Pilsener
/ 2008-12-04 22:41
/
Sofciarski Cyklinator Parkietów
Nie miałem wyjścia - była praca na budowie, to pracowałem na budowie (często w różnych warunkach pogodowych, a uwierz mi, tu na wschodzie bywa mroźno), była w magazynie - brałem w magazynie, potrzebny był sprzedawca pralek - sprzedawałem pralki, nosiłem teczki za prezesem, wciskałem ludziom lichwiarskie kredyty, byłem księgowym, kontrolerem finansowym a teraz jestem informatykiem. Niestety miałem za słabe koneksje, żeby dostać pracę w jedynej w regionie fabryce, takiej "lokalnej stoczni". Chętnie bym poszedł na państwową, ciepłą posadkę - nawet za mniejsze pieniądze, za to bym pracował od 8 do 16, brał socjal i miał pewność, że mój etat nie zostanie zlikwidowany z dnia na dzień. Mój kolega raz przyszedł do banku i dostał 15 minut na spakowanie się i pożegnanie - i cały czas towarzyszył mu ochroniarz. I co, ktoś mu da 60 tysięcy albo sobie pojedzie do Brukseli? Pracował 10 godzin dziennie za 1600 brutto, ale jego został zlikwidowany i nie dostał nawet podziękowania, dlatego jak widzę tych górników, co zarabiają po 5000 i jeszcze narzekają, tobym pasożytów i nierobów zesłał do biedronki i marketów do końca życia - 90% z nich nie wytrzymałaby tam miesiąca, bo taka praca im po prostu śmierdzi.