real60
/ 81.219.244.* / 2007-11-23 00:24
a mam jakąś tam szansę, że usługa będzie mi udostępniona w ramach
ceny ustalonej przez ustawodawcę. Ponieważ bliska mi jest idea solidaryzmu
społecznego, to istnieją (przynajmniej dla mnie) pewne dziedziny życia w których
obowiązywanie "cen rynkowych" jest dla mnie nie do zaakceptowania.
Ciężka sprawa z tym solidaryzmem, bo cały problem polega na tym, że występuje brak chętnych do jego (solidaryzmu) opłacania. Ustawodawca niestety z WŁASNEJ kasy tego solidaryzmu nie sfinansuje. Musi wziąć kasę od obywateli.
Podobno była kiedyś robiona sonda na temat wcześniejszych emerytur dla górników i generalnie 90% pytanych było ZA. Niestety, przy pytaniu, czy są gotowi na poniesienie dodatkowych obciążeń (podatków) na ten cel, proporcje się odwróciły i 90% było przeciw.
Kolejną przeszkodą jest otwartość granic. NIE DA się zmusić ludzi, aby przy większych zarobkach płacili jeszcze większe podatki, bo po prostu WYJADĄ tam, gdzie podatki są mniejsze (co w ciągu ostatnich 3 lat zrobiło już ponad 2 mln obywateli).
Następnym problemem, jest definicja "dostępności" pewnych procedur medycznych. Na dziś za "dostępne" można uznać medycynę rodzinną i jakieś proste zabiegi chirurgiczne (chirurgia jednego dnia). Cała reszta specjalistycznych procedur medycznych, które są skomplikowane sprzętowo lub lekowo i wymagają długotrwałych procedur szpitalnych, są "NIEDOSTĘPNE" dla obywatela średnio zarabiającego (ok. 4 - 5 tyś/m), który musiałby za nie płacić pełną cenę.
Pozostaje zatem otwarte pytanie KTO MA ZA TO PŁACIĆ???
Idee solidaryzmu, socjalizmu, opiekuńczego państwa itd. to fajne hasła w wyborach. Po wyborach (w realu) takie hasła wymagają FINANSOWANIA i tu właśnie zaczynają się schody.
A tam gdzie istnieją NIERÓWNE zasady dostępu do jakiegoś dobra, ZAWSZE znajdą się ludzie, którzy będą chcieli dać (aby do tego dobra dojść) i tacy, którzy będą z tego chcieli skorzystać (bo będą mieli WPŁYW na decyzję).
Przykładem na to, może być przypadek książkowy, korupcji w drogówce.
Średnia cena mandatu za pospolite wykroczenia drogowe, to kwoty rzędu 200 - 500 PLN. Można założyć, że każdego kierowcę STAĆ na jego zapłacenie.
Proszę mi zatem wytłumaczyć, DLACZEGO większość (jak nie wszyscy) kierowców złapanych na wykroczeniu, nie chce zapłacić mandatu proponowanego przez funkcjonariusza, tylko "negocjuje" z nim jego wysokość i formę???
W tym przykładzie dokładnie widać jak działają (i od CZEGO zależą) mechanizmy korupcyjne.
Niestety, w niektórych przypadkach, nie ma to NIC wspólnego z dostępnością "dobra", ani z popytem i podażą (z wyjątkiem NIEUSTAJĄCEGO popytu na kasę).