obserwacje na temat
/ 31.221.45.* / 2015-04-06 22:51
Pracowałem jako tzw. maintenance engineer, czyli po polsku konserwator (taki pan Józio, tyle że w korpo-koszulce zamiast w berecie z antenką), w dużej amerykańskiej korporacji medialnej. Zauważyłem kilka dość symptomatycznych rzeczy. Pierwsza - korporacja zatrudniała tylko obsadę szkieletową. Dla określonych zadań, tzw. projektów, pracowników dostarczały agencje outsourcingowe. Ludzie ci dwoili się i troili, mamieni obietnicą zatrudnienia na stałe, ale kiedy przestawali być potrzebni-fora ze dwora. Drugie - poziom płacowy tych ludzi był więcej niż kiepski, ich pensja nie wynosiła połowy płacy managera średniego szczebla. Trzecie - ilość osób nadzorujących pracę. Department manager, line manager, project manager, team leader, itp, itp. Poziom biurokracji z tym związany i ilość szefów taka, że przedsiębiorstwa za komuny(pamiętam)mogłyby być tutaj wzorem, jak optymalnie i niewielkim nakładem środków zorganizować pracę przedsiębiorstwa. Ten system się zapętlił - wypracowuje niewiele, albo nic, a jedynie mieli posiadane aktywa, stąd tak duża ilość przejęć, fuzji, itp. Kupują Chińczycy, Arabowie, Hindusi - za kredyty swoich banków, a następnie wprowadzają jeszcze większy outsourcing. To jest system schyłkowego starożytnego Rzymu, który padł ofiarą własnej biurokracji.