Ambasadorowie ośmiu unijnych krajów apelują o międzynarodowe śledztwo w sprawie wydarzeń w Libii. Taką sugestię miał też wyrażać przedstawiciel władz w Trypolisie. Tak można podsumować rezultaty kilkudniowej unijnej misji w Libii. Apel o międzynarodowe śledztwo wywołał jednak nieco zamieszania w Brukseli.
Bułgaria, Cypr, Grecja, Holandia, Węgry, Włochy, Malta i Rumunia - to kraje, których ambasadorowie uważają, że międzynarodowe dochodzenie w sprawie wydarzeń w Libii jest potrzebne. Z chwilą ogłoszenia tego wezwania w Brukseli zaczęły padać pytania, czy to oznacza, że Unia Europejska nie dowierza przekazom z ostatnich kilkunastu dni, które dowodziły, że Muammar Kadafi wysłał wojska przeciwko swemu narodowi i nakazał strzelać do ludzi na ulicach. Rzecznik Komisji Europejskiej Michael Mann próbował wyjaśniać całe zamieszanie.
„Widzieliśmy przypadki łamania praw człowieka. Nikt tego nie kwestionuje. Padła propozycja, by to, co się tam dzieje, zweryfikować. Chodzi nie tylko o stwierdzenie, że to zrobił reżim, ale ustalenie odpowiedzialności poszczególnych osób. To jest sprawa do wyjaśnienia” - podkreślał rzecznik.
Odpierał też zarzuty, że Komisja Europejska zmieniła swoje stanowisko w sprawie Libii - bo najpierw, po długim wyczekiwaniu zaapelowała do Muammara Kadafiego, by ustąpił, a teraz wysyła swoich ekspertów do Trypolisu, którzy spotykają się z przedstawicielami reżimu. Co więcej, po tym spotkaniu w świat została wysłana wiadomość, że libijskie władze zgodzą się na dopuszczenie międzynarodowych obserwatorów. Rzecznik Komisji podkreślał kilkakrotnie, że Bruksela nie zmieniła stanowiska i jej wezwania dotyczące ustąpienia libijskiego pułkownika oraz przeprowadzenia pokojowych zmian pozostają w mocy.