..."Większość Polaków uważa, że polityczni przeciwnicy Lecha Kaczyńskiego nie okazują mu szacunku jako głowie państwa - tak wynika z sondażu przeprowadzonego na zlecenie telewizyjnej "Panoramy".
Takiego zdania jest 66 procent pytanych. "....

No Płaskoń dojdzie ta informacja do przełożonych i co wy wtedy będziecie robić ? Jak nic innego nie potraficie?

Jedno co może smucić i wkurzać to to, że zydo-komuna z PO i PiS, LSD i PSL robi sobie jaja z najwyższych instytucji państwowych w Polsce. Podłożem do takiego działania jest nienawiść do wszystkiego co polskie i totalna bezkarność. Żydokomuna wchodzi Polsce i Polakom na głowę i już spuszcza spodnie aby nas**ć na Polskę i Polakom na głowy. Jednym słowem Polacy mają na głowie żydokomunę a za chwilę może jeszcze do tego śmierdzieć.

Po prostu "cham" nie zrozumie, gdy mu się po "chamsku" nie odpowie. To słowo weszło już do języka politycznego dzieki PO.

Oczywiście słowo "cham" świadczy tylko o poziomie tego, który je wypowiada.

Co racja to racja.
Chłopcy PO-wiaki są mocni.
Ktoś nas próbuje filmować to w mordę i nie ma mowy, żeby za Ćwikały nam coś ktoś zrobił.
Obrona Lecha jest skuteczna.
Nawet jak polityk rozwalił samochodem gościa, to ten gość poturbowany nie otrzyma żadnych informacji na temat tego polityka. Kto się nim będzie przejmował, PO-wiaki mają władzę. Policja? Boi się!
Komuś się nie podoba, że ostro? To mamy łagodniejszy arsenał. Mocne gęby Niesiołowskiego i Palikota. O! To są zawodnicy. Każdego z błotem zmieszają, nawet Lecha (oj, oczywiście Lecha K., a nie Lecha W., nie nie na tyle to nikt by nie zezwolił) . A na zakończenie Tusk w przemowie miłości zbluzga mohery i opluje kościół.

Pan Płaskoń ma skłonność do spłaszczania rzeczywistości. W jego wypowiedziach są zawsze Ci źli - czytaj ludzie z PiS-u i Ci dobrzy - Platformersy. Ze złych ludzi można sobie zawsze robić jaja i pisać o nich różne śmieszne rzeczy, natomiast dobrzy dla Płaskonia są zawsze nieskazitelni. Osobiście uważam że śmieszna jest wypowiedź towarzysza marszałka Komorowskiego: "jaka wizyta, taki zamach". Świadczy o jego rozległej wiedzy o różnych wizytach i dogłębnej wiedzy o zamachach. Jednocześnie można się domyślać, że gdyby wizyta była lepiej przygotowana, to zamach również byłby skuteczniejszy. Może Pan Płaskoń zechce zająć się również drugą stroną sceny politycznej, ponieważ to od tej strony w chwili obecnej głównie zależą losy Polski. I to by było na tyle. Serdecznie pozdrawiam

te chamskie wyprawy "europejczyków" z PO typu KARP-i-NIUK, PAL-i-KOT, NIE-SIOŁ-owski, COM-orowski, ... zawsz mają za cel coś przesłonić, odwrócić uwagę. Rolą prawdziwie niezależnych dziennikarzy byłoby raczej zająć się tym "CZYMŚ" a nie zajmować się tymi b-OO-ra(cz)kami!

Co tu wiele gadać. Jest jak jest. Platforma przechodzi już do rękoczynów, a wiedząc skąd ci ludzie sie wywodzą, to niedługo zaczną mordować. Ci ludzie kryją skandaliczne morderstowo na Krzysztofie Olewniku. Jak zachowują się obecnie. Warto przeczytać poniżej. A III RP GWARANTUJE im, że nic a nic im się nie stanie.
ZIOBRO wróć i zrób im DOBRZE.

Poniżej cytacik:

Prezes Fundacji Instytutu Lecha Wałęsy Piotr Gulczyński zaatakował jednego z reporterów, którzy relacjonowali posiedzenie sądu ws. Lecha Wałęsy i Grzegorza Brauna - informuje serwis polityczni.pl. - Ten pan spokojnie stał i filmował wyjście Lecha Wałęsy z sali. Nikogo nie prowokował i nagle został "z otwartej" ręki uderzony w twarz - powiedziała portalowi Onet. pl Anita Czerwińska, która była świadkiem zdarzenia. - Sprawca zgłosił się na policję wcześniej, niż poszkodowany - poinformował nas nadkomisarz Marcin Szyndler, rzecznik stołecznej policji.
Na filmie zamieszczonym przez serwis polityczni.pl, widzimy współpracownika Lecha Wałęsy, który podchodzi do jednego z reporterów i uderza w kamerę. Następnie Gulczyński opuszcza w pośpiechu salę sądową i nie reaguje na pytania kierowane przez uczestników zajścia o to, dlaczego tak postąpił i jak się nazywa.

Na zajście nie zareagowała obecna w sądzie policjantka. - Nie miała fizycznej możliwości - mówi portalowi Onet.pl Szyndler. - To był incydent, nie było potrzeby efektownego rzucenia sprawcy na ziemię i zakucia w kajdanki. Takie zdarzenie - naruszenie nietykalności cielesnej - jest ścigane na wniosek, a nie z urzędu. Rozumiem ludzki odruch złości - że dochodzi do takiego spięcia i nie następuje automatyczne zatrzymanie - ale interwencja policji byłaby w tym wypadku nadużyciem. Bo gdyby poszkodowany machnął ręką i nie zgłosił się na policję, to zatrzymany mógłby wnosić pozew o odszkodowanie - tłumaczy Szyndler.

- Złożyliśmy już dwie skargi - w związku z odmową podjęcia interwencji przez obecną w sądzie policjantkę i odmową okazania legitymacji służbowej - mówi portalowi Onet.pl Czerwińska.

- Po zdarzeniu ruszyliśmy za całą grupą oraz Wałęsą i sprawcą zdarzenia (jeszcze nie wiedzieliśmy, kto to był), ale wsiedli do samochodów i odjechali. Zachowanie byłego prezydenta było skandaliczne - śmiał się z tego - relacjonuje Czerwińska. - Pogotowie nie przyjechało, po opatrzeniu opuchniętej twarzy poszliśmy na komisariat na Żytnią i tam przyjęto nasze zgłoszenie i przesłuchano nas - dodaje.

- Zgłoszenie przyjęto w nocy na komisariacie przy ulicy Żytniej - potwierdza rzecznik policji. - Natomiast sprawca zdarzenia zgłosił się na policję wcześniej, zostawił dane kontaktowe i wyraził chęć współpracy w celu wyjaśnienia całego zajścia - uzupełnia Szyndler. - Nie sądzę, żeby doszło do aresztowania, to nie ta ranga sprawy - dodaje.

Do zdarzenia doszło po rozprawie między reżyserem Grzegorzem Braunem a byłym prezydentem Lechem Wałęsą, w którym reżyser i publicysta żąda od byłego lidera "Solidarności" i byłego prezydenta przeprosin za sformułowania z książki "Moja III RP. Straciłem cierpliwość", że jest "usłużnym dziennikarzem" i że działa "na zamówienie polityczne". Braun mówi, że to insynuacje i negowanie jego niezależności.

Były prezydent odpowiedział pozwem wzajemnym przeciw Braunowi, od którego żąda przeprosin za film "Plusy dodatnie, plusy ujemne", który stawia tezę, że w latach 70. Wałęsa był agentem SB o pseudonimie "Bolek".