Przeczytaj_dokladnie_POlaku
/ 84.144.115.* / 2010-05-20 16:53
Kto głosuje na kogo i dlaczego? Wbrew pozorom jest to pytanie, na które dość łatwo
odpowiedzieć, jeśli ktoś uważnie obserwuje, co się wokół niego dzieje. Z mojej
perspektywy ważne jest udzielenie odpowiedzi na nieco zawężoną wersję tego pytania:
„Kto głosuje na PO i dlaczego?”
Zacznijmy nasze rozważania od małej dygresji. Przyjrzyjmy się (ten czasownik należy tu
traktować dosłownie) kadrze zarządzającej w dużych firmach. Możemy z łatwością wydzielić
dwie kategorie ludzi – tych, dla których posiadanie pieniędzy nie jest niczym nowym
oraz tych, którzy nagle zaczęli dostawać miesięczne pensje przekraczające roczny budżet
rodzin, z których pochodzą. Pierwsza grupa wygląda normalnie, druga natomiast… już
nieco mniej normalnie. Droga, ale bezwartościowa biżuteria; bezużyteczne przedmioty
statusowe; telewizory po 12 tysięcy; nowoczesne, bardzo kosztowne mieszkania w
dzielnicach, w których ja wstydziłabym się mieszkać i do tego oszczędzanie na butach dla
dziecka czy na jedzeniu. Na pierwszy rzut oka ludzie ci wyglądają zamożnie, ale już na
drugi rzut oka widać wyraźnie, że po prostu udają kogoś, kim nie są. Kupili sobie
odpowiednie, ich zdaniem, totemy, które mają ogłaszać światu, że należą do pewnej grupy
społecznej, tylko że samo ich kupienie to trochę za mało. Albo ktoś należy, albo nie; jak
ktoś należy, to nie potrzebuje przedmiotów potwierdzających tę przynależność, a jak ktoś
nie należy to przedmioty mu nie pomogą.
Ludzie aspirujący do jakiejś grupy starają się za wszelką cenę upodobnić do prawdziwych
jej członków, tylko, że nie będąc nimi robią to nieudolnie, próbują być „świętsi od
papieża”, ale najczęściej tylko się ośmieszają.
Podobnie rzecz się odbywa na rynku idei. Gazeta Wyborcza napisała niegdyś, że
Tusk ma elitarny elektorat: to młodzi, wykształceni Polacy z dużych miast.
Taki jest stereotypowy zwolennik PO – młody, dobrze wykształcony (bądź student), w
miarę zamożny, prowadzący z powodzeniem własną działalność bądź robiący błyskotliwą
karierę. I tu pojawia się pewien problem. Modelowym wyborcą Platformy powinnam być ja:
piąte pokolenie urodzone w Warszawie, trzecie z wyższym wykształceniem, mam pracę
(nędzną, bo nędzną, ale coś tam płacą), moi rodzice prowadzą firmę, mamy z czego żyć,
interesuję się sprawami publicznymi, nie jestem „młodą intelektualistką”, nie
wyglądam na wsioka, słowem – klasyczny okaz wyborcy platformy. I jest tylko jeden
drobny problem. Chyba ręka by mi uschła gdybym miała na karcie wyborczej postawić krzyżyk
przy nazwisku kogoś z PO. Podobnie rzecz się ma z moimi rodzicami, którzy wedle mediów
także powinni być fanami Platformy. Na szczęście nie są.
Kto więc głosuje na PO i wychwala ją w każdej swojej (nie bardzo mądrej) wypowiedzi? Z
pewnością nie jestem to ja i nie jest to nikt, kogo znam a o kim mogę powiedzieć, że jest
podobny do mnie. Głównie są to dorobkiewicze, ludzie aspirujący do bycia młodym,
wykształconym, elitarnym elektoratem. Są to ludzie, którzy należą (na rynku idei) do
drugiej kategorii kadry zarządzającej. Wyborcy Platformy, w większości, nie są
egzemplifikacją stereotypu, ale bardzo by chcieli być. Oglądając (zupełnie
bezrefleksyjnie) głupie media, nabrali przekonania, że grupa, do której chcieliby być
zaliczani, głosuje na PO, więc i oni zapałali miłością do Słońca Peru i stali się
gorącymi zwolennikami jego partii. Swoimi poglądami dzielą się na prawo i lewo, bez
żadnych zahamowań, po to głównie, aby każdy wiedział, że są właśnie tym elitarnym
elektoratem.
Ale jeśliby się im przyjrzeć i posłuchać tego, co mówią, to człowiek od razu nabrałby
przekonania, że coś jest nie tak. Po pierwsze, i to jest najbardziej charakterystyczne,
większość z nich nie jest w stanie uzasadnić w sposób sensowny swoich poglądów –
powtarza zasłyszane w mediach frazesy. To rzecz jasna wpisuje się doskonale w model: z
mediów wzięło się ich przekonanie, że powinni wielbić PO, więc i z mediów czerpią
inspirację dla swoich bałwochwalczych peanów na jej cześć. Jednostka, która korzysta z
mediów w sposób świadomy, od razu widzi, że slogany, które podsuwają nam autorzy programu
Szkło Kontaktowe (i innych podobnie szkodliwych), są puste i bardzo głupie, ale obawiam
się, większość ludzi nie jest zdolna do takiej refleksji.
Ich bezrefleksyjne poddawanie się dyskursowi medialnemu pośrednio jest także pokłosiem
zbyt wysokich aspiracji. Problem polega na tym, że osoby z wyższym wykształceniem, które
zdobyły je, nie mając kulturowych podstaw wyniesionych z domu, są niezwykle podatne na
manipulacje medialną. Po pierwsze sam fakt, że ktoś ma jakiś tytuł robi na nich wrażenie,
a po drugie nauczyli się bezrefleksyjnie przyjmować opinie tzw. autorytetów. System
edukacji zrobił z nich odbiorcę, który z łatwością wchłania medialną papkę i nie
przetworzywszy jej w żaden sposób, zaczyna rozpowszechniać.