Raaa-V
/ 217.153.188.* / 2010-10-21 16:32
Hehe, dobre, dobre. Bułki, piekarze i doradcy.
Brałem kredyt i o doradcach mam złe zdanie. Mało powiedziane, bardzo złe zdanie. Byłem w dwóch czołowych firmach doradczych. Kupno nowego mieszkania od dewelopera na współwłasność z wykorzystaniem premii gwarancyjnej z książeczki mieszkaniowej. Rozłożyło to tzw. "doradców" na łopatki - sam musiałem im tłumaczyć co i jak, jakie zapisy w umowach kredytowych, obostrzenia wynikające z przepisów i ustawy.
"Doradcy" mają swoje premię i banki, w których "łatwiej" im idzie załatwianie spraw. Łatwiej, to znaczy, że klient szybciej dostanie kredyt a oni prowizję. Nie znaczy to lepiej - warunki kredytu, marża, prowizje mogą być dla klienta gorsze, ale co tam, doradca dostanie przecież swoją prowizję. A dodatkowo namawianie: weź kartę kredytową, ubezpieczenie nieruchomości, ubezpieczenie na życie, od utraty pracy - banki na to patrzą, łatwiej dostać kredyt na dobrych warunkach. Nie wszystkie banki na to patrzą, ale wszystkie chętnie zapłacą "doradcy" prowizję za dodatkowe uproduktowienie.A na koniec najlepsze: roztaczanie pięknej przyszłości jak to będzie fajnie, jak się weźmie kredyt na max. możliwości a środki własne zacznie inwestować (kolejny produkt). Wystarczy ruszyć głową i policzyć, to nie takie trudne.
"Kredyt na nieruchomość jest tani a wkład własny warto wpłacić chociażby na byle lokatę." - na takich właśnie klientach żerują "doradcy".
Kupowanie bułek chyba trochę się różni od brania kredytu na całe życie. Nie mam racji? Mimo to po bułki chodzimy sami, a po kredyt na kilkaset tysięcy chcemy wysłać kogoś, kogo kompletnie nie znamy.