"Zarząd podtrzymuje (...) propozycję podwyżek w wysokości 130 zł (...) To jest (...) kwota, taka na którą spółkę stać (...)"
i dalej:
"ten rok przewoźnik zamknie ze stratą około 30 mln zł. Jeżeli związkowcy przystaną na propozycję 130 zł podwyżki (...) strata przekroczy 40 mln zł."

To zakończy stratą, czy spółkę stać na podwyżki, bo jedno wyklucza drugie? To jak dormozjady z kolei, które?

Jechałem ostatnio na trasie W-wa - Wroc, normalnie 6,5 godziny (sic!), a tym razem 8, bo... bo tak, bo jak zwykle coś. I jeszcze mają czelność krzyczeć o podwyżki.

Sprywatyzować PKP, zwolnić 50% załogi, zrestrukturyzować spółkę, zlikwidować nierentowne połączenia, zmodernizować tabor i wtedy będzie można mówić o jakichś podwyżkach.

A obecnie? Na łąkę kozy paść, a nie strajkować.