up-and-up,
Nie dogadamy się tak łatwo, jeśli będziemy używali tych samych słów na określenie różnych rzeczy. Ja starałem się uwypuklić fakt, że wzrost CPI i inflacja to nie jest to samo. Na wszelki wypadek przeklejam wyjaśnienia z mojego postu o różnicy miedzy inflacją a wzrostem CPI.
Teza: Inflacja ma się do wzrostu cen jak grypa do gorączki
Grypa najczęściej objawia się gorączką tak jak inflacja najczęściej objawia się wzrostem cen (nie wszystkich równocześnie, ale najpierw jednych potem innych).
Nie każde przeziębienie objawia się gorączką (można na przykład wziąć środek przeciwgorączkowy – nie będę się tu wdawał w ocenę sensowności tego rozwiązania).
Nie każda inflacja objawia się wzrostem cen (można ceny urzędowo zamrozić – wtedy inflacja może objawić się spadkiem jakości dóbr, ich ilości w opakowaniu czy niedoborem towarów na oficjalnym rynku) - nie będę się tu wdawał w ocenę sensowności tego rozwiązania.
Nie każdy wzrost cen jest objawem inflacji tak jak nie każde podniesienie temperatury ciała jest objawem grypy. Na przykład można być zgrzanym po przebiegnięciu szybkim tempem 2 km). Tylko, że żeby dojść do takiego wniosku trzeba znać fizjologię, a nie tylko odczyt pomiaru średniej temperatury ciała i mieć świadomość faktu że badany przed chwilą intensywnie ćwiczył.
W moim przekonaniu w polskiej gospodarce występuje właśnie w tej chwili ta ostatnia sytuacja – wzrost wskazań indeksu CPI w Polsce ma przyczynę zewnętrzną. Tą przyczyną jest inflacja dolara w którym denominowane są ceny na światowym rynku surowców i żywności. W ten sposób na polski indeks CPI amerykańska inflacja wpływa bardziej niż na polską inflację netto. Dzięki temu w tym wypadku jest ona bardziej wiarygodnym wskaźnikiem. Wniosek: w Polsce nie ma zagrożenia inflacyjnego.
Na przełomie wieków sytuacja była podobna – inflacja pięknie spadała, ale indeks CPI wystrzelił do góry na skutek dramatycznego wzrostu cen ropy naftowej. Nie było więc potrzeby schładzania gospodarki przez podniesienie stóp procentowych (wrzucania zgrzanego biegacza do zimnej wody). Wystarczyło poczekać.
Moim zdaniem, wzrost płac nie ma żadnego związku z inflacją, jeśli rozumieć ten termin tak jak wytłumaczyłem powyżej. Jedynie bank centralny ma władzę kreowania pieniądza. Przedsiębiorstwo może dać podwyżkę swoim pracownikom, ale wtedy samo ma mniej pieniędzy. Dlatego skutkiem wzrostu płac nie może być inflacja monetarna. Może być nim co najwyżej relatywny wzrost CPI i relatywny spadek PPI.
A moja główna teza jest taka że w warunkach rosnącego CPI, ale nie rosnącej inflacji (stabilna cena złotego w PLN) NIE TRZEBA podwyższać stóp procentowych. Trzeba poczekać aż Amerykanie wymyślą jak rozwiązać problem inflacji a przy ich genialnym systemie politycznym jest to tylko kwestia (krótkiego moim zdaniem) czasu.