Jeszcze rano wydawało się, że dobre otwarcie na jednoprocentowym plusie pozwoli powrócić WIG20 powyżej granicy 2160 pkt. Dzięki temu znalazłby się dodatkowy popyt, a w konsekwencji rynek miałby szanse odrobić wczorajsze straty.
Nie było kapitału zdolnego do kontynuacji dobrego otwarcia co skutkowało osunięciem się indeksu na minimalny wzrost i tam rynek ugrzązł na kilka godzin. Sytuacja poprawiła się tuż po południu kiedy zachodnie indeksy zaczęły piąć się w górę. Trudno było tą zmianę tłumaczyć decyzją ECB o pozostawieniu stóp procentowych na dotychczas najniższym poziomie 1 proc., bądź też zgodną z prognozami tygodniową liczbą nowych bezrobotnych w USA. Ten drugi powód był nader wątpliwy, bo łączna liczba osób pobierających zasiłek w Stanach wzrosła.
WIG20 miał już realną szansę osiągnąć 2 proc. wzrost i walczyć o negacje wczorajszego sygnału sprzedaży, ale podaż była zbyt silna i ponownie końcówka należała do niedźwiedzi. Popyt ratował fakt, że spadek dotknął tylko największe spółki, a małym i średnim udało się utrzymać wzrosty.
Dzięki temu szeroki WIG zakończył wzrostem o 0,6 proc. czyli dwukrotnie większym niż WIG20. W spadkowej atmosferze nie pomógł indeks ISM-usługi, który był lepszy od prognoz, a zarazem najwyższy od października 2008 roku, choć nie znalazł się powyżej 50 pkt.
Patrząc na ostatnie sesje przez pryzmat otwarcia mieliśmy dziś siódmą z rzędu sesje spadkową. Ruch ten sprowadził indeks WIG20 już 8,5 proc. od szczytu, a dziś popyt w nieudolny sposób próbował wrócić do gry. Zakończyło się to wyraźnym odbiciem od strefy 2160 punktów..
Im dłużej rynek będzie przebywać pod tym poziomem tym większe problemy będą z jego przebiciem. Jeszcze jedno tak nieudane podejście i podaż w tym rejonie znacznie się zwiększy, a to będzie sygnałem do kolejnej utraty 4-5 proc. Niebezpieczeństwem są jutrzejsze dane z amerykańskiego rynku pracy, które nie zapowiadają przełomu i nie będą argumentem do zwyżki. Tą może zapewnić tylko dobry dzień na parkietach amerykańskich, a tam również nie ma pod co kupować akcji.