Witam. Wydarzyła mi się nietypowa historia i chciałbym zapytać czy coś mi grozi.
Zostałem zaproszony do jednej z europejskich stolic na konferencję. Wszystko było zapłacone, hotel też. Na lotnisku odebrał mnie kierowca. Razem ze mną odebrany został inny zaproszony, obywatel Tadżykistanu.

W hotelu na recepcji przy check-inie, pani niespodziewanie zapytała mnie o kartę kredytową. Powiedziałem jej, że nie posiadam. No to ona na to, że muszę jej zostawić gotówkę (10-15E) jako gwarancję a rano oddadzą mi to w walucie miejscowej. Zdziwiony taką kombinacją, spróbowałem czegoś co mi wtedy przyszło na myśl - powiedziałem jej, że mam tylko kartę bankomatową (delfinek mbanku), zaznaczając, że to nie jest karta kredytowa. Ona niespodziewanie powiedziała, że jej to wystarczy. Już chciałem iść do windy, gdy się okazało, że gość z Tadżykistanu nie ma ani karty ani centa w jakiejkolwiek innej walucie niż Tadżyckiej. Recepcjonistka zwróciła się do mnie, czy może użyć mojego numeru karty. Ja na to, że jak coś się stanie to co? Ona na to, że nic mnie nie obciąży bo nie może, jej jest to tylko potrzebne do rejestracji. Miałem do wyboru albo dać dzidę do windy i niech się gościu martwi, albo mu pomóc. Powiedziałem, żeby wprowadziła mój nr.

I teraz pytania:

1. Czy coś mi może grozić, gdyby Tadżyk coś tam zbroił?
2. Po jakiego grzyba była jej moja karta bankomatowa? Przecież chyba bez pinu nic z nią zrobić nie można...