We wtorek prezes ZUS Gertruda Uścińska zaprezentowała długoterminową prognozę Funduszu Ubezpieczeń Społecznych do 2080 r. W jej ocenie pokazuje ona "znaczną odporność systemu emerytalnego" i "pozwala rozprawić się z potocznym mitem przyszłego bankructwa systemu emerytalnego".
Ekspert: ZUS nie zbankrutuje, bo... zbankrutował już parę lat temu
– Pani profesor manipuluje – mówi dr Antoni Kolek, prezes Instytutu Emerytalnego. Jak wskazuje w komentarzu dla money.pl ekspert, by to stwierdzić, wystarczy przyjrzeć się prezentowanym przez nią danym.
W 2019 r. mieliśmy wydatki na emerytury na poziomie 10,6 proc. PKB. W 2060 r. mamy je mieć na mniej więcej takim samym poziomie (10,8 proc.). Przyjęte założenia – jak podkreśla Kolek – gwarantują, że system nie zbankrutuje. Jednak odbędzie się to kosztem wypłacanych świadczeń.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
– Nie ma cudów. Jeśli równocześnie w prognozie FUS stwierdza się, że teraz na 1000 osób przypada 390 emerytów, a w 2061 r. ma być już 806 emerytów, to jak ci przyszli emeryci mogą liczyć na takie same świadczenia? – pyta Kolek.
Zgadzam się z panią profesor w ocenie, że system nie zbankrutuje w tym sensie, że uda się zamknąć bilans. Problem polega na tym, że biorąc pod uwagę realizację założonego celu, zbankrutował już ładnych parę lat temu – ocenia ekspert z Instytutu Emerytalnego.
ZUS się utrzyma, dużo gorsza jest sytuacja emerytów
Co ma na myśli nasz rozmówca? System emerytalny ma zagwarantować emerytom utrzymanie na starość. Każda pracująca w Polsce osoba płaci składki (z pensji pracowników na etacie są potrącane automatycznie), na których podstawie wylicza się emeryturę. Jednak wysokość emerytury zależy także od tego, jaka jest wysokość wpływów do systemu.
Jeśli liczba odprowadzających składki pracujących maleje, to maleje też wysokość wypłacanych emerytur. To sprawia, że system z jednej strony raczej się utrzyma, jednak z drugiej nie oznacza to, że równocześnie "utrzymają się" jego uczestnicy.
– Gdyby system działał, nie byłoby konieczności wypłacania trzynastych czy czternastych emerytur – zauważa Antoni Kolek. W jego ocenie rząd, wypłacając dodatkowe świadczenia, sam uznał bankructwo systemu w tym sensie, że nie jest on w stanie zapewnić emerytom utrzymania.
Dodatkowych wypłat w rodzaju trzynastej emerytury nie uwzględnia się też w danych, którymi chwali się prezes ZUS. Gdy więc czytamy, że w wariancie podstawowym deficyt funduszu emerytalnego ma wzrosnąć z poziomu 2,2 proc. PKB w 2023 r. do 2,9 proc. w latach 2025–2030 r., to musimy pamiętać, że oprócz tego miliardy złotych idą na świadczenia na bieżąco łatające dziury w systemie.
Jeszcze jeden niepokojący trend
Przeciętna emerytura (dane za 2022 r.) wynosi w Polsce 3184 zł brutto w przypadku mężczyzn i 2128 zł brutto w przypadku kobiet. Ta dysproporcja jest tym większym problemem, że kobiety statystycznie, jak wynika z danych ZUS, żyją o dziewięć lat dłużej. Muszą więc utrzymać się dłużej za mniejszą kwotę pieniędzy.
Ten niepokojący trend za rządów PiS pogłębił się za sprawą obniżenia wieku emerytalnego, który umożliwia kobietom przejście na emeryturę już w wieku 60 lat. Wcześniejsze odejście z pracy wiąże się jednak z tym, że mają jeszcze niższą emeryturę przez całe dalsze życie.
Coraz więcej emerytów ma emeryturę niższą niż minimalna
Dane o średniej emeryturze też jednak zafałszowują sytuację. Emerytura minimalna wynosi dużo mniej od średniej, a liczba osób, którym jest wypłacana, a także tych, którym wypłacana jest kwota niższa niż minimalna z roku na rok rośnie lawinowo. Z powodu obniżenia wieku emerytalnego.
Od marca 2023 r. tzw. minimalna emerytura wyniesie 1588 zł brutto, czyli 1445 zł netto. Sama nazwa może być jednak myląca, bo nie oznacza to, że nikt niższej emerytury w Polsce nie dostaje. Wręcz przeciwnie, osób, które pobierają emeryturę niższą niż minimalna, jest aż 352 tys. (dane za lipiec 2022 r.). Ta liczba szybko rośnie – w grudniu 2015 r. takich osób było 76 tys.
Liczba Polaków, którym system dopłaca do emerytury, by otrzymali minimalne świadczenie, też szybko rośnie. Gdy w 2015 r. było to 23 tys. osób, w 2021 r. jest już ich 73 tys. (dane udostępnione przez ZUS portalowi prawo.pl). W tym okresie wiek emerytalny osiągnęło więc około 50 tys. osób, które przepracowały ponad 20 lat życia, ale ZUS nie doliczył się tylu wpłaconych przez nich składek, by bez dopłaty należało im się 1500 zł miesięcznie emerytury.
Emerytura minimalna to świadczenie dla osób, które zyskały prawo do emerytury z racji wieku i przepracowały 25 lat (mężczyźni) lub 20 lat (kobiety), a jednak wyliczona im emerytura znalazła się poniżej poziomu emerytury minimalnej. System w takim wypadku dopłaca im różnicę.
Czy obecnie statystyczny emeryt ma szansę wyżyć za swoją emeryturę? W opinii Antoniego Kolka rząd PiS najwyraźniej sam uznał, że nie, skoro wypłaca trzynastki i czternastki. Możliwe, że takie świadczenia będą musiały być wypłacane co roku w coraz większym zakresie, bo sytuacja emerytów z roku na rok, jeśli nic się nie zmieni, będzie coraz gorsza.
Przyszły emeryt i tak może tylko pozazdrościć obecnym świadczeniobiorcom
Głównym wyzwaniem dla naszego systemu, czego nie ukrywa sam ZUS, jest kryzys demograficzny. – To wielki problem porównywalny do zmiany klimatu – uważa Antoni Kolek. – Polska z roku na rok się starzeje. Nie da się tego zamieść pod dywan. Jeśli nic z nim nie zrobimy, czeka nas jako kraj katastrofa – podkreśla ekspert.
W jego ocenie Polska zachowuje jeszcze szanse na dalszy rozwój. Dalej też jesteśmy krajem, w którym można dzięki pracy awansować społecznie, co sprawia, że jesteśmy atrakcyjnym miejscem zamieszkania także dla imigrantów.
Lada moment jednak – jeśli nie będą chciały do nas przyjeżdżać na masową skalę osoby w wieku produkcyjnym – staniemy się krajem, który już się nie rozwija. Jest to proces trudny do odwrócenia, bo wymaga zmiany całej infrastruktury.
Będzie trzeba zamykać żłobki i szkoły, a budować miejsca opieki dla osób starszych. Po prostu, zamiast się rozwijać, będziemy się jako kraj zwijać – prognozuje Kolek.
Jego zdaniem nie ma co liczyć, że Polki zaczną nagle rodzić więcej dzieci. – Nie ma cudów. A nawet jeśli, to czy można założyć, że 300 tys. dzieci, które rocznie rodzi się teraz w Polsce, za 20 lat spłodzi 500 tys. potomków? To musiałby być jakiś szalony boom, który nigdzie w krajach rozwiniętych się nie wydarzył – zauważa Kolek.
Ratować system możemy – zdaniem ekspertów – tylko na dwa sposoby. Poprzez stworzenie atrakcyjnych warunków dla imigrantów, którzy chcą się osiedlić w Polsce, a także poprzez podwyższanie wieku emerytalnego.
W 2060 r. można liczyć na emeryturę w wysokości 25 proc. ostatniej pensji
Jeśli tego nie zrobimy, wraz z polską gospodarką zwijać się będzie także nasz system emerytalny. Chociaż ZUS zakłada, że nie zbankrutuje, to z drugiej strony nie ukrywa, że wypłacane emerytury będą z roku na rok coraz niższe.
Mówi o tym tzw. stopa zastąpienia, czyli stosunek wysokości emerytury do ostatniej wypłaconej nam pensji. W 2022 r. wynosiła ona 54 proc. Oznacza to, że jeśli ktoś, przechodząc na emeryturę, zarabia 5000 zł na rękę, może (statystycznie) liczyć na około 2700 zł emerytury na rękę.
W 2060 r., według szacunków ZUS, stopa zastąpienia ma wynosić już tylko 25 proc. Gdyby tak było dzisiaj, zarabiający 5000 zł na rękę przyszły emeryt po przejściu na emeryturę musiałby zadowolić się 1250 zł emerytury. Na taką mniej więcej (średnią) emeryturę mogą liczyć wkraczający teraz na rynek pracy Polacy.
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.