Forum Polityka, aktualnościGospodarka

Warszawa - inscenizacja walk powstańczych "Czerniaków 44"

Warszawa - inscenizacja walk powstańczych "Czerniaków 44"

Wyświetlaj:
Wapniak / 83.28.136.* / 2007-08-15 11:55
Warto przeczytać:
2007-08-01, 11:52:40
Mity narodowe i Powstanie Warszawskie
Tagi: debataedukacjahistoriapaństwospołeczeństwo
--------------------------------------------------------------------------------

Z wielkim hukiem rządzący nami „patrioci” obchodzą kolejną rocznicę narodowej tragedii, jaką było Powstanie Warszawskie. Tym samym mit „powstańczy” nadal jest budowany i nadal infekuje głowny młodego pokolenia.

Tożsamość każdej wspólnoty politycznej, min. narodu, opiera się na mitach. Mit nie ma tu znaczenia pejoratywnego, gdyż rozumiem to pojęcie jako zbiór przekonań, idei, tradycji, obyczajów wspólny dla ogółu członków wspólnoty. Szczególne miejsce w mitologii narodowej zajmują mity historyczne. Wyrażają one nie tylko stan świadomości, lecz także wartościują, wskazując jakie postawy polityczne są pozytywne, a jakie negatywne. Naród zdrowy i wyrobiony politycznie to taki, który obiektywnie pozytywne przykłady zachowań politycznych uznał za godne naśladowania, a te, które przyniosły mu szkodę, potępił i nakazał następnym pokoleniom nie powielać błędów.

Mitologia narodowa jest jedną z podstawowych bolączek Polaków. Nie dlatego, że mamy ją słabo rozwiniętą, lecz dlatego, że mamy ją nazbyt bujną. Nasza mitologia ma charakter a-rozumny, stoi na antypodach politycznej racjonalności. Zawsze zresztą taka była. W epoce sarmackiej, tworzył ją bełkot demokracji i liberum veto, a potem idiotyczna wiara, że nasza słabość jest naszą siłą. Ostatecznie wypaczył narodową mitologię Romantyzm. Trudno znaleźć w naszej historii epokę o większej dawce politycznego bełkotu, fantazji i bajek. Gdy politykę zaczynali prowadzić poeci, którzy uważali się za równych Bogu, a wszystkie trzy mocarstwa zaborcze wyzywali, na raz, na pojedynek na udeptanej ziemi, skutki mogły być tylko fatalne. Dla romantyków, nie walczą armie, lecz duchy - fatamorgany. Choroba weneryczna ciała narodowego, zwana Romantyzmem, przetoczyła się przez wszystkie ludy zachodnie. Tyle, że niektóre z nich – np. Anglicy – szybko się z niej wyleczyli i nie spotkała ich żadna polityczna katastrofa. Inni, jak Niemcy czy Włosi, potrafili ją spożytkować do „koncentracji nacjonalizmu” i wybudowania silnego państwa narodowego. Najsilniej Romantyzm zainfekował Francję – co zaowocowało serią rewolucji – i Polskę, gdzie romantyczny wirus jest odpowiedzialny za epidemię powstańczą. Z kosami na armaty, w setkę na dywizję – oto Romantyzm polityczny w pełnej krasie.

Niestety, choroba infantylnego bezmózgowia – a tym jest Romantyzm – dalej trawi nasz Naród. Nasza mitologia narodowa, po dzień dzisiejszy, nadal żyje mitem romantycznym: nadal czcimy irracjonalnych powstańców, którzy, choć patrioci, uczynili swojej Ojczyźnie same krzywdy. Nadal obchodzimy rocznice roku 1830 i 1863. Niektórzy spośród nas naiwnie myślą, że to są niegroźne mity historyczne – nie, te mity nie są niegroźne, nadal infekują nasze życie polityczne. Mit szkodliwy, o ile nie został wycięty jak ropiejący wrzód, rozwija się i pojawia w nowych formach. Mit powstań zemścił się na nas w latach II Wojny, w postaci Powstania Warszawskiego, gdy sanacyjne dowództwo AK zdecydowało się na atak kamikadze na niemieckie dywizje pancerne. Mit ten nadal jest czczony. Tymczasem cześć należy oddać żołnierzom, gdyż żołnierz poległy za Ojczyznę zawsze godny jest czci, ale powiedzieć prawdę o błędnych, romantycznych mrzonkach dowódców.

Trzeba wreszcie wykorzenić ostatnią mutację romantycznej choroby: mit Solidarności. Establiszmentowa centroprawica na micie tym buduje model polskiego patriotyzmu. Tymczasem Solidarność jest kolejną wersją romantycznego mitu powstańczego, bredzącego jak to pospolite ruszenie, pozbawione szans, broni, nie oglądające się na sytuację międzynarodową, rzuciło się do walki o Polskę. Z kosami na Moskala? Tak, teraz z siekierami na sowieckie czołgi; z dywizjami pospolitego ruszenia na kolumny pancerne, z procami na lotnictwo szturmowe. Z przestarzałą armią PRL-u na największą armię ówczesnego świata. Utopia! Solidarność to także zrealizowana idea roku 1863 – wtedy chłopów nie udało się zachęcić do powstania, nawet za cenę ziemi. W roku 1980, lud poszedł na barykady, za obietnicę „socjalizmu z ludzką twarzą”. Mit Solidarności jest więc nie tylko irracjonalnym politycznie mitem powstańczym, jest on także lewicowy w dziedzinie społecznej i gospodarczej. To mit zarządzania przez robotników przedsiębiorstwami, kolejarzy koleją, hutników hutami. To mit świata, gdzie wszyscy będą mieli po równo. W sferze świadomościowej, Solidarność była zajadle antykomunistyczna. W sferze podświadomości, była bolszewicka – chciała zbudować model egalitarnego socjalizmu, o którym PZPR nauczała, ale którego, na szczęście, nie udało jej się zrealizować. Jakby nie patrzeć, najbardziej liberalnym gospodarczo rządem, w powojennej Polsce, był rząd Mieczysława Rakowskiego. Kolejne, postsolidarnościowe gabinety zajmowały się mozolnym budowaniem socjalizmu, wprowadzaniem kolejnych koncesji, pozwoleń, podwyższaniem podatków starych i wprowadzaniem nowych. A jaka mogła być polityka gospodarcza ludzi, którzy wyszli z ruchu społecznego walczącego o „prawdziwy” socjalizm?

Warunkiem dokonania kontrrewolucji jest korekta mitów politycznych. Ukazanie błędów powstańców, piłsudczyków i „solidaruchów”, a ponowne przemyślenie roli Wielopolskiego, Dmowskiego, a nawet - nie zawaham się tego napisać - Jaruzelskiego.

Adam Wielomski
www.konserwatyzm.pl
Wapniak / 83.28.123.* / 2007-08-06 13:25
Nie wiem czy jest się czym chwalić?... Może lepsza byłaby lekcja z likwidacji polskiej głupoty? Niż zarażać nią dzieci?
jkj / 217.153.190.* / 2007-08-06 10:16
Ja nie jestem z Warszawy i też widziałem. A właściwie doglądałem pomiędzy liśćmi drzew, które stały pomiędzy publicznością i widowiskiem.
Organizatorzy zrobili bardzo wiele, żeby zwykły warszawiak nie mógł zobaczyć, co się dzieje na planie, czego nie można im zarzucić w stosunku do władz miasta oraz "wszystkich znajomych i przyjaciół królika", którzy bądź to dostali miejsca na galeriach, bądź rozlokowali się na planie inscenizacji (grali fotoreporterów). Podobno były specjalne zaproszenia. Sam widziałem: unteroffiziera, który krzyknął "Krzychu, chodź tu!" Pojawił się więc Krzyś z Paris Hilton I i z Paris Hilton II i zasiedli na galerii, która rzekomo miała być dla kombatantów.
Barierki zostały umieszczone za galerią więc właściwie najlepszy widok był na zady wysoko postawionych gości.
Ale najgorsze, co się stało i o co można mieć największe pretensje, to obecność dzieci w wieku znacznie poniżej 12 lat, o którym przecież informowano na plakatach. Zero reakcji straży miejskiej, o organizatorach nie wspominając.
Akurat był ze mną znajomy, psycholog, i po obejrzeniu inscenizacji stwierdził, że bankowo większość z tych dzieci będzie przeżywało negatywne reakcje na to, co zobaczyło. Ja osobiście ubolewam, że mają imbecyli za swoich rodziców. Obok jednego takiego miałem nieprzyjemność stać i słuchać płytkich komentarzy. Akurat była to mamusia, która stwierdziła, że dzieci trzeba uczyć miłości do ojczyzny, patriotyzmu i historii." Zapytam: Jak na przykład pokazane sceny z rozstrzeliwań i gwałtu? Niech mi ktoś powie, że 6 letnie dziecko powinno to było widzieć. Chyba nie będzie argumentem "za" zdanie: "bo mojemu synkowi się podobało" ?
W głowie mi się nie mieści, że rodzice uważali, że można je było na to wziąć. I że ani organizatorzy ani Straż Miejska nie reagowali. Jednak jak to zwykle bywa w naszym kraju - wszyscy byli z siebie głęboko zadowoleni.
Generalnie nie mam nic przeciwko takim inscenizacjom. Ba, chciałem przyjść na tą, po obejrzeniu rok temu walk na Zakroczymskiej. Tamte, choć w mniejszej skali, miały swoje organizacyjne mankamenty, ale przebiegały jednak sprawniej.
A zastrzeżeń do chłopaków i dziewczyn z grup rekonstrukcyjnych nie mam. Zrobili swoje świetnie i widać, że to co robią, robią z pasją. Gratulacje.
Asiula / 83.4.9.* / 2007-08-06 16:53
Miałam przyjemnośc, mówię to z dumą choć nie jestem warszawianką i nie jestem emocjonalnie związana z tym miastem, być jedną z tych które brały udział w rekonstukcji. Nikt kto nie stał po naszej stronie, stronie rekonstruktorów, nie zrozumie jakie to uczucie. Wielokrotnie spotykamy sie z negatywny odbiorem, chociaż juz rzadziej, ponieważ odtwarzamy oddział wermahtu. Ale wystarczy jedno słowo uznania zeby zapomnieć o tych wszystkich przykrych komentarzach...Nigdy nie zapomnę starszego pana, kombatanta, który po tegorocznym cxzerniakowie podszedł do nas i ze łzami w oczach powiedział: "Dzieci, tak rzeczywiście było...tylko jeszcze gorzej...Dziękuje"
A z innej beczki: Dziecie do lat 12 miało tam nie być. To że były to zasługa tylko i wyłącznie ich rodziców. Słuzby miejskie i tak miały sporo pracy (np. wtedy gdy po ledwo zakończonej rekonstrukcji widzowie przeszli przez barierki na teren który jeszcze przed chwilą był naszpikowany pirotechniką...do nieszczęścia jeden krok... A co do młodych widzów którzy zasiedli na trybunach...brak słów...To były miejsca dla kombatantów i ludzi starszych o czym organizator informował kilkakrotnie i prosił o opuszczenie trybun przez osoby których tam nie powinno być...No cóż kultura u kazdego człowieka wyraża sie inaczej.
Pozdrawiam

Najnowsze wpisy