Statystyka, wygląda pięknie w kwestii wykształcenia. Niska innowacyjność bierze się ze struktury tegoż. Byli przecież tacy panowie od gospodarki Balcerowicz, Mazowiecki, Bielecki i cała reszta, która uznała, że najlepszym wykształceniem są magisterskie studia marketingowe ukończone w prywatnej szkole w 3 lata. Zapomniano, że wynalazki biorą się z nauk stosowanych jak nauki "politechniczne", medycyna, rolnictwo oraz nauk podstawowych fizyka, chemia, biologia itp. I pewnie w ramach popierania innowacyjności była minister edukacji niejaka pani Dzieżgowska z P. Demokratycznej dawniej UW (ta od "spontanicznej" akcji młodzieży - Giertych musi odejść) tłumaczyła mi, że doktorant na uczelni nie ma prawa do składki ZUS, ale też nie może pozostawać w jakimkolwiek stosunku pracy, żeby na ten ZUS zarobić, bo automatycznie przestaje być doktorantem, w myśl ustawy. Natomiast więźniowi skazanemu na dożywocie państwo składkę na ZUS opłaca, bo część tej składki mogą dziedziczyć przecież jego dzieci. I myśmy tak to zaplanowali powiedziałą rzeczona pani wtedy chyba wiceminister. I tak zostało do tej pory. Uważam zatem, że lament nad niską innowacyjnością jest bezsensowny bo właśnie "myśmy tak to zaplanowali"