We wtorek wyceny spółek energetycznych notowanych na warszawskiej giełdzie odnotowały istotne zniżki. Najdotkliwiej ucierpiała PGE, której akcje przed godziną 13:00 taniały o ponad 8 proc. Znaczące straty zanotował również Tauron, którego akcje spadały o ponad 6 proc., choć w trakcie sesji przecena sięgała nawet 8 proc. Notowania Enei zniżkowały relatywnie mniej, co analitycy tłumaczą tym, że spółka ta wcześniej doświadczyła już znacznego spadku wartości po konferencji wynikowej za 2024 rok. Ujawniła wtedy plan rekordowych nakładów inwestycyjnych na poziomie blisko 8 mld zł.
Wyprzedaż akcji była bezpośrednią reakcją na słowa premiera Donalda Tuska, który we wtorek podczas Europejskiego Forum Nowych Idei wypowiedział się na temat roli firm kontrolowanych przez państwo - właśnie tych z sektora energetycznego.
Donald Tusk stwierdził, że "zadaniem państwowego menedżera, nawet jeżeli stoi na czele giełdowej spółki, np. w przypadku spółki energetycznej, jest zapewnienie państwu polskiemu bezpieczeństwo energetyczne, a polskim gospodarstwom domowym i przedsiębiorcom możliwie taniej i powszechnie dostępnej energii". Premier dodał także, że "niekoniecznie maksymalizacja zysku spółki Skarbu Państwa" powinna być priorytetem dla zarządzających.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kosztowne słowa premiera
Marek Rogalski, ekspert DM BOŚ ocenia, że słowa szefa rządu nie były przypadkowe. - Mogę zrozumieć ideę tej wypowiedzi. Nie da się ukryć, że mamy kampanię wyborczą. I słowa pana Tuska z kampanią w jakiś sposób się wiążą - mówi Rogalski.
Zastrzega, że rozumie koncepcję ekonomii społecznej, w której nie tylko maksymalizacja zysku jest celem. - Należy dzielić się ze społeczeństwem, bo są spółki istotne dla obywateli. Z tym się mogę zgodzić. Takie podejście jest charakterystyczne dla polityków. Pojawiało się i pojawiać się będzie - uważa.
Jak mówi, wpływ polityków na rynek jest nieunikniony.
Byłoby zupełnie inaczej, gdyby giełda w Warszawie nie była zdominowana przez podmioty, które są w dużej części podmiotami publicznymi, czyli państwowymi. Niestety tak nie jest. I to jest spory mankament naszej giełdy. Jest zdominowana przez państwowe firmy - zauważa Rogalski.
- Giełda patrzy na państwowe spółki inaczej niż politycy. Z punktu widzenia akcjonariusza czy funduszu, który inwestuje w jakąś spółkę, zawsze chodzi o to, by mieć taki zarząd, który będzie wyciskał, ile można, który będzie pokazywał przyrost zysków. Bo wtedy np. w porównaniu spółki z Polski ze spółką we Francji czy USA, można pokazać, że ta w Polsce jest ciekawsza, bo zyski szybciej rosną - tłumaczy analityk.
Rogalski mówi, że chociaż rozumie rozczarowanie inwestorów, trzeba pamiętać, że polski rynek ma swoją specyfikę.
To jest rynek społecznego państwa, gdzie takie wypowiedzi jak wczorajsza będą się pewnie nieraz pojawiały. Natomiast dobrze, z punktu widzenia giełdy, że we wtorek padła tylko wypowiedź. A nie zapowiedź. Gorzej, gdyby w ślad za słowami premiera poszły jakieś działania. Np. zapowiedzi dodatkowego opodatkowania - uważa nasz rozmówca.
"Słowa premiera trafiły na podatny grunt"
Zdaniem Rogalskiego wypowiedzi - takie jak ta z wtorku - na dłuższą metę nie zmieniają postrzegania spółek przez inwestorów. Wtorek był jednak dowodem na to, że mamy wyjątkowy okres na rynkach.
Przy obecnym rynku, który jest rynkiem bardzo emocjonalnym i chwiejnym - przez to, co się dzieje w USA - słowa premiera trafiły na podatny grunt. Politycy powinni o tym pamiętać - podkreśla Rogalski.
Jego zdaniem gdyby podobna wypowiedź padła np. pół roku temu, spadki byłyby mniejsze - rzędu 1,5-2 proc. Przez ogólne nastroje na rynku sięgnęły 9 proc.
Inwestorzy "wyceniają" rządy PO lepiej od rządów PiS
Ekspert zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię. - Za rządów PiS mieliśmy generalnie cały czas takie swego rodzaju dyskonto. Inwestorzy wyceniali spółki Skarbu Państwa mniej więcej o 15-20 proc. niżej. Dlaczego? Bo liczyli się z tym, że w każdej chwili może pojawić się pomysł, by te spółki obciążyć jakimś podatkiem - mówi Marek Rogalski.
- Zaraz po wyborach w październiku 2023 roku nastąpił bardzo wyraźny ruch na państwowych spółkach. Ruch do góry. Rynek uznał, że jeżeli jest zmiana władzy, to pewnie wrócą standardy corporate governance w lepszej jakości. Politycy obecnie rządzący muszą jednak zachować ostrożność. Mam wrażenie, że efektem wypowiedzi takich, jak padła z ust pana Tuska, może być powrót inwestorów do dawnych obaw. Być może rynek będzie brał znów poprawkę na to, że to są spółki Skarbu Państwa trzeba troszeczkę niżej wycenić. Z marginesem właśnie na tego typu wypowiedzi. A przede wszystkim idące w ślad za nimi czyny - posumowuje.
Ekspert: Kodeks spółek nakazuje działanie w interesie akcjonariuszy
Piotr Kuczyński, analityk rynków finansowych z Domu Inwestycyjnego Xelion, w rozmowie z money.pl wskazuje, że paradoksalnie wypowiedź premiera o zyskach państwowych spółek obniżyła ich giełdowe "wyniki". - Reakcja była krótka i do dzisiaj w zasadzie nie dotrwała. Po chwili zastanowienia inwestorzy potraktowali tę wypowiedź jak przedwyborczą zagrywkę - uważa analityk.
- Słusznie tak potraktowali, bo co prawda można - w spółkach, w których Skarb Państwa może to zrobić - zmienić zarząd, ale czy będzie wielu takich chętnych, którzy będą łamali Kodeks Spółek Handlowych po to, żeby zaspokoić żądania polityków? Wątpię. A przecież KSH nakazuje działanie w interesie akcjonariuszy. Wszystkich akcjonariuszy, nie jednego - podkreśla Piotr Kuczyński.
Wątpię, żeby rząd chciał zmienić Kodeks spółek handlowych. A alternatywą byłoby kupienie 100 proc. akcji spółki, która będzie bardziej dbać o obywateli niż o zysk, co przy obecnej mizerii budżetu jest skrajnie mało prawdopodobne. Tak więc najpewniej działanie na rzecz obywateli przejawiać się będzie jedynie w słowach, nie czynach, zarządów spółek Skarbu Państwa - uważa Kuczyński.
Wtorkowa wypowiedź premiera Tuska przypomina podobne stanowisko poprzedniego rządu. W czerwcu 2022 roku również doszło do znaczącej przeceny spółek Skarbu Państwa po tym, jak ówczesny minister aktywów państwowych Jacek Sasin stwierdził, że "obecna sytuacja gospodarcza to nie czas, aby spółki Skarbu Państwa maksymalizowały zyski". W tym tonie wypowiadał się również wtedy premier Mateusz Morawiecki, który zapowiadał, że będzie domagał się od spółek ograniczania "nadmiarowych zysków".
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl