Krzysztof Łozński
/ 89.69.227.* / 2015-05-19 17:19
A to, że politycy PO nie mieli z aferą Amber Gold nic wspólnego? Nie szkodzi, PiS kłamał że mieli, to mieli. Argumentacja: dlaczego tak było, skoro wcale nie było? Bo my kłamaliśmy, że było! Tak zwany dowód z siebie samego: dowodem na prawdziwość mojego kłamstwa jest moje wcześniejsze kłamstwo.
Jakiś czas temu politycy PiS zaczęli kłamać, że rząd chce prywatyzować lasy państwowe. Kompletne kłamstwo wzięte z sufitu. Nikt tego nie planował, nie powstał żaden projekt ustawy, czy choćby rozporządzenia, nikt nawet nad takim projektem nie pracował, nie podjęto w tym kierunku żadnych działań, nikt z rządu ani partii rządzącej czegoś takiego nie zapowiadał. Kompletnie zmyślona banialuka.
Mimo to, a może celowo, działacze PiS zaczęli zbierać podpisy pod wnioskiem o referendum przeciw prywatyzacji lasów państwowych. Istne curiosum. To tak jakby wnioskować o referendum przeciw przenoszeniu Sahary na Antarktydę. Ponieważ powstała oparta na fikcji histeria, PO zgłosiła w Sejmie poprawkę do Konstytucji, mówiącą, że lasy państwowe nie mogą być prywatyzowane. Jest dokładnie odwrotnie, niż PiS twierdzi. Nie ma projektu prywatyzacji lasów, jest projekt poprawki do konstytucji, by tego zabronić. Nawiasem mówiąc można by uchwalić parę równie absurdalnych poprawek przeciw urojeniom, np.: „nie będzie przeniesienia Wawelu do Gdańska”, „Kasprowy nie może być wyższy niż Rysy”, „nie skieruje się koryta Wisły przez Wrocław”…
Ponieważ Bronisław Komorowski nie sprzeciwił się poprawce, mówiącej, że lasy państwowe nie będą prywatyzowane, PiS twierdzi, że Komorowski popiera ich prywatyzację. Dlaczego popiera prywatyzację? Bo nie sprzeciwił się zakazowi prywatyzacji. Ptak jest nielotem, bo lata, a ryba się utopi, bo pływa, ot co. PiS kłamie => winien Komorowski.
Co więcej, winą Bronisława Komorowskiego, prezydenta, ma być to, że na temat prywatyzacji lasów (której wcale nie miało być) oraz sześciolatków do szkoły, obniżenia wieku emerytalnego, itd., nie odbyły się referenda. Rzecz w tym, że o odbyciu, lub nie, referendum decyduje Sejm, a nie prezydent. Prezydent nie ma tu nic do rzeczy. Może być inicjatorem referendum, ale nie może go zakazać. Według kłamstwa PiS-u, „prezydent zlekceważył miliony podpisów obywateli”. Tym czasem prezydent w ogóle się tym nie zajmował, nie jego kompetencja.
A swoją drogą to czemu miałby takie pomysły popierać? Referendum przeciw projektowi, którego nie było? Referendum za tym, by polskie dzieci były gorzej wykształcone? Referendum za tym, by polscy emeryci dostawali głodowe emerytury, a pracujący mniej zarabiali (bo taki były by skutki cofnięcia tej reformy emerytalnej)? Miałby popierać tak głupie pomysły?
Ale kłamstwo działa. Mój znajomy wrócił z USA i mówi, że całe „Jackowo”, czyli Polonia, jest przekonane, by nie głosować na Komorowskiego, „bo będzie sprzedawał lasy”. Amerykańska Polonia słucha niestety głównie Radia Maryja, obficie wspomaganego przez SKOK-i i senatora Bieleckiego. Podobnie było u mnie na wsi. U fryzjera w Wydminach zbierano podpisy o referendum przeciw prywatyzacji lasów i straszono wiejskie kobiety, że nie będą mogły chodzić na grzyby.
Dalej poszedł jeszcze poseł PiS Krzysztof Szczerski, który na spotkaniach przedwyborczych na rzecz Andrzeja Dudy głosił, iż „prywatyzować będą rzeki, by trzeba było płacić prywatnym właścicielom za wodę”. Z kolei Antoni Macierewicz na takich spotkaniach mówił: „Komorowski powiedział sędziom – dobrze, że fałszujecie wybory, róbcie tak dalej”.
Agitatorzy PiS-owscy w terenie głosili też, że na rynek „rzucono znikające długopisy”, których pismo po 4 godzinach znika (wszystkie te wypowiedzi wyemitowała telewizja TVN24). O co chodzi? Właśnie o kłamstwo odwracające. Gdy PiS przegrywa wybory, za każdym razem głosi, że były sfałszowane, choć nie ma na to żadnych dowodów. Woli więc na wszelki wypadek, nie wiedząc jaki będzie wynik, zawczasu robić atmosferę fałszerstwa, a nuż się przyda.
Metoda nie jest nowa. Zastosował ją Zbigniew Ziobro, gdy wydało się, że będąc ministrem sprawiedliwości powołał do ministerstwa prokurator Krystynę Bartnik, która w stanie wojennym oskarżała opozycjonistów, między innymi mnie. Prokurator Bartnik została negatywnie zweryfikowana za rządów Tadeusza Mazowieckiego i usunięto ją z prokuratury. Przywrócił ją do prokuratury minister Aleksander Będkowski z PSL. Gdy Ziobrze wytknięto tę nominację, natychmiast skłamał, że „to wina Mazowieckiego i grubej kreski”.
Gdy później doszła do władzy PO i powołano na ministra sprawiedliwości prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego, Ziobro natychmiast walnął kłamstwem, że w 1968 roku Ćwiąkalski „robił karierę w PZPR podczas gdy Ludwik Dorn był w areszcie bity przez milicję”. Ćwiąkalski nie „robił kariery” w PZPR, a Dorn miał wówczas 13 lat, chodził do szkoły, nikt go nie bił i w żadnym anclu nie siedział.
Coś mi to wszystko prz