W środę większość informacji sprzyjała bykom. Rano wstępne wyniki wyborów do Kongresu w USA potwierdziły wcześniejsze oczekiwania rynku.
Sondaże wskazywały na uzyskanie większości przez Republikanów w Izbie Reprezentantów oraz wyraźną utratę „siły" Demokratów w Senacie. Utrudnione rządzenie przez Baracka Obame powinno sprzyjać rynkom, które nie lubią zmian. Jednak inwestorzy wyraźnie wstrzymywali się z kupowaniem akcji w oczekiwaniu na posiedzenie FOMC. Można powiedzieć, że Fed nie zawiódł i świeże dolary niebawem popłyną na rynek. Komitet zdecydował o skupie obligacji rządowych do końca 2Q'11 na kwotę 600 mld USD.
Co prawda, oczekiwania były rozbieżne jednak często pojawiała się kwota 500 mld USD (Goldman Sachs), która przez obserwatorów przyjęta została jako konsensus. W uzasadnieniu napisano o rozczarowująco wolnym ożywieniu i chęci doprowadzenia inflacji do pożądanego (wyższego) poziomu. Ciężko jednak uwierzyć, że te pieniądze mogą rzeczywiście pomóc gospodarce szczególnie, że od połowy września rentowność popularnych 10-latek wzrosła z poziomu 2,4% do 2,6% wczoraj (bezpośrednio po komunikacie rentowność skoczyła z 2,53% do 2,65%), co dziwi z uwagi na gigantyczny popyt zgłoszony przez Fed (rentowność powinna maleć a ceny rosnąć).
Wyższe oprocentowanie pociąga za sobą oczywiście wyższe koszty kredytów w USA i mniejszy popyt, który Fed właśnie próbuje pobudzić. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że „świeże" pieniądze trafią na rynek kapitałowy i surowcowy. W takim scenariuszu utwierdza silnie tracący na wartości dolar. Najważniejszy dla światowego handlu kurs EUR/USD wybił się właśnie z prowzrostowej flagi.
W rezultacie można spodziewać się kontynuacji wzrostowego trendu jednak najbliższe dni mogą cechować się sporą nerwowością. Na rynku pojawiło się sporo byków (wycofywanie środków z obligacji i lokowanie ich w akcjach) a giełdy nie lubią takich sytuacji.