Odnoszę wrażenie, że prezydent Kaczyński oczekuje jakiegoś zadośćuczynienia od narodu za to, że tak dzielnie i bohatersko zniósł rozmowy z pracownikami UOP. Doszukuje się czegoś, na dobrą sprawę sam nie wie czego. Szuka rozgłosu. Dochodzę do przekonania, że wychodzi z założenia iż nie jest ważne co i jak ludzie o nim mówią, byle mówili. Jakież to przykre i żenujące! Uważam, że służby specjalne są od tego by wiedziały wszystko i o wszystkich. I nie ma znaczenia czy to co robią to dotyczy lewicy, prawicy czy centrum gdy przy władzy jest lewica, prawica czy centrum. Oni biorą za to pieniądze i powinni wiedzieć, by zapobiegać na czas potencjalnym nieprawidłowościom, nie tylko w partiach opozycyjnych. Prezydent całą swoją postawą chce przekonać naród jaka to niesprawiedliwość spotkała go ze strony "tych służb". Jednocześnie powołuje do życia takie same ale "swoje", które będą pracowały dokładnie tak samo, a może bardziej bezwzględnie. Te teatralne postawy i gesty prezydenta w czasie przesłuchania może i robią jeszcze wrażenie na kimś oprócz niego samego, ale sądzę że nie na zbyt wielu. Kto logicznie myślący uwierzy w to, że obecnie powołane do życia służby specjalne będą pracowały inaczej niż te, które zostały rozwiązane? A takie rozwiązanie usiłuje wmówić nam prezydent i szef rządu przyznając sobie prawo do ujawniania źródeł informacji. Ha, ale cóż można sądzić o ślusarzu, który klucz do zamka wyrzuca z powodu koloru materiału z jakiego był zrobiony?