Kłania się ordynacja wyborcza która daje partiom ( a dokładnie ich wodzom/szefom) władzę absolutną nad tym kto i na jakim miejscu wyląduje na tzw. listach wyborczych. W ten sposób stworzono prawo absurdu, prawo ( możliwe , że ?) sprzeczne z wykładnia Konstytucji RP.
Mało który poseł odważy się mieć swoje zdanie i głosować wg. swojego sumienia i rozeznania kierując się wolną i nieprzymuszona wolą.
Taka nagana sugeruje, że posłowie "podpadziochy" mogą już nie znaleźć swoich nazwisk i imion na listach wyborczych przy następnych wyborach. Praktyka pokazuje, że buntują się jedynie ci którzy mają gdzie się przenieść lub chcą utworzyć nowe inne ugrupowanie.
Rozwiązanie jest proste i demokratyczne, czyli jednomandatowe okręgi wyborcze, bez list partyjnych, gdzie decyduje ilość zebranych głosów a nie miejsce na partyjnej liście.
Jest to niewątpliwie zagrożenie dla centralizmu stosowanego w pseudo demokracjach.
Ale albo dąży się do demokratyzacji albo utrwala patologie pseudo demokracji?
Coś za coś.
Wszystko zależy do poziomu samoświadomości społeczeństwa, może to wyjaśnia dlaczego wszelkie media w tym zwłaszcza mainstreamowe tak wytrwale pracują nad ogłupianiem z jednej strony oraz nad konserwowaniem ogłupienia z drugiej strony?
Im mniej samoświadomości tym lepiej dla obecnego systemu władzy.