dgen
/ 2010-11-26 14:29
/
Tysiącznik na forum
Maj 2010; francuski ekspert ds. katastrof samolotowych Gerard Feldzer-
O tym, że najdrobniejsza rzecz może mieć ogromne znaczenie w śledztwie mówił korespondentowi RMF FM
Markowi Gładyszowi szef Muzeum Lotnictwa w Le Bourget koło Paryża. - Warunki, w jakich prowadzone
jest śledztwo po katastrofie 10 kwietnia, nie odpowiadają zachodnim standardom – sugeruje.
Według niego najbardziej zaskakujące jest to, że na teren, na którym doszło do katastrofy, mogli
wchodzić przypadkowi ludzie - m.in. okoliczni mieszkańcy – i wynosić znalezione tam rzeczy,
np. dokumenty i drobne części maszyny.
Jego zdaniem, jeżeli śledztwo w sprawie katastrofy samolotu linii PanAm koło szkockiego miasteczka
Lockerbie byłoby prowadzone w podobnych warunkach jak pod Smoleńskiem, prawdopodobnie nigdy by nie
odkryto dowodów na to, że był to zamach bombowy, nie mówiąc o wskazaniu podejrzanych z Libii. 22 lat
temu przez pięć miesięcy ponad tysiąc policjantów i żołnierzy przeczesywało rejon tragedii i
zbierało najdrobniejsze szczątki maszyny, które były rozsiane na terenie kilkunastu kilometrów
kwadratowych. W końcu znaleziono koronny dowód zamachu bombowego - chodziło o fragment płytki obwodu
drukowanego o wielkości około jednego centymetra, który był częścią zapalnika.
Rok później, po innym libijskim zamachu na samolot DC-10 francuskich linii lotniczych UTA, zostało
przeszukanych 200 kilometrów kwadratowych afrykańskiej pustyni. Wtedy znaleziono mały fragment
zapalnika zrobionego z mechanizmu stosowanego w pralkach, który pochodził z Libii.
- Najważniejsze jest zawsze zabezpieczenie terenu katastrofy - wszystko jedno czy chodzi o zamach
czy o wypadek. Tylko w ten sposób można próbować dociec prawdy - podkreśla Feldzer.