helmi
/ 80.53.43.* / 2006-05-11 15:10
Przez te 17 lat miałem wrażenie, że każdy z rządów, prywatyzację traktuje jako stały element ekonomii państwa, który będzie przynosił zyski budżetowe w nieskończoność. Jakby zapomniano, że prywatyzować można tylko to, co wcześniej komunizm stworzył lub odebrał. Patrząc na Polskę zaraz po wojnie, trudno oprzeć się wrażeniu, że do odbierania niewiele zostało. Pieniądze z prywatyzacji dobrze przeprowadzonej, mogły pokryć pokomunistyczny dług zagraniczny wielokrotnie i postawić gospodarkę na nogi. Tak się nie stało, bo prywatyzacja była przeprowadzana w sposób destrukcyjny. Obniżano wartość majątku, by ktoś był w stanie, lub mógł go kupić. Więcej; na pierwszy ogień poszły zakłady, które wcale nie musiały być gwałtownie prywatyzowane. W imię ideologii zasypywano kopalnie, a huty sprzedawano za bezcen. Dzisiaj gospodarka chińska i wojna iracka podciągnęła ceny węgla i stali. My znaleźliśmy się na lodzie. Na dodatek nie ma już co prywatyzować. Cóż zrobić, że styl naszej prywatyzacji przypomina rozprzedawanie gospodarki przez marnotrawnego syna, który tyle na tym skorzystał, że ma marskość wątroby i zaczął głęboko wierzyć w boga, bo tylko w nim zobaczył nadzieję.