Można tak i tak - jak komu wygodniej:) Idea stworzenia sobie "potfela aktywnej alokacji" tj. wychodzenie z funduszy gdy zanosi się na spadki i wchodzenie gdy zanosi się na wzrosty jest b. ciekawa, ale wymaga duuużej wiedzy, doświadczenia i intuicji i nie musi być wcale efektywna. Osobiście sztywno trzymam się swojego schematu inwestycyjnego - nabywam j.u. małymi pakietami w odstępach miesięcznych, ani częściej, ani rzadziej, nie korzystam z tzw. okazji i nie umarzam w trakcie korekt - od takich zabaw mam portfel akcji spółek, którym gram w krótkim i średnim terminie. Taka strategia ma tę zaletę, że uniezależniam się od nastrojów i nie wykonuję zbędnych ruchów na funduszach. Wada - okresowe spadki wartości mojego kapitału, które jednak zazwyczaj neutralizuję zyskami z portfela akcji. Jak dotąd skutecznie udaje mi się realizować mój cel inwestycyjny i to mnie cieszy:)
No ale, jeśli ktoś włożył całą kasę w fundusze "na górce", to jego "żonglowanie" funduszami może być jak najbardziej uzasadnione, ja wolę żonglować akcjami. Portfel funduszy to mój ospały, kilkutonowy słoń, którego podkarmiam regularnie i nie tykam, a że czasem straci kilogram, to ani na mnie, ani na nim nie robi to wrażenia;)
Pozwolę sobie tu zacytować powiedzenie jednego z moich dużo bardziej doświadczonych znajomych: "Poznasz leszcza giełdowego po nerwowych ruchach jego":)
Pozdrawiam!