają do nieswoich kieszeni).

W oczywisty sposób politykom łatwiej będzie wprowadzać nowe mechanizmy do systemtu repartycyjnego (np. wydłużyć wiek emerytalny, skorygować mechanizm indeksacji składek, czy - w imie dobra wyższego - ograniczyć emerytury dla osób najlepiej zarabiających) niż zabrać obywatelom ich składki z systemu kapitałowego (choć patrząc na ostatnie wydarzenia na Węgrzech można odnieść wrażenie, że i w tym zakresie wszystko jest możliwe, wystarczy bowiem jedynie znaleźć właściwie argumenty, aby _ zachęcić _ obywateli, aby sami oddali zgromadzone przez siebie środki Państwu).

Z tej perspektwy wszystkim nam powinno zależeć na tym, aby system kapitałowy nadal funkcjonował, choć oczywiście inaczej niż obecne OFE. W tym kontekście warto również skomentować pomysły, by to obywatele decydowali o tym, czy chcą pozostać w OFE, czy pozostać jedynie w ZUS-ie. Zwolennicy tego rozwiązania uważają, że to najbardziej demokratyczne rozwiązanie. Zdecydowanie prawda, a może idąc dalej pozwólmy decydować o tym, czy będziemy płacić składki do ZUS-u, czy nie. A może jednak demokracja powinna mieć pewne granice? Jeżeli tak, to gdzie ta granica powinna przebiegać?

Podsumowanie - jak ocenić proponowane zmiany?

Podsumowując główne argumenty merytoryczne wydaje się, iż nasza uwaga powinna skoncetrowac sie na trzech najważniejszych:

  • 1. Zmniejszy się bezpieczeństwo systemu. W przyszłości zdecydowanie większa część emerytury wypłacana będzie przez ZUS, a więc de facto gwarantowana przez Państwo. Oznacza to ni mniej ni więcej, iż obecną _ oszczędność _ w kwocie 190 mld złotych Państwo Polskie będzie musiało _ oddać _ w przyszłości. Czy kolejne rządy okażą sie wystarczające zdeterminowane i świadome, aby już dzisiaj zacząć reformować budżet pod kątem wzrostu tych wydatków w przyszłości?
    • 2. Nowy system będzie mniej odporny na zmiany demograficzne. Jako jeden z krytycznych elementów demograficznych mających wpływ na przyszłość systemów emerytalnych najczęściej wskazuje się wzrost liczby osób w wieku 65+. Według danych ONZ[4] udział osób w wieku powyżej 65 lat w całej populacji wzrósł z około 2,5 procent w 1950 roku do 5 procent w 2000 i jeszcze wzrośnie (projekcja) do 20 procent w 2050. Dla przykładu te same wskaźniki dla Polski wyglądają następująco: 5, 12 i 30 procent. Co to oznacza dla naszego systemu emerytalnego w 2050 roku? W praktyce dwu i półkrotny wzrost udziału emerytów w całej populacji w porównaniu do roku 2000, a to oznaczać musi spore problemy z finansowaniem tych emerytur przez osoby pracujące (których udział odpowiednio się zmniejszy). Jeżeli w konsekwencji zmiany obecnego systemu emerytalnego wydatki te będzie finansować Państwo warto już dziś zacząć się zastanawiać nad źródłem ich finansowania
    • 3. Zmniejszy się dopływ środków na Giełdę Warszawską. OFE nie będą już mogły pełnić roli stabilizatora rynku, a dodatkowo Skarb Państwa straci możliwość plasowania na rynku dowolnej właściwie liczby akcji (warto pamiętać, iż OFE właściwie bez większych problemów były dotąd w stanie kupować dowolnej wielkości firmy prywatyzowane przez Państwo)
    • 4. Niejako w związku z tą ostatnią cechą zmieni się struktura oszczędności gospodarstw domowych oraz zmniejszy się tempo ich wzrostu (warto zauważyć, iż w ostatnich latach to właśnie aktywa OFE - obok tradycyjnie już lokat bankowych - stały się głównym elementem naszych zasobów, stanowiąc ponad 1/4 wszystkich oszczędności Polaków) - trudno niestety za neutralny dla gospodarki uznać spadek oszczędności, a więc w konsekwencji mniejszą skalę środków inwestycyjnych dostępnych pośrednio i bezpośrednio przedsiębiorcom.

Na zakończenie warto również przypomnieć, co w 1999 roku pisano o reformie systemie emerytalnym i jakie nadzieje towarzyszyły wprowadzaniu zmian. Wśród głównych celów reformy wymieniano powiązanie wysokości świadczeń emerytalnych z sumą składek zgromadzonych przez każdego z pracowników.

Oznaczało to zerwanie z systemem, w którym dla wysokości świadczenia niewielkie znaczenie miała suma zapłaconych wcześniej składek. Dla osiągnięcia tego celu zaproponowano wykorzystanie tzw. modelu mieszanego ubezpieczeń społecznych, łączącego zalety systemu repartycyjnego i kapitałowego.

Połączenie to wydawało się optymalnym rozwiązaniem dla Polski, uwzględniającym zarówno krótkie tradycje gospodarki wolnorynkowej, niechęć sporej części społeczeństwa (głównie ludzi starszych) do instytucji rynku kapitałowego (Fundusze II Filaru), jak również konieczność zabezpieczenia systemu (minimalna emerytura) ze strony Państwa.

Podkreślano również, iż w nowym systemie emerytura miała zostać uwolniona od przywilejów należnych wybranym grupom zawodowym czy branżom. Niestety te ostatnie nie tylko, że nie zniknęły, ale dodatkowo przynajmniej częściowo wracamy obecnie do systemu, w którym głównym gwarantem emerytur będzie Państwo, a finansować go będą znowu pracujący ze swoich podatków i składek. Czy leży to w naszym interesie i czy Państwo będzie w stanie wywiązywać się ze swoich zobowiązań bez sięgania do naszych kieszeni przekonany się pewnie dopiero najwcześniej za kilkanaście lat.


[1] Przeglądy Gospodarcze - Polska 1998, raport Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju.[2] Mercer's Global Asset Manager Fee Survey 2010[3] W 1942 roku Beveridge zaproponował kompleksowy plan ubezpieczeń emerytalnych w Wielkiej Brytanii. Różnił się on od systemu Otto von Bismarcka tym, że wysokość państwowej emerytury była na stałym poziomie, umożliwiającym zaspokojenie jedynie podstawowych potrzeb i była wypłacana
z podatków, a nie ze składek. Była również ona dostępna dla wszystkich. System Beveridge'a był finansowany z podatków
[4] ONZ World Population Prospects (2006); Stanford Center on Longevity (2009)

Czytaj w Money.pl
[ ( http://static1.money.pl/i/h/104/t124008.jpg ) ] (http://www.money.pl/archiwum/felieton/artykul/drozdziel;tusk;wcale;nie;musi;zabierac;skladek;ofe,171,0,790187.html) Droździel: Tusk wcale nie musi zabierać składek OFE Premier przekonuje naród, że bez zmian w OFE czeka nas krach finansów publicznych.
[ ( http://static1.money.pl/i/h/209/t134353.jpg ) ] (http://www.money.pl/emerytury/wiadomosci/artykul/pracodawcy;minimum;5;procent;skladki;do;ofe,120,0,788344.html) Pracodawcy: Minimum 5 procent składki do OFE Propozycja Boniego oznacza niskie zyski dla emerytów, uważa Jeremi Mordasewicz.
[ ( http://static1.money.pl/i/h/149/t117141.jpg ) ] (http://www.money.pl/emerytury/wiadomosci/artykul/bank;swiatowy;o;ofe;rzad;zrobil;na;odwrot,88,0,773976.html) Bank Światowy o OFE. Rząd zrobił na odwrót Eksperci globalnej instytucji rekomendowali gabinetowi Tuska podniesienie składek do II filara.
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)