Wydawać by się mogło, że pracownicy fabryki Della w Łodzi niewiele mają do zawdzięczenia Władimirowi Putinowi. Ale traf chciał, że Michael Dell pojechał do Davos na Światowe Forum Ekonomiczne. Traf chciał także, by 29 stycznia 2009 roku trafił do tego samego panelu dyskusyjnego co premier Rosji.
I zupełnie nie wiadomo co go skłoniło, by zadać Putinowi pytanie: „W jaki sposób sektor informatyczny może pomóc Rosji w budowaniu gospodarki w czasie wychodzenia z kryzysu i wykorzystać wspaniałe talenty naukowe jakie są w tym kraju”?
Premier Rosji zebrał myśli i potraktował kapitalistę tak jak na to zasługiwał. „Nie chcemy żadnej pomocy. Nie jesteśmy inwalidami. Nie jesteśmy ograniczeni. Ograniczeni ludzie potrzebują pomocy.” – padło ze sceny.
A dalej zostało wytłumaczone w prostych słowach, żeby pilnować swego nosa, bo w Rosji wszystkie szkoły są już podłączone do Internetu, rosyjski przemysł informatyczny zaraz zaleje świat swoimi produktami, zaś rosyjscy programiści są jednymi z najlepszych na świecie, której to opinii nie odważą się zaprzeczyć nawet Hindusi.
Forma wypowiedzi była taka, że każdy inwestor, który będzie chciał współpracować z Rosjanami zastanowi się przynajmniej trzy razy. Zastanawianie się tylko dwa razy to może być za mało. Zaś Michael Dell, który ostatnio zamknął fabrykę w Irlandii by całość produkcji przenieść do Polski, pewnie już nigdy nawet przez sekundę nie pomyśli by budować nowy zakład jeszcze dalej na wschód.
I tak to – całkiem niespodziewanie! – Władimir Putin przyczynił się do ugruntowania stabilności miejsc pracy w fabryce Della w Polsce.